Seriale: mitologie w odcinkach

Na ich podstawie powstają dziś teorie polityczne, a znane z nich melodie grane są na pogrzebach. Popularność seriali nie tylko rośnie, ale ma też silny wpływ na nasze życie.

W 2006 roku z 33-letnią Małgorzatą z Warszawy zaczęło się dziać coś dziwnego. Na jej ciele zaczęły pojawiać się siniaki i zaczerwienienia. Wkrótce zaczęła błyskawicznie tyć, a specjaliści, u których szukała pomocy, rozkładali ręce.

Po raz pierwszy trafną diagnozę usłyszała od… Dr House’a. To był 16. odcinek serialu. Do ekscentrycznego lekarza trafiła 10-letnia dziewczynka. Okazało się, że nie może schudnąć, bo cierpi na chorobę Cushinga. Miała siniaki na nogach, wypryski na skórze… Małgorzata zrobiła sobie badania pod kątem tej konkretnej choroby i po paru miesiącach wrócila do pełnego zdrowia.

Zaraz po „Amerykańskim Idolu” „Dr House” jest najchętniej oglądanym programem stacji Fox. To jednak tylko jeden z setek amerykańskich seriali, które podbijają dziś serca milionów.

Przez wiele lat to filmy wiodły prym pod względem popularności, a oglądanie seriali kojarzyło się z obciachem. Dziś to się zmieniło. To produkujące seriale amerykańskie telewizje kablowe dyktują trendy –powstają kluby zrzeszające fanów konkretnych produkcji, wielu widzów wciela się nawet na Twitterze w swoich ulubionych bohaterów.

Oglądalność i popularność seriali nie bierze się z powietrza. Prezentując wzory zachowań i relacji międzyludzkich stały się pewnego rodzaju drogowskazem, pomagającym odnaleźć się we współczesnym świecie.

„Człowiek zawsze miał w sobie potrzebę opowiadania. Tak jak dawniej ludzie przekazywali sobie baśnie, mity i legendy, tak dzisiaj oglądają seriale, które objaśniają im świat, zadomawiają w rzeczywistości i pozwalają odkryć własną tożsamość. Dotyczy to zarówno seriali nowej generacji jak i telenowel, takich jak „M jak Miłość” – mówi Łukasz Sokołowski, socjolog.

Mimo, że dziś produkuje się najwięcej seriali w historii, to nie są one bardziej popularne niż kiedyś.

„Przed epoką telewizji kablowych, dobry serial zbierał przed ekranami nawet 30 milionów widzów. Dziś serial „Mad Men” ogląda “zaledwie” około 3 milionów. Kiedyś bowiem seriale były adresowane do jak największego grona widzów. Dziś zróżnicowane pod względem tematyki i poetyki trafiają do różnych, wąskich grup odbiorców. Nastała era produkcji niszowych” – tłumaczy prof. Robert J Thompson, medioznawca z Syracuse University.

„Gra o tron”, „Homeland”, „Zakazane imperium”, „Chirurdzy” – dziś każdy znajdzie serial prawie że szyty dla niego na miarę, dlatego te stosunkowo mniejsze widownie są bardziej oddane. Fragmentaryzacja rynku seriali idzie w parze z podwyższeniem standardów ich produkcji – mają większe budżety, zatrudnia się przy nich sztaby ekspertów, za ich reżyserowanie biorą się tuzy filmowego biznesu. Nie tylko Martin Scorsese, bracia Coen czy Kevin Spacey pracują dziś na planach seriali – scenariusz do jednego z nich pisze nawet światowej sławy pisarz – Salman Rushdie.

 

Prawda czy fikcja

Kiedyś co tydzień o tej samej porze zasiadało się przed telewizorem i z wypiekami na policzkach oglądało kolejny odcinek ulubionego serialu. Dziś seriale można oglądać w całości – chociażby na platformie Netflix, która wyprodukowany przez siebie pierwszy sezon serialu „House of Cards” pokazała od razu w całości. Psychologowie twierdzą, że wszelkie treści oglądane z taką częstotliwością mogą wpływać na społeczne normy i zachowania. Nic więc dziwnego, że serial o Dexterze, seryjnym zabójcy, zainspirował pochodzącego z Kanady Marka Twitchella do popełnienia morderstwa, które zaplanował dokładnie według wskazówek serialowego bohatera.

Przykłady tego, jak serialowa rzeczywistość przenika do tej prawdziwej można mnożyć. Historia walki wampirów o równouprawnienie w „Czystej Krwi” bywa traktowana jako alegoria walki o prawa gejów. Tytuł bijącego rekordy popularności serialu „Gra o tron” stał się w USA idiomem stosowanym przez komentatorów politycznych w odniesieniu do wojny w Syrii czy konfliktu z chińskim rządem. Serial wini się również za stworzenie mody na psy rasy Husky, a co za tym idzie, za wzrost ilości kupowanych a następnie porzucanych pupilów. Serial „Mad Men” wpłynął natomiast na wzrost sprzedaży noszonego przez swoje bohaterki typu biustonoszy.

Wiele produkcji ma wpływ na kreowanie teorii społecznych. Na podstawie serialu „24 godziny” opisano nową strategię polityczną, a w 2009 roku w brytyjskim mieście Leeds zebrało się ponad 100 socjologów, kryminologów i teoretyków kultury, którzy przez dwa dni debatowali na temat etyki bohaterów oraz społecznego i filozoficznego znaczenia serialu „The Wire”. W zeszłym zaś roku w prestiżowym piśmie „Foreign Affairs” opublikowano obszerny artykuł na temat realizmu politycznego w serialu „Gra o tron”.

„Seriale kreują rzeczywistość, jak i są przez nią kreowane. Z pewnością też silnie wpływają na nasze codzienne zachowania” – twierdzi prof. Wiesław Godzic, medioznawca i socjolog. „Serial „Seks w wielkim mieście” na przykład, który jest swoistą rewią mody, sprawił, że tysiące młodych kobiet postanowiło ubierać się jak jego bohaterki. Stał za tym oczywiście sztab kreatorów mody”.

Mocno namieszać w życiu publicznym potrafią też seriale policyjne, takie jak amerykańska produkcja „CSI”. Z jednej strony zwrócił on uwagę opinii publicznej na pracę lekarzy medycyny sądowej, z drugiej spowodował pewne trudności. Wzrosły bowiem oczekiwania wobec pracy śledczych – przysięgli zaczęli spodziewać się szybkich wyników śledztw i natychmiastowych wyników badań DNA. Wszystko przez nierealistyczny obraz pracy policjantów, którzy dokonują cudów podczas 60 minutowego odcinka…

W służbie zmiany

Z sondaży wynika, że Polacy więcej dowiadują się o tym, co się dzieje na świecie z seriali niż od polityków. Okazuje się też, że decyzje bohaterów mają wielki wpływ na te podejmowane przez widzów. Podczas emisji serialu „Majka” w Polsce na jakiś czas spadła liczba badań cytologicznych, bo główna bohaterka podczas tego badania została przez przypadek sztucznie zapłodniona. Kiedy bohaterka „Klanu” chorowała na raka piersi, tysiące kobiet poszło na badanie mammograficzne.

Prof. David Philips z University of California w San Diego dowiódł, że seriale uruchamiają tzw. syndrom Wertera. Wyniki jego badań  sugerują, że widzowie seriali, w których bohater targnął się na własne życie, są bardziej skłonni popełnić samobójstwo niż inni. Seriale uruchamiają więc naszą skłonność do ulegania opiniom innych, co często bywa wykorzystywane.

„Dyktatury latynoamerkańskie od Meksyku po Argentynę, wykorzystywały seriale do tworzenia odpowiedniej atmosfery politycznej. W Brazylii, gdzie do niedawna połowa społeczeństwa była niepiśmienna, seriale miały na celu wyedukowanie obywateli. W Kazachstanie zaś powstawały seriale, które miały na celu zaadoptowanie społeczeństwa do kapitalizmu” – opowiada Sokołowski.

Również w Polsce czasów PRL-u seriale miały poprzez postawy bohaterów kształtować porządek społeczny. Takie seriale jak „Czterech pancernych i pies” czy „Stawka większa niż życie” były narzędziem propagandy, dzięki któremu przekazywano obywatelom fałszywą wersję historii.

 

Terapia w sezonach

Badaczka społeczna z University of Western Sydney Ien Ang twierdzi, że aby widz serial polubił, musi on odzwierciedlać jego realizm emocjonalny i sposób postrzegania świata.

„Tak naprawdę nie jest ważne, co się ogląda, ważne żeby przypominało to naszą rzeczywistość emocjonalną. Wtedy serial wciąga. Socjolożka Eva Illouz twierdzi, że dzisiaj tak naprawdę konsumuje się emocje. Właśnie to robimy, oglądając seriale” – tłumaczy Sokołowski. „Według mnie bardzo ważny jest też język. Serial musi przemawiać językiem dla mnie zrozumiałym. Świetnym przykładem są „Kiepscy” – serial, który odtworzył język polskiej niższej klasy średniej, przez co osiągnął kolosalną popularność”.

Według Łukasza Sokołowskiego widzowie seriali dzielą się na dwie grupy. „Pierwsza ogląda je po to, żeby odnaleźć w serialu swoją wizję rzeczywistości, a druga jest otwarta na poznanie czegoś nowego” – tłumaczy socjolog, który podczas swoich badań zauważył, że niektórzy oglądając serialowe problemy zastanawiają się, co zrobić ze swoimi. „Pewna terapeutka powiedziała mi, że wielu jej pacjentów opowiada o serialach. Sam w trakcie badań spotkałem młode małżeństwo, które codziennie omawiało swoją sytuację, przyglądając się dylematom bohaterów ulubionego serialu. Pewna pani mówiła mi, że jej mąż nie umie mówić o emocjach, więc ona, oglądając seriale, uczy się, jak z nim rozmawiać. Każdy z nas funkcjonuje w sieci społecznej. Człowiek ma głód relacji, a seriale pomagają je przemyśleć”. Dla popularności seriali nie bez znaczenia jest też fakt, że

człowiek ma potrzebę plotki. W małych społecznościach obgadywanie sąsiadów jest ryzykowne, bezpieczniej jest więc obmawiać fikcyjnych bohaterów telenowel.

„To co sprawia, że chcemy oglądać seriale to także fakt, że opierają się one na taktyce zwanej „cliff hanger”. Scenariusz pisany jest tak, żeby pod koniec każdego odcinka działo się coś, co sprawi, że widz będzie miał ochotę obejrzeć następny” – tłumaczy Sokołowski. „Ponad to seriale powstają w oparciu o szczegółowe badania widowni. Podczas seriali emitowanych w telewizji puszcza się reklamy, których cena spada wraz ze spadkiem oglądalności danego serialu. Jeżeli serial pokaże coś co jest niezgodne z oczekiwaniami widza, to ten przełączy kanał i wybierze inny produkt. Dlatego zespół danej telewizji na bieżąco monitoruje treść serialu i jego oglądalność”.

Tego typu praktyki sprawiają, że od serialu trudno się oderwać, a tzw. „serialowe maratony”, podczas których ogląda się ciurkiem całe sezony, stają się coraz bardziej popularne. Tzw. „streaming syndrome” przez wielu psychologów uważany jest już za groźne zaburzenie.

Przyszłość to serial

Badania prof. Michaela Argyle’a z Oxford Brookes University wykazały, że dwukrotnie więcej osób zadowolonych ze swojego życia jest wśród ludzi, którzy regularnie oglądają seriale.

„Seriale tworzą rzecz najważniejszą – dają nam poczucie wspólnoty. Zaczynamy się dzielić na fanów Dextera i Dr House’a. Tworzymy średniowieczne klany, odróżniając się światopoglądowo od innych. Można zaryzykować twierdzenie, że seriale pomagają pewnej grupie społecznej wyartykułować swoją postawę, ale to nie może się brać z niczego. Taka grupa, o określonych cechach musi w rzeczywistości istnieć – serial może jej tylko pomóc. Dobrym przykładem jest serial „Friends” – masowo oglądany i skasowany, gdy tego typu związki – komuny wielkomiejskich singli – przestały istnieć”.

Eksperci są zgodni, że z czasem zwiększać się będzie oglądalność seriali w internecie. Bogatszy będzie też ich wybór. Czy popularność seriali sprawi, że kino odejdzie do lamusa?

„Spokojnie z końcem kina! Sekwele, prequele i rozliczne formy powtarzające motywy i bohaterów filmowych, to w gruncie rzeczy formy przygotowujące kino do seriali. Niewątpliwie kino i telewizja staną się serialami i miniseriami” – przekonuje prof. Godzic. „Audiowizualność jest po prostu królestwem powtarzalności”.

 

NIE TYLKO AMERYKA

Nie tylko Amerykanie kręcą kasowe seriale. Z produkcji o tematyce kryminalnej słyną przede wszystkim kraje skandynawskie, gdzie największą oglądalnością cieszy się „Most nad Sundem” i przede wszystkim „Forbrydelsen”, który doczekał się nawet amerykańskiego remake’u („The Killing”).

Hiszpanie postanowili zaś wyprodukować serial, który w dużym stopniu przypomina „Zagubionych” – „El Barco” opowiada historię ludzi uwięzionych na pokładzie łodzi na środku oceanu. Swój hit mają również Francuzi –„Jo” to serial detektywistyczny, w którym w główną rolę wcielił się sam Jean Reno.


SERIALOWE BUDŻETY

  • „Gra o Tron” – 60 mln dolarów kosztował pierwszy sezon serialu
  • „Terra Nova” – 20 milionów
  • „Lost” – 14 milionów kosztował odcinek pilotażowy, na kolejne wydano po 4 miliony
  • „Father of the Pride” – 1,6 milionów dolarów za odcinek
  • „Friends” – ostatni sezon kosztował 180 milionów dolarów
  • „Rzym” – każdy sezon kosztował po 100 milionów dolarów (w związku z czym po dwóch sezonach zaprzestano produkcji)
  • „Zakazane Imperium” – 18 milionów dolarów kosztował odcinek pilotażowy (najdroższy w historii)

MEDYCZNE KONTROWERSJE

Najwięcej kontrowersji wywołują seriale medyczne. We Włoszech wywołały one falę protestów wśród lekarzy, którzy zarzucali ich producentom niekompetencję i faszerowanie widzów wyssanymi z palca bzdurami.

Jednocześnie badacze społeczni opisali zjawisko tak zwanego „syndromu House’a”. Występuje on gdy widzowie doszukują się u siebie chorób, na które chorują serialowi bohaterowie.

Z drugiej strony seriale medyczne zwiększają świadomość dotyczącą profilaktyki zdrowia, badania wykazują też, że widzowie porównując swoje życie do losów bohaterów, zaczynają je widzieć w jaśniejszych barwach. Medyczne seriale potrafią też wiele nauczyć. Dowiodła tego sześcioletnia Francesca Goodby. Kiedy dziewczynka zorientowała się, że jej mama zaczyna rodzić, najpierw nakłoniła mamę do uregulowania oddechu, a później przyniosła czyste ręczniki i mówiła jej, kiedy ma przeć. Nie zapomniała też o tym, żeby pępowina nie owinęła się wokół szyi noworodka. Wezwana przez ojca dziewczynki karetka przyjechała już po fakcie. Sanitariusze zastali Francescę z niemowlakiem na rękach. Wyznała, że wszystkiego nauczyła się oglądając jeden z odcinków serialu „Na sygnale”.


NAJPOPULARNIEJSZE SERIALE 

44 amerykańskich krytyków wybrało najlepsze programy telewizyjne 2012 roku. Każdy z nich wybrał 10 jego zdaniem najciekawszych produkcji, przyznając 10 punktów za 1. miejsce, i odpowiednio mniej za każde następne. Po podliczeniu punktów powstał ranking. Oto najlepsza dziesiątka:

1. „Breaking Bad” (335 pkt)

2. „Homeland” (267 pkt)

3. „Mad Men” (251 pkt)

4. „Louie” (164 pkt)

5. „Gra o Tron” (132 pkt)

6. „Dziewczyny” (128 pkt)

7. „The Walking Dead” (105 pkt)

8. „Parks and Recreation” (91 pkt)

9. „Downton Abbey” (80 pkt)

10. „Sherlock” (66 pkt)