Raper deklaruje: Nie chcę zapomnieć

Seweryn Kruk ma 18 lat. Wszyscy wołają na niego Stiwen. Jego pseudonim sceniczny to stiweQ. Rapuje. W sieci jest o nim głośno. Zwłaszcza odkąd opublikował na YouTube swój pierwszy teledysk.

Gdyby była mowa o filmie, scenariusz tej historii zasługiwałby na Oscara. Jest w niej wszystko. Tajemnica, łzy, dramat, brutalny mord.

 

Raperom nie wypada płakać. Ale gdy Stiwen wykonuje „Pamiętam o Tobie”, kompletnie przestaje się kontrolować. Rozkleja się. Tak jest zawsze, gdy wraca temat Emilii. Była ledwie o dwa lata starsza. Podobno czas leczy rany. Ale koszmar, który wtedy się zaczął, odżywa każdego dnia. Tak jest również dziś.

 

„Opowieść o tym, jak moje

życie się zmieniło,

Dramat, o którym nawet

mi się nie śniło.

Cały czas myślę o tym,

co się wtedy stało.

Problemy rodzinne

– żeby tego było mało”.*

 

Robili sobie tysiące zdjęć

 

Baszewice to mała wieś w województwie zachodniopomorskim. Dawny PGR. Zero pracy, zero nadziei, zero jakichkolwiek perspektyw. Emilia mieszkała tu od urodzenia. Przez lata marzyła, by się stąd wyrwać. Najlepiej z pomocą księcia na białym koniu. Ale ci do Baszewic najwyraźniej nie docierają.

 

Gdy była dzieckiem, matka porzuciła ją i pojechała na poszukiwanie własnego księcia. Zamieszkała w Niemczech. Emilia została z ojcem. Ten ożenił się po raz drugi. Szybko pojawiło się przyrodnie rodzeństwo. W małym mieszkanku zaczęło robić się ciasno. Ojciec, macocha, trójka dzieci. Emilia zeszła na drugi plan. Zaczęły się konflikty. Ucieczki z domu. W końcu, w wieku 17 lat Emilia wyprowadziła się do mieszkającej dwa kilometry dalej babci. Postanowiła, że zostanie fryzjerką. Zapisała się do odpowiedniej szkoły. Wieczory spędzała, włócząc się z koleżankami i wyobrażając sobie, gdzie też może się podziewać jej książę. Podczas jednego z takich spacerów spotkała Karola M.

 

– Zawsze twierdziła, że ona go kocha – wspomina Jowita Kruk, jej macocha. – Wszędzie chodzili razem, za rączkę. Robili sobie tysiące zdjęć. Wszystkie podarłam. Zostało kilka. Tych, na których nie widać jego twarzy. Nie zniosłabym dziś tego wzroku.

 

Jarosław Kruk, ojciec Emilii: – Było widać, że jest dziwny. Ale nikomu nie przychodziło do głowy, że to wszystko aż tak może się skończyć. Gdyby człowiek wiedział wcześniej tyle, ile wie teraz, to może by było inaczej, nie? Polak mądry po szkodzie. Większość rzeczy dopiero teraz wychodzi na jaw.

 

„Wiele nauczyły mnie

twoje głupie błędy.

Jak teraz iść? No,

powiedz mi którędy!

Nie wybaczę rodzinie,

która zadała tyle ran.

Kochałaś go – on gdzieś

to miał”.*

 

Na początku było pięknie. Emilia opowiadała koleżankom, że Karol to ten jedyny. Romantyczny, czuły – kiedy mówiła o nim, aż błyszczały jej oczy. Krótko po tym na świat przyszła Natasza. Wtedy wszystko z dnia na dzień zaczęło się gwałtownie pogarszać.

 

Mimo młodego wieku Emilia nie była złą matką. Nie przestraszyła się obowiązków. Wręcz przeciwnie. Cieszyła się, że wreszcie będą mogli stworzyć z Karolem pełną rodzinę. Po porodzie zaczęły się jednak problemy finansowe. Młodzi tułali się od stancji do stancji. Atmosfera z każdym kolejnym dniem stawała się coraz gęstsza.

 

Jowita Kruk: – Wyzywał ją od różnych. Od dziwek, od szmat… Później pojawiła się przemoc fizyczna. Ja ją kilkanaście razy widziałam w siniakach. Opowiadała, że zaczął pić. A kiedy wypił, zachowywał się jak psychopata. Dusił, kneblował ją taśmą, krępował jej ręce i nogi. Potrafił zamknąć ją związaną w szafie na cały dzień. Dopóki ta agresja z niego nie uleciała, to ona tam siedziała. Mówiłam jej, żeby odeszła, ale nie chciała. Bała się, że nie poradzi sobie jako samotna matka.

 

– Tam był element bardzo silnej zazdrości o nią – mówi jeden ze śledczych. – A przez zazdrość ludzie często podejmują nieodpowiednie kroki. Wydarzyła się tragedia, ale nie ma sensu obwiniać dzisiaj rodziny o to, że tak się stało. O tym, kto jest winien, niech decyduje sąd. My możemy tylko gdybać.

 

Rodzina Karola M. ma w okolicy dobrą opinię. A raczej miała – jeszcze kilka lat temu. Dziś w jej najbliższym otoczeniu aż huczy od plotek. Karol to temat numer jeden. Temat numer dwa to jego młodszy brat – Przemek. Obaj po maturze. A w Baszewicach wykształcenie to prestiżowa sprawa. Rodzice są z nich dumni. Na przekór wszystkiemu, co słyszą na ich i swój temat.

 

– Nigdy nie usłyszałam z ust Emilii, że mój syn się nad nią znęca, że ją wykorzystuje czy jej cokolwiek robi! Nigdy! – mówi Joanna M., matka Karola. – Gdyby miała z nim aż tak źle, to chyba w końcu gdzieś by to zgłosiła?! A co – siedziałaby i czekała, aż w końcu coś jej się stanie?! Bez sensu! Nie dość, że nas zrobili mordercami, teraz nas zrobią jeszcze gwałcicielami, nie wiem, co ta pani Kruk jeszcze wymyśli! Nie wierzę, aby moje dziecko zrobiło im cokolwiek złego!!!

 

 

Autobus bez jednej pasażerki

 

Pod koniec 2010 roku Emilia i Karol zaczęli wychodzić na prostą. Dziewczyna skończyła szkołę i znalazła pracę w oddalonym o kilkanaście kilometrów salonie fryzjerskim. Pojawiły się dodatkowe pieniądze. Ewidentnie wszystko szło ku dobremu. Ale to była tylko cisza przed burzą.

 

Jest 12 lutego 2011 r. Około godziny 19 Emilia wychodzi z domu. Ma jechać na szkolenie do Gryfic i wrócić za kilka dni. W drodze do autobusu towarzyszy jej Karol. Rozstają się przy ostatniej przydrożnej lampie. Dalej dziewczyna idzie już sama. Następnego dnia okazuje się, że nie dotarła na miejsce. Telefon nie odpowiada. Ginie po niej wszelki ślad.

 

Jarosław Kruk: – Przez trzy miesiące szukaliśmy jej dzień w dzień. Przeszukaliśmy okoliczne pola, lasy, całą okolicę – nic nie znaleźliśmy. W całym województwie rozwiesiliśmy plakaty z jej zdjęciem i naszym numerem telefonu. Żadnego odzewu.

 

Jowita Kruk: – Pojawiały się takie przebłyski, gdzieś w tyle głowy, że poszła w ślady matki. Że wyjechała. Uciekła gdzieś, zostawiając faceta i dziecko. Ale ona za bardzo kochała Nataszę. Nigdy nie zrobiłaby czegoś takiego. Wiedziała, jak to jest być porzuconą. A Karol w tym wszystkim zachowywał się co najmniej dziwnie.

 

Zaraz po zaginięciu Karol przyszedł do Kruków i zabrał Nataszę. Wziął wszystkie jej rzeczy. Razem zamieszkali u jego rodziców. Potem złożył do sądu wniosek o odebranie Emilii praw rodzicielskich. Między Krukami i rodziną M. zaczęła się wojna.

 

– Nie wyglądał na zmartwionego – wspomina siostra Emilii Roksana. – Od razu założył, że Emilii nie ma i już nie będzie. Był ostatnią osobą, która widziała ją żywą, wszystko wyglądało więc dość podejrzanie. W końcu mama poszła do niego i powiedziała, że jak Emilia nie da znaku życia, to powie policji o tym, jak wyglądało ich życie. I że równie dobrze to on mógł zrobić jej krzywdę.

 

Jowita Kruk: – Zagroziłam mu, że wezwę policję z psami, zgłoszę to do telewizji, zrobię wszystko, żeby Emilia się odnalazła, i z czwartku na piątek dostałam dziwnego esemesa, niby od niej, że jest wszystko w porządku, ale ten esemes był z błędami ortograficznymi, których ona nigdy nie robiła. Pojechałam wtedy na policję, i okazało się, że ten esemes był nadany z miejscowości Baszewice. Z miejscowości, w której ona zaginęła. Miejscowości, w której mieszkał Karol. Od razu skojarzyłam, że to on wysłał tę wiadomość z jej telefonu, tym bardziej że przy jej zwłokach nie znaleziono tego telefonu w ogóle.

 

„Ten pierwszy moment,

kiedy się dowiedziałem,

Bliskich płaczących

w kuchni zastałem.

Jaki był cel tej »niby

Boskiej« decyzji?

Morderca opanował

sztukę hipokryzji”.*

 

Emilia odnalazła się trzy miesiące później. Na początku maja. Kilometr od domu – na terenie opuszczonej żwirowni. Wytropiły ją policyjne psy. Była zakopana i przykryta stertą gałęzi. Na szyi miała zawiązany sznur. Leżała twarzą do ziemi z podkulonymi pod brodę nogami. W pierwszej chwili ciało nie nadawało się do identyfikacji.

 

Jarosław Kruk: – Została uduszona sznurem od snopowiązałki, na którym były zrobione supły, żeby się nie wyślizgnęła, a duszona była z przodu. Ktoś, dusząc ją, patrzył jej prosto w oczy. Zwłoki były całe czarne. Jak po spaleniu. Jak o tym myślę, chciałbym, aby w tym kraju dozwolone były samosądy. Ale nie są. Pozostaje mi tylko liczyć na wymiar sprawiedliwości.

 

Po ujawnieniu zwłok policjanci i obecny na miejscu prokurator rozpoczęli intensywne śledztwo. Niemal natychmiast zarządzono przeszukanie w domu i garażu należących do państwa M. Okazało się, że wisi tam dokładnie taki sam charakterystyczny sznur. Chwilę później Karol został zatrzymany. Ekspertyzy wykazały, że na pętli znalezionej przy zwłokach są ślady jego DNA. Dowody wydawały się oczywiste. Prokurator postawił mu zarzut zabójstwa.

 

– On jej nic nie zrobił! – zarzeka się Joanna M. – Przyrzekł mi to! On płakał i mówi: mamo, ja jej nie tknąłem nawet palcem! Wierzę mu! Badania DNA zostały sfingowane! Podrzucone! To niemożliwe, aby mój syn mógł jej cokolwiek zrobić!

 

Miejsce, w którym znaleziono ciało, jest trudno dostępne. Porastają je gęste chaszcze. Aby do niego dotrzeć, trzeba się przedrzeć kilkaset metrów pod górę. W środku zimy, kiedy zniknęła Emilia, zaciągnięcie tam zwłok w pojedynkę byłoby niewykonalne. Dla śledczych stało się jasne, że nawet jeśli schwytali zabójcę, na wolności wciąż znajduje się ktoś, kto pomógł mu zatrzeć ślady. Pod lupę wzięto rodziców Karola i jego brata Przemka. Kilka tygodni wcześniej ktoś widział, jak po zmroku w tajemnicy przed sąsiadami palili ognisko. W resztkach popiołu znaleziono kawałki sznurka. To wystarczyło, aby zaproponować im badania wykrywaczem kłamstw. Nikt z rodziny Karola nie wyraził jednak na nie  zgody.

 

– Miałem prawo odmówić! – irytuje się Przemek. – Nie miałem ochoty! Wiem, co grozi mojemu bratu! Dożywocie! Nie musi pan mówić! Ja nie mam nic do ukrycia! Po prostu ja nic na ten temat nie miałem do powiedzenia!

 

Po zatrzymaniu Karola trzyletnia Natasza trafiła tymczasowo pod opiekę jego rodziców. Latem 2011 r. rozpoczął się proces. Krótko po tym państwo M. złożyli wniosek o przyznanie im wyłącznych praw do opieki nad małą. W odpowiedzi państwo Kruk zrobili to samo. Batalia trwała długie miesiące. W końcu Nataszę oddano na wychowanie rodzinie Emilii.

 

Jak stwierdziła sędzia w uzasadnieniu, sąd nie chciał, aby dziecko było narażone na skutki działań dorosłych. Wizyty prokuratora, rozmowy o szczegółach morderstwa matki itp.

 

Państwu M. przyznano widzenia w co drugi weekend. Wyrok przyjęli ze wściekłością i oburzeniem. Chwilę później do dyskusji zza krat dołączył się Karol.

 

„Na osoby odpowiedzialne za przywiezienie małoletniej Nataszy do tutejszego aresztu wyznaczam jej opiekunów” (…) – napisał do sądu. „To oni poniosą wszystkie koszty (…) Widzenie ma mieć miejsce raz w miesiącu i najpóźniej w trzecią sobotę każdego miesiąca. (…) Córka ma być doprowadzana przez opiekuna do sali z kantyną, stamtąd ma być przyprowadzana przez strażnika służby więziennictwa do sali widzeń (…) Ja tam będę czekał na córkę. Opiekun ma czekać w drugiej sali i ma ze mną nie mieć żadnego kontaktu wzrokowego ani słownego. W taki sam sposób córka będzie odprowadzana do opiekuna”.

 

Trudno to nazwać wnioskiem. Z pewnością nie była to także prośba. Karol wydał sądowi rozkaz. O nic się nie ubiegał. On żądał. Sąd jednak nie zaszczycił go odpowiedzią.

 

 

Zły dotyk. Tylko czyj?

 

Ojca i macochę Emilii oficjalnie ustanowiono rodziną zastępczą. Decyzję poprzedzono badaniem psychologicznym i wywiadem środowiskowym. Tym samym badaniom poddano też państwa M. Wizyty małej u dziadków przez kilka pierwszych tygodni układały się bez zarzutu.

 

Jowita Kruk: – Wszystko zmieniło się z dnia na dzień. Pewnego dnia podczas kąpieli zauważyłam u Nataszy dziwne ślady na narządach płciowych i na odbycie. Miała też zasinienia na podudziach. To były takie, jakby odbite palce na nóżkach, a całe narządy płciowe były zaczerwienione, aż przekrwione. Powiedziała, że Przemek ją tam dotykał. Palcem. I że ją to bolało. Jak zapytałam kiedy, odpowiedziała: jak śpię. Rozpłakałam się. Potem spytałam ją jeszcze raz i nagrałam całą rozmowę. Następnego dnia wstałam o świcie i pojechałam z tym do prokuratury.

 

W listopadzie 2011 r. prokuratura w Gryficach wszczęła śledztwo w sprawie molestowania Nataszy. Mimo to sąd wyraził zgodę na jej kolejną wizytę u rodziców Karola. Dziadkowie zorganizowali jej wtedy widzenie z ojcem w więzieniu. Resztę weekendu dziewczynka spędziła w ich domu. Tuż obok mieszkającego tam również Przemka.

 

– To jest wierutne kłamstwo! – zarzeka się brat Karola. – Nigdy jej tam nie dotykałem! Ona to sobie wymyśliła wszystko! To jest przez panią Kruk! To ona jej takich głupot nakładła do głowy! Będę chciał, żeby panią Jowitę i mnie wzięli na wykrywacz kłamstw! Tym razem się zgodzę na to. I jeszcze żądam!

 

Podobnie jak Karola, Przemka zaciekle bronią jego rodzice. Podejrzewają spisek. Uważają, że Krukowie postanowili doszczętnie zniszczyć ich całą rodzinę. Tymczasem na potrzeby postępowania Nataszę zbadał biegły psycholog. Na razie wyniki badania objęte są jednak tajemnicą.

 

Seweryn „Stiwen” Kruk, brat Emilii: – Nie rozumiem, jak sąd może w takiej sytuacji wydawać im dziecko. Śledztwo trwa. Czyli całkiem możliwe, że Natasza powiedziała nam prawdę! Gdyby podczas tej wizyty małej coś się stało, to kto byłby winien?! Emilia przewraca się w grobie! Nigdy by nam tego nie darowała. Ja też bym nie wytrzymał. Albo sobie bym coś zrobił, albo im.

 

„Jesteś na górze

i patrzysz na nią,

Chmury są dla was

oddzielającą linią.

Czuwaj nad nią, aby nie

stała się krzywda.

On dowie się, że się ze

mną nie igra.

Jego życie będzie

przypominać piekło.

Zrobię to dlatego,

że nam nie jest

z tym lekko”.*

 

Przemkowi do dziś nie postawiono żadnych zarzutów. Natasza w dalszym ciągu jeździ do dziadków, gdzie wujek może się z nią widywać bez żadnych przeszkód. Co więcej – w odpowiedzi na zarzuty Kruków państwo M. skierowali do sądu pismo, w którym sugerują, że molestowania małej mogła dopuścić się pani Jowita. Wojna między rodzinami trwa więc w najlepsze. I nic nie zapowiada, aby w najbliższym czasie miała się skończyć. Końca dobiega natomiast proces Karola. Jeśli mężczyzna okaże się winny, grozi mu dożywocie.

 

– W nim nie ma skruchy – mówi ojciec Emilii. – Będąc na sali sądowej, uśmiecha się, patrzy nam w oczy… Tak, jakby nic się nie stało. To jest ojcowska miłość? Natasza na pewno nie zasłużyła na to. Przez niego i tak będzie już napiętnowana do końca życia. Ludzie w Baszewicach przez lata jeszcze będą gadać o tym, jak to jej tatuś zamordował mamusię. Rówieśnicy też jej tak łatwo nie dadzą spokoju.

 

Mimo że od wszczęcia śledztwa minęło ponad pół roku, w sprawie molestowania Nataszy nie dzieje się praktycznie nic. Nie wiadomo, czy Przemek jest winien. Wiadomo za to, że nadal regularnie widuje się z małą. Nieoficjalnie, jeden z sędziów zagroził, że jeżeli obie rodziny nie porozumieją się, dziewczynka trafi do obcych ludzi. Ale rodzina Karola zapowiada, że nigdy nie złoży broni. Zamierza walczyć o wyłączną opiekę nad wnuczką.

 

„Pamiętam o Tobie, wiem,

że jesteś ze mną.

Ciężko. Dzisiaj jest mi

wszystko jedno.

Pamiętam, jak zawsze

mówiłaś mi: walcz.

Cmentarz odwiedzin  – tam zawsze jest płacz”.*

 

Piosenkę, którą Stiwen napisał o Emilii, w ciągu kilkunastu dni polubiło w sieci prawie trzy tysiące osób. Mnożą się głosy wsparcia. Na przemian z kondolencjami. Teraz stiweQ nosi się z zamiarem pójścia na casting do telewizyjnego talent show. Nie dla sławy. Nie dla pieniędzy. Po to, żeby historię Nataszy usłyszała cała Polska.

 

Jowita Kruk: – Jak słucham piosenek, które pisze mój syn, ryczę jak bóbr. Te teksty to najlepszy hołd, jaki mógł złożyć siostrze. Na pewno chciałaby, żeby Natasza tu była. Żebyśmy mogli zaprowadzić ją do komunii, bierzmowania, być na jej ślubie, przy narodzinach jej dziecka, wszędzie. Żebyśmy mogli wszystko naprawić. Żeby miała lepsze życie niż Emilia. Zresztą… ona teraz też pewnie patrzy i słucha.