Polityczne rozgrywki: Assad i inni

Mocarstwa same hodują dyktatorów, których ciężko potem obalić

Syria spływa krwią. W ciągu półtora roku walki z dyktaturą zginęło tam bez mała dwadzieścia tysięcy ludzi, w ogromnej większości bezbronnych cywili. I będą ginąć dalej. To państwo stało się terenem rozgrywki mocarstw, z których dwa, Rosja i Chiny, blokują wszelkie rozwiązania nabrzmiałego problemu. Dla Rosji to zbyt ważna baza na Bliskim Wschodzie, a Assad jest zbyt cennym sojusznikiem, żeby mu szkodzić. Chiny chętnie postawiłyby tam swoją stopę. A co na to mocarstwa zachodnie? Dyskutują i rozważają, czy warto wspierać rebeliantów i co się stanie, gdy dyktator zostanie obalony. Co prawda za pewien postęp można uznać oświadczenie rzecznika Białego Domu, który nazwał Assada brutalnym tyranem, mordującym własny naród, ale to niczego nie zmienia. I znowu okazuje się, że przywódcy USA  i mocarstw europejskich nie odrobili lekcji z historii. 

W 1935 r. pokaz siły Armii Czerwonej na poligonie pod Kijowem przeraził zachodnich obserwatorów. Doświadczeni generałowie, zaskoczeni, patrzyli na desant tysięcy spadochroniarzy, formacji nieznanej na Zachodzie. Obserwowali, jak na polowym lotnisku lądowały ciężkie samoloty TB-3, a z ich kadłubów wyjeżdżały tankietki i działa. A potem, tysiąc czołgów z marszu sformowało szyk uderzeniowy. Tyle czołgów na jednym poligonie?! Cała British Army miała ich niecałe cztery setki! Nic dziwnego, że brytyjscy i francuscy generałowie uznali, że jest się czego bać. I ta kijowska lekcja zmieniła politykę państw demokratycznych. W najgorszy sposób.

Politycy nie zrobili nic, aby przygotować się do odparcia radzieckiej agresji, która stawała się oczywista. Uznali natomiast, że zamiast wydawać pieniądze podatników na zbrojenia, należy do obrony zachodniej cywilizacji przed bolszewickimi hordami zatrudnić Herr Hitlera. Europejczyk, wygadany, zajadły antykomunista, nadawał się jak nikt inny do wykonania tego zadania. Ten piękny obraz psuła trochę nazistowska polityka wewnętrzna: obozy koncentracyjne, krwawa rozprawa z opozycją, represje wobec Żydów… Ale tak jak dziś politycy przymykają oczy na zbrodnie Assada, tak wtedy zachodnie demokracje nie widziały zbrodni Hitlera i jego działań jednoznacznie wskazujących, że zmierza ku wojnie. 

Nie zareagowali, gdy w 1935 roku odrzucił traktat wersalski, który miał być podstawą powojennego porządku. A wtedy mogli Hitlera łatwo przepędzić. Wehrmacht w pierwszych miesiącach po utworzeniu nie stanowił siły, która mogłaby zagrozić potężnej armii francuskiej. Ale Wehrmacht był potrzebny… państwom demokratycznym, które liczyły, że zatrzyma bolszewików, gdy ci ruszą na podbój Zachodu. Dlatego i brytyjscy, i francuscy politycy zatroszczyli się o odpowiednie warunki rozwoju niemieckich wojsk, gdy intensywne zbrojenia wyczerpywały niemiecką gospodarkę. Londyn i Paryż zaakceptowały zabór Austrii. W efekcie terytorium Rzeszy powiększyło się o ponad 80 tysięcy km kw. zamieszkanych przez blisko 7 mln ludzi. Gospodarka niemiecka otrzymała duże zasoby surowców ważnych dla przemysłu zbrojeniowego. W bankach zagarnięto znaczne ilości złota i rezerw dewizowych. Hitler zatroskany pogarszającym się stanem niemieckiej gospodarki mógł odetchnąć. 

Wszystko w imię obrony Zachodu przed bolszewikami. Temu samemu celowi służyła zgoda na oddanie Niemcom zachodniej Czechosłowacji, brutalnie ignorująca interesy naszych sąsiadów. Do negocjacji prowadzonych w Monachium we wrześniu 1938 r. przez Hitlera, Mussoliniego, Chamberlaina i Daladiera nie dopuszczono przedstawicieli czechosłowackiego rządu. Nie wpuszczono ich na salę obrad, lecz przez całą noc trzymano pod strażą. Gdy rano dowiedzieli się o decyzjach mocarstw, dr Vojtech Mastny powiedział do brytyjskiego dyplomaty, informującego go o zmianach granic Czechosłowacji, w których wyniku Niemcy przejęli czeskie umocnienia: „To jest okrutne i kryminalnie głupie! Nie tylko oddaliście naszą ziemię, ale poświęciliście naszą obronę! Wszystko to oddaliście nazistom!”.

Wygląda na to, że Czech zupełnie nie rozumiał racji stanu… Wielkiej Brytanii i Francji. Przecież było oczywiste, że gdy Armia Czerwona ruszy na zachód Europy, to szerokim frontem: od Bałtyku do węgierskich nizin. Zachodnia Czechosłowacja obsadzona przez oddziały Wehrmachtu byłaby więc ważnym rejonem obrony. W 1939 roku, gdy Hitler złamał i te ustalenia, zagarniając całe Czechy, politycy znowu cofnęli się. Zajęli się skierowaniem Wehrmachtu na Polskę, co okazało się zadaniem łatwym, zważywszy, że polski minister spraw zagranicznych Józef Beck naiwnie uwierzył w zachodnie gwarancje. A powinien wiedzieć, że w brytyjskich siłach zbrojnych liczy się tylko marynarka wojenna, a ta nie wpłynie na Bałtyk. Zaś Francja nie po to budowała Linię Maginota, aby wypuszczać swoich żołnierzy poza jej umocnienia. I tak się stało. A wtedy do rozpaczliwie broniącej się Polski nie dosłano ani jednego zakupionego przez nią czołgu i ani jednego samolotu, choć grupa polskich pilotów i mechaników czekała na granicy na spodziewaną dostawę.

Historia się powtarza? I cóż z tego, że daleko od naszych granic, gdy duchy Chamberlaina i Daladiera krążą nad Europą.