Pan czy pani?

Lady Gaga hermafrodyta?! Takie nagłówki pojawiły się niedawno na wszystkich plotkarskich portalach internetowych. Sensację wzbudziły pogłoski, że popularna gwiazda posiada zarówno żeńskie, jak i męskie genitalia. Jako dowód załączano fotografie piosenkarki ubranej w skąpy biały strój, ukazujący w okolicy łona niewielką podłużną wypukłość. Ledwie na rozmaitych forach przycichły zaciekłe dyskusje nad wiarygodnością tych informacji, rozpętała się medialna wrzawa wokół tożsamości płciowej południowoafrykańskiej sprinterki Mogkadi Caster Semenyi, która w końcu faktycznie okazała się hermafrodytą. Ciekawość – podszyta dozą lęku przed innością – jest tak stara jak samo zjawisko hermafrodytyzmu.

Dziś hermafrodyty mogą liczyć na status gwiazd. W antyku ich los nie był godny pozazdroszczenia. Czekało je spalenie, utopienie lub w najlepszym wypadku społeczne odrzucenie

Współczesna nauka posługuje się tym terminem na określenie istot posiadających dwa komplety narządów rozrodczych: męski i żeński (polski odpowiednik to obojnactwo). Brzmiącą nieco tajemniczo nazwę zawdzięczamy starożytnym Grekom i Rzymianom, którzy przekazali nam mit o pięknym młodzieńcu imieniem Hermafrodyta. Rzymski poeta Owidiusz (I w. p.n.e.) twierdził, że Hermafrodyta w wieku 15 lat trafił do miasta Halikarnas w Karii w Azji Mniejszej. Tam spotkał nimfę Salmakis, która – zauroczona jego urodą – próbowała go uwieść. Ponieważ jej zaloty nie odnosiły skutku, nimfa wykorzystała chwilę, kiedy chłopiec kąpał się w źródełku. Wskoczyła do wody i przywarła doń całym ciałem. Bogowie wysłuchali modlitwy Salmakis i złączyli dwa ciała na zawsze.

OBLUBIENICA OBLUBIEŃCEM

O ile jednak idea reprezentowana w kulturze przez postać Hermafrodyty pojawia się w kontekście zdecydowanie pozytywnym, o tyle zjawisko hermafrodytyzmu w naturze kojarzono wyłącznie negatywnie. Obie rzeczywistości połączyła jedynie wspólna nazwa. Starożytni zaczęli bowiem używać imienia mitycznej istoty dwupłciowej na określenie osobników posiadających narządy rozrodcze obu płci. Zamiennie posługiwali się też terminem androgyne, czyli „mężczyzno-kobieta”. Określenie to może być jednak mylące, ponieważ nie każdy przypadek, zakwalifikowany przez ludzi starożytnych do androgynii, współczesna medycyna uznałaby za obojnactwo. Prawdziwy hermafrodytyzm, czyli genetyczna lub hormonalna wada układu rozrodczego, polegająca na jednoczesnym występowaniu narządów płciowych męskich i żeńskich u jednego osobnika, w rzeczywistości zdarza się bardzo rzadko – w zależności od rodzaju wady od 1 na 1500 do 1 na 150.000 urodzeń. W starożytności najprawdopodobniej określano mianem androgynii inną wadę, współcześnie nazywaną spodziectwem (hypospadias) albo hermafrodytyzmem rzekomym. W takim wypadku wewnętrzne narządy płciowe osobnika funkcjonują prawidłowo, zewnętrzne natomiast są zniekształcone i przypominają narządy płci przeciwnej, czemu często towarzyszy upodobnienie drugoi trzeciorzędnych cech płciowych. Mówiąc krótko, mylący wygląd narządów płciowych osoby dotkniętej spodziectwem może spowodować błędne rozpoznawanie płci niemowlęcia. Dziewczynka zostaje uznana za chłopca i odwrotnie, co prawdopodobnie stosunkowo często zdarzało się w czasach starożytnych. Prawdziwa płeć takiego dziecka wychodziła na jaw dopiero w okresie dojrzewania, kiedy zewnętrzne narządy płciowe zaczynały przybierać zbliżoną do normalnej postać. Taką „nagłą zmianę płci” uznawano za androgynię i uważano za zły znak.

Pewien Grek, wyzwoleniec cesarza Hadriana, Flegon z Tralleis z II w. n.e., opisał w „Mirabiliach”, czyli księdze „O cudach”, dramatyczną historię dziewczyny, której w dniu ślubu wyrósł nagle z podbrzusza męski członek. Dziewczynę zawieziono później do Rzymu i pokazano cesarzowi Klaudiuszowi, który kazał wybudować na Kapitolu ołtarz Zeusowi Odwracającemu Zło. W rozumieniu starożytnym nieszczęśliwa oblubienica stała się hermafrodytą, choć dziś jej przypadek zakwalifikowalibyśmy przypuszczalnie jako spodziectwo. Osoba dotknięta taką przypadłością miała szansę ułożyć sobie życie, przyjąwszy nową tożsamość i nowe imię. Flegon pisze dalej: „Był inny hermafrodyta w tym czasie w Epidauros – dziecko z ubogiej rodziny, które wcześniej nosiło żeńskie imię Symferusa. Ale kiedy stało się mężczyzną, nazwano go Symferon. Spędził życie jako ogrodnik”.

GNIEW BÓSTW NIEŚMIERTELNYCH

 

Sprawa wyglądała inaczej, gdy na świat przychodziło niemowlę noszące cechy obu płci. Duma Halikarnasu Starożytni poeci – poza przygodą z nimfą – nie przypisali Hermafrodycie więcej przygód. Młodzieniec funkcjonował więc w literaturze raczej nie jako konkretna postać, ale symbol ucieleśniający ideał boskiej pełni, jedności i doskonałości. Wskazywałoby na to także jego dziwne imię, które według starożytnych miało po prostu zaznaczać jego boskie pochodzenie jako syna Hermesa i Afrodyty. Badacze przypuszczają jednak, że takie złożenie imion dwojga bogów ma głębszy sens. Prawdopodobnie pochodzi z miejsca, gdzie istniał wspólny kult Afrodyty i Hermesa, czczonych jako strażnicy seksualnego zespolenia, i wiąże się z archaicznymi rytuałami ślubnymi. Być może kult obojga bogów przerodził się w kult jednego bóstwa – Hermafrodyty. Dopiero później, kiedy znaczenie starożytnego kultu uległo zapomnieniu, stworzono mit o postaci Hermafrodyty, by wytłumaczyć niejasność w imieniu. 60-wierszowa inskrypcja odkryta w 1995 r. w ruinach starożytnego Halikarnasu (dzisiejsze Bodrum w Turcji) dodaje drobny szczegół do wiedzy o postaci mitycznego Hermafrodyty. Napis, zatytułowany przez badaczy Duma Halikarnasu, wyryty jest w kamiennej płycie, umieszczonej w starym murze miejskim. Musiał niegdyś pełnić funkcję ówczesnego przewodnika turystycznego, wylicza bowiem wszystkie atrakcje, które odwiedzający miasto powinien zobaczyć. Między innymi zachwala należące do miasta źródło Salmakis – „uroczą siedzibę nimfy, która jako pierwsza dostała w swe piękne ramiona naszego chłopca, Hermafrodytę, i wychowała na wspaniałego mężczyznę, który wynalazł małżeństwo i narzucił więzy prawne łożu małżeńskiemu”. Starożytni Grecy i Rzymianie byli przekonani, że narodziny hermafrodyty nie miały nic wspólnego z przypadkiem. Przeciwnie: oznajmiały gniew bóstw nieśmiertelnych, a to z kolei wróżyło nieuniknioną klęskę i nieszczęście. Dziecko o cechach anormalnych uważano nie tylko za potwora, będącego dobitnym znakiem boskiego niezadowolenia i stanowiącego karę samą w sobie, lecz także za zwiastuna nadciągającego niepowodzenia. Karą, jakiej obawiano się najbardziej, była powszechna bezpłodność, dotykająca całą krainę, na której terenie pojawiło się takie monstrum. Miała wyjaławiać zarówno ziemię, jak i łona kobiet oraz samic wszystkich zwierząt.

Aby oddalić zagrażające zło, wspólnota musiała niezwłocznie przystąpić do rytuałów mających przejednać bogów. W tym celu posługiwano się obrzędami, których pochodzenie sięga epoki przedpiśmiennej. Niestety do naszych czasów zachowało się jedynie kilka wzmianek w tekstach starożytnych na temat przyjścia na świat hermafrodyty. Autorzy byli jednak dość jednomyślni co do sposobu postępowania…

W Grecji rodzina dotknięta tą zmazą zwoływała zgromadzenie ludowe, na które zanoszono dziecko. W Rzymie o losie noworodka decydował senat. Gremia wzywały następnie wróżbiarzy, którzy mieli właściwie zinterpretować złowróżbny znak. Mędrcy starali się odgadnąć, zwiastunem jakiego nieszczęścia jest nowo narodzony potwór i – stosownie do okoliczności – proponowali odpowiedni rytuał oczyszczający. W Rzymie szukano także rady w Księgach Sybillińskich, nad którymi pieczę sprawowało kolegium decemwirów.

GIŃ, POTWORZE!

Przede wszystkim należało się pozbyć potworka. Istniał cały szereg greckich i rzymskich praw nakazujących porzucenie dziecka anormalnego. Nie należy mylić tego z przypadkiem, gdy ojciec decydował o pozbyciu się niemowlęcia ze względu na chorobę, wątłość malca czy ubóstwo rodziny. Wystarczyło wówczas pozostawić dziecko w miejscu uczęszczanym, aby miało szansę przeżyć. Natomiast urodzenie się istoty anormalnej wymagało decyzji państwowej, podejmowanej z pobudek religijnych. I tutaj sprawy się komplikowały, ponieważ dziecko należało usunąć skutecznie i definitywnie, ale bez użycia przemocy. Te obostrzenia wynikały z obawy przed powołaniem do życia złośliwej zjawy mogącej zaszkodzić żyjącym. Wierzono bowiem w istnienie trzech kategorii szczególnie niebezpiecznych duchów: zmarłych przedwcześnie, zmarłych wskutek przemocy oraz tych, których ciało nie zostało pogrzebane. Uśmiercone niemowlę automatycznie podpadałoby pod dwie pierwsze kategorie. Aby uniknąć niepożądanych następstw, uciekano się do wybiegów. W Grecji porzucano dziecko w miejscu odludnym, prawdopodobnie wykorzystując naturalne rozpadliny w ziemi. Rzymianie umieszczali dziecko w koszyku lub skrzynce i wrzucali do wody. W 9 na 16 przypadków, opisanych przez historyków rzymskich Tytusa Liwiusza (I w. p.n.e./I w. n.e.) i Juliusza Obsequensa (IV w. n.e.), hermafrodytę wrzucono do morza, w jednym przypadku do rzeki. W pozostałych 6 los niemowlęcia jest nieznany.

Przekaz Flegona z Tralleis, w którym zachował się najobszerniejszy opis okoliczności narodzin hermafrodyty, drastycznie różni się od świadectw rzymskich. Grecki pisarz mówi wyraźnie o nakazie spalenia zarówno dziecka, jak i matki, wydanym przez wróżbitów w greckiej krainie Etolii w epoce hellenistycznej. Badacze zazwyczaj uważają tę historię za przesadę ze strony autora – przemawiają za tym elementy absurdu i groteski cechujące opowieść. Z drugiej strony dysponujemy jeszcze dwoma wstrząsającymi świadectwami o spaleniu hermafrodytów. Inny grecki pisarz, Diodor z Sycylii, piszący 2 wieki przed Flegonem, przytacza z oburzeniem w dziele „Biblioteka” historię o tym, jak w 91 r. p.n.e. w przededniu wojny domowej pewien mieszkający w pobliżu Rzymu Italczyk poślubił hermafrodytę. Powiadomiony przez niego senat, pod wpływem przesądnego strachu, nakazał nieszczęsną istotę spalić żywcem, kierując się radami wróżbitów etruskich. Analogiczny wypadek spalenia miał się zdarzyć w tym samym czasie w Atenach.

NIEKOŃCZĄCE SIĘ OFIARY

Usunięcie uosabianej przez hermafrodytów zmazy było podstawowym obrzędem oczyszczającym. Po jego dokonaniu należało przejść do rytuałów ekspiacyjnych, czyli pokutnych. W tym celu stosowano szereg praktyk mających przebłagać rozgniewanych bogów. Nie zachowały się świadectwa, jak rytuał ten wyglądał w starożytnej Grecji, ale wiemy, że w Rzymie posługiwano się dwoma schematami: „rytem greckim” oraz „rytem etruskim”. Najczęściej pojawiającym się elementem „rytu greckiego” są modlitwy i ofiary spełniane przez młode dziewczęta, zgromadzone w trzech 9-osobowych grupach. Obchodziły miasto, śpiewając hymn na cześć Junony. Tę ceremonię mogły dopełniać inne obrzędy, sprawowane m.in. przez grupę matron.

Dwa fragmenty Ksiąg Sybillińskich, zachowane u Flegona z Tralleis, przedstawiają szczegółowo obrządek ekspiacyjny. Pierwszy sposób na przebłaganie bóstw polegał m.in. na zgromadzeniu srebra w celu ofiarowania go bogini Demeter, trzykrotnych ofiarach z 9 byków oraz ofiarach z białych jałówek składanych przez trzy 9-osobowe grupy dziewcząt, modłach do Hery według „rytu greckiego” w wykonaniu tych samych dziewcząt, ofiarach z pochodni dla Demeter, trzykrotnych libacjach dla Demeter spełnianych przez matrony oraz takich samych ofiarach dla Persefony. Nieszczęścia można było uniknąć także w inny sposób. Księgi nakazywały ofiarować szaty Persefonie i złożyć jej dar z tego, co najpiękniejsze i najlepsze na świecie. Wyrocznia zalecała ponadto ofiarę z czarnego byka dla Hadesa-Plutona z procesją w odświętnych szatach, ofiary – z kozła dla Apolla i z białej jałówki dla Hery – i wiele innych podobnych obrzędów.

Z upływem czasu stosunek ludzi antyku do hermafrodytyzmu zaczął się zmieniać. Choć – jak podaje Diodor Sycylijski – w świecie rzymskim jeszcze w 92 r. p.n.e. dochodziło do aktów rytualnego spalenia dorosłych hermafrodytów, już w I w. n.e. Pliniusz Starszy pisał: „Hermafrodyci byli niegdyś uważani za znaki wieszcze, dziś służą uciesze”. Wydaje się, że wskutek upadania wiary w bezpośrednie sygnały od bogów, miejsce ustępującego lęku zajęła stopniowo ciekawość wobec inności i niezwykłości. Taka sama ciekawość, która dziś rozpala fanów Lady Gagi i sprinterki Semenyi.

 

Duma Halikarnasu

Starożytni poeci – poza przygodą z nimfą – nie przypisali Hermafrodycie więcej przygód. Młodzieniec funkcjonował więc w literaturze raczej nie jako konkretna postać, ale symbol ucieleśniający ideał boskiej pełni, jedności i doskonałości. Wskazywałoby na to także jego dziwne imię, które według starożytnych miało po prostu zaznaczać jego boskie pochodzenie jako syna Hermesa i Afrodyty. Badacze przypuszczają jednak, że takie złożenie imion dwojga bogów ma głębszy sens. Prawdopodobnie pochodzi z miejsca, gdzie istniał wspólny kult Afrodyty i Hermesa, czczonych jako strażnicy seksualnego zespolenia, i wiąże się z archaicznymi rytuałami ślubnymi. Być może kult obojga bogów przerodził się w kult jednego bóstwa – Hermafrodyty. Dopiero później, kiedy znaczenie starożytnego kultu uległo zapomnieniu, stworzono mit o postaci Hermafrodyty, by wytłumaczyć niejasność w imieniu.

60-wierszowa inskrypcja odkryta w 1995 r. w ruinach starożytnego Halikarnasu (dzisiejsze Bodrum w Turcji) dodaje drobny szczegół do wiedzy o postaci mitycznego Hermafrodyty. Napis, zatytułowany przez badaczy Duma Halikarnasu, wyryty jest w kamiennej płycie, umieszczonej w starym murze miejskim. Musiał niegdyś pełnić funkcję ówczesnego przewodnika turystycznego, wylicza bowiem wszystkie atrakcje, które odwiedzający miasto powinien zobaczyć. Między innymi zachwala należące do miasta źródło Salmakis – „uroczą siedzibę nimfy, która jako pierwsza dostała w swe piękne ramiona naszego chłopca, Hermafrodytę, i wychowała na wspaniałego mężczyznę, który wynalazł małżeństwo i narzucił więzy prawne łożu małżeńskiemu”.