Polowanie na białych Murzynów

Trzech morderców skazano we wrześniu na karę śmierci. Swojej ofierze, 13-letniemu chłopcu, odrąbali ręce, nogi i głowę. Tylko dlatego, że był albinosem

Dopiero w ubiegłym roku, pod presją opinii międzynarodowej, władze Tanzanii podjęły walkę z procederem, który w XXI w. wydaje się wręcz niewiarygodny. Na granicy z Burundi zatrzymano mężczyznę próbującego przemycić głowę dziecka. Chciał ją przekazać klientowi, który obiecał mu zapłatę uzależnioną od wagi „towaru” – im głowa lżejsza i mniejsza, tym wyższa cena. Kilka dni później tanzański dziennik „Daily News” poinformował o aresztowaniu rybaka, który sprzedał swą 24-letnią żonę gangowi zabójców. Kolejne doniesienia brzmiały jeszcze bardziej szokująco: „odnaleziono pozbawione kończyn zwłoki siedmiomiesięcznego niemowlęcia”. Wszystkie ofiary były albinosami.

DZIECI ZŁEGO DUCHA

Genetyczna wada powodująca brak melaniny w skórze, włosach i tęczówce oka sprawia, że odmienności albinosów nie sposób nie dostrzec. Szczególnie zauważalna jest oczywiście w Czarnej Afryce.

W zamierzchłej przeszłości „białe” noworodki uważano tam za zwiastuna nieszczęścia i najczęściej zabijano po narodzeniu. Ludowy przesąd głosił, że są owocem związku czarnej kobiety z duchem lub demonem. W minionym stuleciu misjonarze i bardziej światli Afrykanie dość skutecznie wyplenili te ponure wierzenia. Na albinosów nadal patrzono podejrzliwie, ale pozwalano im żyć.

Z powodu braku pigmentu, czyli naturalnej ochrony przed promieniowaniem ultrafioletowym, albinosi są nadwrażliwi na światło i słońce. W warunkach afrykańskich oznacza to natychmiastowe poparzenia, groźbę utraty wzroku i rozmaite choroby skóry, od owrzodzeń po nowotwory. Dlatego za dnia pozostają w ukryciu, a domy opuszczają po zmierzchu.

„Ta podwójna odmienność sprawiała, że zwłaszcza na wsiach uważano tych ludzi za czarowników i obawiano się ich magicznej mocy” – wyjaśnia prof. Simeon Mesaki, socjolog z uniwersytetu w Dar es-Salam. „Strach gwarantował im bezpieczeństwo. Kilka lat temu sytuacja uległa jednak zmianie i magiczną moc zaczęto przypisywać nie tyle albinosom, ile częściom ich ciała”. Wieść, że kończyny, czaszki, genitalia, oczy i języki mogą posłużyć jako amulety, a wypita krew pozwala przejąć ich nadprzyrodzoną siłę, szerzyli samozwańczy uzdrowiciele, którzy zwietrzyli okazję do zarobku.

CHCEMY TWOICH NÓG

 

Oficjalne statystyki mówią o 53 zamordowanych, jednak liczba ofiar może być znacznie wyższa. Rodziny zabitych nie zawsze informowały o zbrodniach, a zdarzało się, że same w nich uczestniczyły.

Tanzańskie Stowarzyszenie Albinosów (AAT) zebrało na to wiele dowodów. Jednym z nich jest relacja kobiety o imieniu Salma. W listopadzie 2008 r. członkowie rodziny kazali jej ubrać dziecko na czarno, zanieść do stojącej na uboczu chaty i zostawić samo.

Salma uznała, że chodzi o jakiś rytuał. Kilka godzin później do wsi przyjechała grupa nieznanych mężczyzn. Skierowali się prosto do chaty, więc musieli wiedzieć, po co przybyli. Przerażona matka pobiegła za nimi, ale nie mogła już nic zrobić. Przybysze odrąbali maczetami nogi i głowę dziecka, tryskającą krew zebrali do garnka i odjechali. Policyjne dochodzenie wykazało, że rodowa starszyzna sprzedała chłopca za 2 miliony szylingów (równowartość ok. 5 tys. złotych).

Jeszcze dalej posunął się nauczyciel z wioski pod Aruszą, który w tajemnicy zabił swojego syna, a sąsiadom opowiadał, że dziecko zaginęło. Na podstawie anonimowych donosów zlokalizowano jednak grób i przeprowadzono ekshumację. W ziemi znajdował się jedynie okaleczony tors ofiary.

Ujawnianie podobnych historii sprawiło, że albinosi przestali wychodzić z domów. Nie daje to im jednak gwarancji bezpieczeństwa. Bandy morderców polują na nich jak na zwierzęta, tropią, osaczają i zabijają. Zawsze w ten sam sposób – obcinając kończyny żywcem.

50-letni Nyerere Rutahiro jadł z rodziną obiad, gdy do domu weszło kilku mężczyzn udających policjantów. Oświadczyli, że jest aresztowany i ma z nimi wyjść. Gdy poprosił o okazanie dokumentów, wyjęli maczety i na oczach żony zaczęli go ćwiartować. „Krzyczeli: Chcemy twoich nóg!” – zeznała kobieta.

Nawet jeśli ofiarom nie odcięto głowy, umierają z wykrwawienia i zakażeń. Jedną z dwóch albinosek, które przeżyły napad, jest 28-letnia Mariamu Stanford. Dotarła do niej reporterka amerykańskiej telewizji ABC. „W środku nocy obudził mnie hałas. Zobaczyłam w izbie kilku mężczyzn. Powiedzieli, że przyszli po moją rękę. Prosiłam, by nie robili mi nic złego, bo jestem w ciąży”. Napastnicy wspaniałomyślnie oświadczyli, że jeśli kobieta nie będzie krzyczała, utną jej tylko jedną rękę. Odrętwiała ze strachu milczała, ale gdy odrąbali jej ramię, zawyła z bólu. „Wtedy odcięli mi drugą rękę. Wrzucili ją do worka i uciekli”.

Mariamu zdołała o własnych siłach dotrzeć do szpitala, szła sześć godzin. Przeżyła, ale straciła dziecko. Następnego ranka sprawcy ataku zostali zatrzymani. Wśród napastników okaleczona kobieta rozpoznała sąsiada ze swojej wioski. Kilka dni później wpadła w panikę, gdy zobaczyła go na wolności.

To nie jedyny przypadek, gdy mimo ewidentnych dowodów winy bandyci pozostali bezkarni. Skorumpowana policja udaje bezradność, a w rzeczywistości chroni ich. Oczywiście nie bezinteresownie. Przeciętny mieszkaniec ubogich regionów Tanzanii zarabia rocznie około 800 dolarów. Zleceniodawcy zabójstw płacą za kończyny i inne organy albinosa od półtora do dwóch tysięcy dolarów. Wystarczająco dużo, by mordercy mogli podzielić się zyskiem z policją i zapewnić sobie jej opiekę.

„Gdy byłem dzieckiem, słyszałem za plecami szepty: zeru, zeru (duch, duch). Dziś słyszę: interes, interes” – tak zmianę sytuacji opisuje Samuel Mluge, przewodniczący Tanzańskiego Stowarzyszenia Albinosów. Mimo że jest postacią powszechnie znaną, żyje w strachu o siebie, żonę i piątkę dzieci. Przed ich domem już kilkakrotnie zatrzymywały się podejrzane samochody. „Obserwują nas. Wiedzą, że tu jesteśmy” – mówił dziennikowi „Daily News”. „Siedmioro albinosów w jednym miejscu to wielka pokusa”.

Władze Tanzanii, zamiast zwalczać makabryczny proceder, długo go ukrywały. Do działania w dużej mierze zmusił je Peter Ash, szef kanadyjskiej organizacji broniącej praw albinosów „Under the Same Sun” (Pod tym samym słońcem). Pojechał do Afryki, dotarł do wielu ofiar, zebrał ich wstrząsające relacje. Po powrocie do Kanady zainteresował sprawą media i jego śladem ruszyli reporterzy.

NIKT NIC NIE WIE

Udająca klientkę dziennikarka BBC bez trudu nawiązała kontakt z wiejskimi uzdrowicielami, którzy za 2 tys. dolarów zobowiązali się dostarczyć dowolną część ciała albinosa. W swoim reportażu ujawniła, że szarlatani korzystają z protekcji policji i urzędników.

Po tych rewelacjach prezydent Tanzanii Jakaya Kikwete wygłosił telewizyjne przemówienie. Przekonywał, że albinosi są takimi samymi ludźmi jak wszyscy, a ich prześladowania przynoszą wstyd całemu narodowi. Na dowód dobrych intencji wprowadził do parlamentu pierwszą w historii albinoskę, prawniczkę Al-Shymaa Kway-Geer.

Dlaczego w Tanzanii?

Według WHO albinizm dotyka jedną osobę na 170-200 tys. W społecznościach dopuszczających związki między krewnymi występuje częściej. Wynika to z większego prawdopodobieństwa spotkania się nosicieli genu recesywnego, wywołującego chorobę, i przekazania go potomstwu. W krajach Czarnej Afryki albinosem jest 1 osoba na 4–5 tys., a wokół Jeziora Wiktorii – 1 na tysiąc. Tu działają łowcy ludzi. Przyczyn odżycia zabobonów szuka się w pogarszającej się sytuacji ekonomicznej, załamaniu systemu edukacji i… horrorach nigeryjskich. Ich bohaterami są albinosi, przedstawiani jako demony, które nie czują bólu, więc można je ćwiartować bez wyrzutów sumienia.

Gdy podjęła pracę, odkryła, że administracja państwowa i służba zdrowia nie dysponują nawet orientacyjnymi danymi o osobach dotkniętych bielactwem. Ze Stowarzyszeniem Albinosów sporządza rejestr, by wiedzieć, kogo chronić. Spis obejmuje 8 tys. osób, ale eksperci szacują, że może ich być nawet 170 tys.! Wielu przerażonych, zwłaszcza przepędzone przez rodziny matki z dziećmi, żyje w odosobnieniu. Gdy giną, nikt tego nie zauważa.

Najgorsza sytuacja panuje na wsiach w okolicach Jeziora Wiktorii. Ludzie utrzymują się tam z rybołówstwa i górnictwa. „Ich życie zależy od tego, co złowią i wykopią. Chodzą więc do czarowników i pytają, co zrobić, by zapewnić sobie powodzenie. A ci odpowiadają: przynieś mi palce, włosy, kości, jakąkolwiek część ciała albinosa. Albo zapłać mi, bo akurat mam coś odpowiedniego dla ciebie” – tłumaczy pani Kway-Geer.

Pracujący na czarno górnicy w kopalniach złota wierzą, że szczęście uśmiechnie się do nich, jeśli spryskają pokład krwią. Rybacy wplatają w sieci rude włosy albinosów. Największą moc przypisuje się jednak kościom kończyn, czaszkom, oczom i penisom. Szamani robią z nich amulety. Te archaiczne wierzenia odżyły nie tylko w Tanzanii, „zamówienia” napływają z wielu krajów Czarnej Afryki. Rosnący popyt dodatkowo zwiększa zagrożenie. Łowcy ludzi stali się tak bezczelni, że potrafią porywać dzieci odprowadzane przez rodziców do szkoły lub włamywać się nocą do chat i ćwiartować ofiary na oczach domowników.

Posłanka Kway-Geer na prowincji korzysta z ochrony. Biedacy uciekają do miast, gdzie wiara w przesądy jest słabsza. Najbezpieczniejszym miejscem stał się szpital onkologiczny w Dar es-Salam, gdzie gromadzą się już nie tylko albinosi chorzy na raka skóry. W parku dokoła koczuje stu bezdomnych uciekinierów.

Spokoju nie mają nawet po śmierci. Ich kości wciąż stanowią cenny łup, mogiły są rozgrzebywane, zwłoki profanowane. By temu zapobiec, rodziny zalewają groby betonem. Rząd Tanzanii zapowiada, że zapewni ochronę białym obywatelom. Tylko kto ją zagwarantuje, skoro policja jest skorumpowana, a cena za głowę albinosa podskoczyła z 2 do 3 tysięcy dolarów.