Urlop przemysłowy

Zamiast stroju kąpielowego – kask i okulary ochronne. Zamiast słońca i palm – gąszcz metalowych lub ceglanych kominów i plątanina rur. Oto co zaczyna powoli podbijać serca turystów

Chcesz obejrzeć z bliska rozładunek statku przewożącego samochody w Rotterdamie? Nie ma problemu. Wystarczy zarezerwować miejsce, a stateczek wycieczkowy zabierze cię tak blisko stalowych kolosów, jak to tylko możliwe. A może bardziej interesuje cię wydobycie węgla? Australijczycy w dolinie Latrobe w regionie Gippsland (stan Victoria) z przyjemnością pokażą ci, jak to się robi (między wyprawą do lasu tropikalnego, Gór Strzeleckiego i oglądaniem pingwinów na Philip Island). Wystarczy zadzwonić i dołączyć do wycieczki, organizowanej przez miejscową organizację turystyczną. Naprawdę warto – dwa kominy miejscowej elektrowni Loy Yang mierzą 260 m – tyle, ile słynne Rialto Towers w Melbourne.

Turystyka industrialna (inaczej przemysłowa) to idealne (i modne) rozwiązanie dla urlopowiczów, którzy nie znoszą leżenia na plaży, a znudziło ich już uganianie się z aparatem za dzikimi zwierzętami na safari. To także idealny sposób, aby nabrać ochoty na powrót do pracy – kto nie chciałby wrócić do zacisznego biura, a nawet marudnego szefa, po obejrzeniu kopalni czy huty? Ojcami turystyki industrialnej są Brytyjczycy, którzy rozpoczęli rewolucję przemysłową. Jako pierwsi też zaczęli borykać się z problemem jej reliktów. Stał się on widoczny zwłaszcza w latach 50. i 60. XX wieku wraz ze śmiercią „starego” przemysłu. Zamiast niszczyć, państwo zainwestowało w ochronę i rewitalizację opuszczonych zakładów i obszarów. Tzw. archeologia przemysłowa szybko przeniosła się poza Wyspy, m.in. do USA i Niemiec. Stąd już niedaleko do docenienia turystycznej atrakcyjności funkcjonujących zakładów. Płonące kominy rafinerii na Skaldzie przy wejściu do portu w Antwerpii to równie porywający widok jak niejedna gotycka katedra…

WAKACJE DLA ZUCHWAŁYCH

Paradoksalnie dużą rolę w wykreowaniu zainteresowania obiektami industrialnymi na zachodzie Europy odegrali „zieloni”. „Chcieli pokazać zatrute środowisko Zagłębia Ruhry, zanieczyszczony Ren, w którego wodach można było wywoływać klisze fotograficzne, czy sparaliżowane smogiem miasta” – tłumaczy dr Marzena Lamparska z Wydziału Nauk o Ziemi Uniwersytetu Śląskiego.

W Europie Zachodniej i USA turystyka industrialna rozwija się coraz prężniej. Czemu ludzie nagle zaczęli się interesować zapuszczonymi do tej pory zakładami? „Teraz, gdy przyznać się do wakacji w Katmandu to obciach, trzeba zaszokować znajomych i pojechać do… zabytkowych kopalni czy wciąż sprawnych kompleksów przemysłowych w Europie Środkowej. To nowość, a turystyka kocha miejsca nowe, dziwne, niezwykłe i niebezpieczne” – dodaje dr Lamparska. Turystyka przemysłowa jest bardziej wymagająca – w przeciwieństwie do wylegiwania się na plaży tu niezbędna jest pewna wiedza, sprawność fizyczna, a nawet odporność psychiczna. Nie każdy może zjechać do kopalni, nie dostając przy okazji ataku klaustrofobii. A cóż lepiej może zachęcić do zwiedzania niż dreszczyk emocji i poczucie, że robi się coś wyjątkowego? „Zainteresowanie turystyką industrialną z czasem się zmniejszy, ale utrzyma się pewien określony poziom. Na pewno będzie to atrakcja dla ludzi bardziej niż inni ciekawych świata czy wrażliwszych; można tu też uprawiać turystykę i sporty, ocierające się wręcz o granice wyczynu. W najwyższej komorze Wieliczki już nawet latano balonem” – opowiada Marzena Lamparska.

Kopalnia soli to jeden ze sztandarowych – i chyba najbardziej znanych – zabytków industrialnych w Polsce. Choć wciąż brakuje przewodników i wytyczonych tras, za to zabytków jest pod dostatkiem – ponad 1500 obiektów zostało wpisanych do rejestru nieruchomych zabytków techniki i budownictwa. I nie są to byle jakie instalacje. Zapóźnienie gospodarcze (!) spowodowało, że w Polsce znajdują się unikatowe obiekty, których zachodni turyści mogą jedynie pozazdrościć. Wiele z nich jednak niszczeje z braku pomysłów i funduszy. Najwięcej atrakcji przemysłowych (a raczej poprzemysłowych) znajduje się na Śląsku. W Zabrzu można zwiedzić dwie zabytkowe podziemne kopalnie: w „Guido” zjeżdża się z przewodnikiem na poziom 170 m – planowana jest też trasa na 320 m – i ogląda pokazy dawnego fedrunku. W „Królowej Luizie” specjalnie dla turystów uruchomiono zabytkowy kombajn jednobębnowy. Przewidziano też przejażdżkę kolejką górniczą Karlik. Podobne atrakcje – 700 m wyrobiska oraz kolejkę górniczą – oferuje Nowa Ruda.

Śląsk to nie tylko kopalnie, ale i osiedla robotnicze. Takie jak stuletnia dzielnica Katowic Nikiszowiec z rzędami małych bloków z czerwonej cegły – unikatowy zespół architektoniczny, dawna duma pruskiej myśli urbanistycznej.

Niestety w polskiej ofercie są niemal wyłącznie zabytki poprzemysłowe – ciężko znaleźć wycieczki po działających hutach czy elektrowniach. Właściwa turystyka industrialna praktycznie nie istnieje albo jest słabo rozreklamowana. A szkoda, bo Polska kiedyś była pionierem na tym polu: działającą kopalnię soli w Wieliczce zwiedzał m.in. Mikołaj Kopernik, na początku XIX wieku odwiedzało ją 100 turystów tygodniowo. Są jednak wyjątki: oddział PTTK w Stroniu Śląskim organizuje wycieczki po Hucie Szkła Kryształowego Violetta SA, Żegluga Gdańska zabiera turystów na wycieczkę statkiem po portach handlowych Gdyni i Gdańska. Amatorzy morskich wrażeń pływają jednak między kontenerowcami od lat – jest to raczej reminescencja wycieczek rodem z PRL, gdy uśmiechnięci robotnicy zwiedzali Nową Hutę. Mało kto z pasażerów wie, że uprawia modny nurt turystyki.