Tadeusz Mazowiecki , najszybszy żółw świata

Tadeusz Mazowiecki był człowiekiem legendą. Pisząc jego biografię, autor musiał się zmierzyć z obrazem premiera, jaki wszystkim utkwił w pamięci: starszy i bardzo poważny człowiek. Czy mu się udało?

Dla kogo jest ta książka? Czy zainteresuje jedynie tych, którzy doskonale pamiętają czasy PRL-u i późniejszej aktywności politycznej Mazowieckiego, czy może również trafi do młodego czytelnika, który tamte czasy zna tylko z opowieści?

Oczywiście pisałem tę książkę z myślą o jak najszerszym audytorium. Niewątpliwie po książkę sięgną w pierwszej kolejności ludzie zainteresowani Tadeuszem Mazowieckim i epoką, w której żył i działał. To chyba naturalne. Mam jednak nadzieje, że zaciekawi ona także młodszych czytelników – staram się przedstawić tło historyczne dla wydarzeń związanych z życiem Mazowieckiego, objaśnić pewne procesy, by cała opowieść była zrozumiała dla „niewtajemniczonych”. Mazowiecki to oczywiście zwierzę polityczne i o polityce w książce jest sporo. Jednak ci, których interesują dzieje polskiego katolicyzmu, znajdą tu, mam nadzieję, sporo informacji. Innych z kolei przyciągnie Mazowiecki prywatnie – zabierający synów na rockowy koncert czy kibicujący z wnukami polskiej reprezentacji.     

Dlaczego Mazowiecki?

Zawsze interesowały mnie postacie polskiej opozycji i polityki wywodzące się z kręgów inteligencji. Mazowiecki, Geremek, Kuroń… To przecięcie dwóch światów jest charakterystyczne dla Polski, choć podobnie było w Rosji (Andriej Sacharow) czy Czechach (Václav Havel). Tadeusza Mazowieckiego miałem szansę poznać bliżej, więc może to zaważyło. Oczywiście decydująca była propozycja wydawnictwa „Znak”. Bez tej zachęty nie odważyłbym się podjąć tak poważnego tematu.

Jak wyglądała praca nad książką?

Materiały zbierałem na kilka sposobów – obok relacji świadków, w tym do pewnego momentu samego Mazowieckiego, wiedzę o jego życiu czerpałem z archiwów (IPN, AAN), a także ogólnie dostępnych materiałów, jak np. roczniki „Więzi”, publikowane dzienniki czy opracowania badaczy epoki. Książkę pisałem dwa i pół roku. Najtrudniejsze chyba było „wyzwolenie się” z wyobrażania sobie Mazowieckiego jako sędziwego i poważnego człowieka. Takiego poznała cała Polska i taki jego wizerunek wbił się w świadomość wielu Polaków, także moją. Tymczasem trzeba było sobie także wyobrazić małego Mazowieckiego, który ma ołowiane żołnierzyki i każe im staczać bitwy. Albo Mazowieckiego – zaangażowanego studenta, który wypisuje pretensjonalne artykuły do gazet.

Tadeusz Mazowiecki dał się zapamiętać jako polityk powściągliwy. Czy rzeczywiście taki obraz będzie miał czytelnik po przeczytaniu tej książki?

Mazowiecki był, owszem, powściągliwy, ale zdarzało mu się być bardzo upartym, a wręcz zapiekłym w politycznych sporach. Jego konflikt z Januszem Zabłockim – współtwórcą „Więzi” a potem lojalnym wobec władz działaczem katolickim – czy też spór z Jackiem Kuroniem, pokazują, że Mazowiecki bynajmniej nie był łagodny jak baranek. Dopiero z czasem wyrobił w sobie te cechy, które zapamiętali w nim Polacy – gotowość do dialogu i do kompromisu.

Jan Turnau, wspominając Mazowieckiego, określa go jako osobę poważną, zdystansowaną i mało kontaktową. Mazowiecki miał wtedy dopiero 26 lat. Co pana zdaniem jest główną przyczyną tych właśnie cech?

Mazowiecki szybko zrobił karierę w organizacji Bolesława Piaseckiego, którą znamy pod nazwą PAX. Był to początek lat 50. XX, czyli czasy, gdy wszystko traktowano bardzo poważnie. Dodatkowo Mazowiecki nabrał być może zbytniego przeświadczenia o roli, jaką mu wówczas przyszło spełniać. To się zdarza młodym ludziom, którzy szybko awansują. Gdy jacyś dziennikarze przyszli do redakcji kierowanego przezeń „Wrocławskiego Tygodnika Katolickiego” lekko wstawieni, kazał im składać samokrytykę przed całym zespołem redakcyjnym… Dopiero z czasem przyszły premier nauczył się nie traktować siebie zbyt serio. 

Niewiele osób wie, że Tadeusz Mazowiecki potrafił dość ostro spierać się z prymasem Stefanem Wyszyńskim. Czy można to nazwać drobnymi utarczkami, czy raczej otwartym konfliktem?

To były długotrwałe i fundamentalne spory o oblicze polskiego katolicyzmu. Może nie był to otwarty konflikt, bo obaj mężowie zdawali sobie sprawę, że nagłaśnianie różnic zdań wśród katolików jest na rękę komunistom (którzy i tak wiedzieli o tym sporze), ale niewątpliwie temperatura sporu była wysoka. Prymas zarzucał Mazowieckiemu i jego „Więzi” zbyt prosocjalistyczne poglądy, domaganie się zbyt szybkich reform polskiego Kościoła i jego bezrefleksyjną krytykę. Mazowiecki z kolei nie mógł pogodzić się z lansowanym przez prymasa ludowym modelem polskiego katolicyzmu, raziły go takie hasła jak oddanie się w niewolę narodu polskiego Matce Boskiej. Uważał też, że Wyszyński hamuje w Polsce reformy soborowe. Apogeum sporu to koniec lat 60. XX wieku, gdy Wyszyński o mało nie potępił „Więzi” za publikacje o polskich księżach i ekumenizmie polskiego Kościoła – obie bardzo krytyczne. Potem było już lepiej, w 1975 r. Wyszyński zaprosił delegację „Więzi” na dwudniowy wyjazd do Gniezna – spotkanie i dyskusje odbyły się w ciepłej atmosferze.

Co takiego stało się między dniem, w którym na tekst Adama Michnika „Wasz prezydent, nasz premier” w „Gazecie Wyborczej” Tadeusz Mazowiecki odpowiada na łamach „Tygodnika Solidarność”  – „spiesz się powoli”, a dniem, kiedy zostaje zaprzysiężony na premiera?

Samego Mazowieckiego pytano o to wielokrotnie. Nie wiem, czy umiał odpowiedzieć przekonująco, ale powtarzał, że to nie on zmienił zdanie, lecz sytuacja. Czyli to, co wydawało się nierealne w lipcu 1989 r., w sierpniu już stało się możliwe – pojawiła się szansa, by opozycja wzięła rząd. Wydaje się, że jednak trochę porwała go Historia (przez duże H). Cóż w tym złego? Na nadmiar ambicji przecież nie cierpiał – potrafił na przykład wycofać się przed wyborami 4 czerwca 1989 r., nie kandydować do sejmu i zejść na drugi plan.

Żółw – jak chcieli go widzieć go twórcy popularnego w latach 90. programu „Polskie zoo”, czy jednak polityczny lew? Jaka jest prawda o Tadeuszu Mazowieckim?

Mazowiecki nie obrażał się za nazywanie go żółwiem. W domu miał kolekcję różnych żółwików, a kiedyś startował do parlamentu z plakatem z żółwiem ze słynnego rysunku Andrzeja Mleczki. Ten żółw mówił, że są takie chwile w jego życiu, iż musi komuś dać w mordę… Niewątpliwie Mazowiecki miał taki niespieszny sposób bycia, podejmowania decyzji, mówienia – to prowokowało do porównań. On sam był zafascynowany postacią rosyjskiego dowódcy Kutuzowa, który pokonał Napoleona, nie spiesząc się z wydaniem mu decydującej bitwy, tylko wciągając go w głąb Rosji. Mazowiecki też starał się przeciwnika brać na przetrzymanie.

Jednocześnie umiał podejmować szybkie decyzje – na przykład gdy chodziło o wspomnianą kwestię objęcia rządu w 1989 r., decyzje o reformach gospodarczych czy o rezygnację z misji wysłannika ONZ w b. Jugosławii po masakrze w Srebrenicy. Potrafił działać szybko – więc jeśli żółw – to najszybszy na świecie.

Andrzej Brzeziecki, „Tadeusz Mazowiecki. Biografia naszego premiera”, wyd. Znak Horyzont, Kraków 2015.