Wołoszański: Wielka cicha rocznica złamania kodu Enigmy

Ta rocznica przeszła zupełnie niezauważenie. Może dlatego, że zwykliśmy obchodzić tylko jubileusze narodowych klęsk

A była to znakomita okazja do przypomnienia i chwalenia się przed światem wielkim polskim zwycięstwem, dzięki któremu wojna trwała kilka lat krócej! W grudniu minęła bowiem 80. rocznica złamania przez polskich matematyków niemieckiego szyfru „Enigmy”, który wydawał się całkowicie odporny na ataki kryptologiczne. Wywiady wielkich mocarstw bezradnie rozkładały ręce.

Brytyjczycy byli tak przekonani o doskonałości „Enigmy”, że nawet nie podejmowali prób rozpracowania tego systemu. Ich główny kryptolog Dillwyn Knox wpadał w furię, gdy słyszał o możliwości złamania „Enigmy” przez polskich matematyków, których nazywał „ignorantami i głupcami”.

Gustave Bertrand, szef francuskich służb ryptograficznych, tłumaczył, że nie może pracować nad niemieckimi szyframi, gdyż jego zespół składa się z paru hiszpańskich imigrantów, uciekinierów przed dyktaturą generała Franco.

A Marian Rejewski i jego koledzy z Biura Szyfrów (BS) osiągnęli niebywały sukces, odczytując niemieckie szyfrogramy i odtwarzając maszynę „Enigma”. W dodatku potrafili zadbać o tajemnicę, co było równie ważne. Gdyby wywiad niemiecki miał choć cień podejrzenia, że Polacy poznali największy sekret Wehrmachtu, zmieniłby system i praca polskich kryptologów w całości poszłaby na marne.

W lipcu 1939 r. w Warszawie szef Referatu 4 Biura Szyfrów (BS4) Gwido Langer i polscy kryptolodzy ujawnili brytyjskiej i francuskiej delegacji efekty swojej pracy i przekazali urządzenia wraz z dokumentacją. Był to rozsądny krok, gdyż w warunkach wojennych polski wywiad nie miał możliwości stworzenia systemu przechwytywania niemieckiej korespondencji radiowej i odczytywania tysięcy szyfrowanych raportów i rozkazów.

Błędem było ujawnienie wielkiej tajemnicy za darmo, bez żadnych żądań, co zaskoczyło sojuszników, gotowych do zapłacenia wysokiej ceny. No cóż, honor polskiego oficera… Można przyjąć, że lepiej poradziliby sobie z tym fachowcy z MSZ – zdawałoby się – zaprawieni w negocjacjach. Jednakże Langer im nie ufał.

I słusznie. Istnieje podejrzenie, że wieści o pracy nad złamaniem „Enigmy” jednak przeciekły do MSZ, a na ich ślad trafił m.in. brytyjski wywiad. Tak czy inaczej, sojusznicy nie dali Polsce nic w zamian za „Enigmę”. Co  zyskali? Odpowiedź jest krótka: zwycięstwo w decydujących bitwach II wojny!

Odczytywanie depesz, wysyłanych z ośrodków dowodzenia floty podwodnej do „wilczych stad”, umożliwiły Royal Navy wygranie bitwy o Atlantyk. A tam w 1942 r. sytuacja alianckich konwojów była katastrofalna. Kriegsmarine miała już prawie czterysta okrętów podwodnych, z których na morzach i oceanach przebywało równocześnie 60–90.

Straty aliantów rosły zastraszająco: w tamtym roku stracili 1160 statków o łącznym tonażu ponad 6 mln ton. Dalsze sukcesy U-bootów groziły załamaniem militarnym i gospodarczym Wielkiej Brytanii, uzależnionej od morskich dostaw z USA. Bez oczyszczenia atlantyckich szlaków komunikacyjnych niemożliwe byłoby otwarcie drugiego frontu w Europie, gdyż Amerykanie nie wysłaliby transportowców z wojskiem ani floty inwazyjnej. Odczytanie depesz „Enigmy” umożliwiło też zadanie ostatecznego ciosu wojskom niemiecko-włoskim w Afryce Północnej.

Ich los w decydującym okresie bitwy pod El-Alamejn w październiku 1942 r. zależał od dostaw zaopatrzenia, które do Tobruku miało dowieźć pięć włoskich statków. Dzięki złamaniu szyfru Brytyjczycy zatopili cenny transport, a pozbawione amunicji i paliwa oddziały Afrika Korps musiały uchodzić z Egiptu.

Na froncie wschodnim „Enigma” też odegrała przełomową rolę. W 1943 r. Wehrmacht, mimo ogromnych strat pod Stalingradem, wciąż  był groźny. Szykował się do zadania ciosu pod Kurskiem. Być może atak udałby się, gdyby Rosjanie nie zostali ostrzeżeni przez Brytyjczyków. Dzięki temu dowództwo radzieckie mogło skoncentrować siły na głównych kierunkach uderzeń wojsk niemieckich. Na przykład gen. Nikołaj Watutin, dowódca Frontu Woroneskiego, mógł z pasa długości 244 km, którego miały bronić jego jednostki liczące 626 tys. żołnierzy, wybrać 164-kilometrowy odcinek najbardziej narażony na atak i tam skierować 90 proc. czołgów, 83 proc. żołnierzy i 86 proc. artylerii.

Klęska wojsk niemieckich pod Kurskiem przesądziła o przebiegu wojny na decydującym froncie wschodnim. Była w tym wielka zasługa brytyjskiego ośrodka w Bletchley Park. Tego, w którym przez całą wojnę zespół kilku tysięcy ludzi zbierał niemieckie szyfrogramy, analizował je, odczytywał i przesyłał do dowództwa. Jednakże bez osiągnięcia polskich kryptologów – Bletchley Park pozostałby urokliwym pałacykiem brytyjskiego wywiadu.

Oczywiście imperium, które odniosło tak świetne zwycięstwo w wojnie światowej, nie mogło tego przyznać – tym bardziej że do połowy lat 70. złamanie „Enigmy” pozostawało tajemnicą. A to dlatego, że Brytyjczycy hojnie obdarowali sojuszników zdobycznymi maszynami szyfrującymi, oczywiście nie informując, że potrafią odczytywać ich tajną korespondencję. W powojennej Polsce też nie było mowy o wielkim sukcesie przedwojennych matematyków i burżuazyjnego wywiadu. I tak to trwa do dziś.