Masz dość bycia pesymistą? Wróć do radosnej części swojej natury

W zabieganiu z radosnych i pełnych życia ludzi, stajemy się zmęczonymi, zgryźliwymi pesymistami, których nic już nie cieszy. Czy da się to odkręcić?
Masz dość bycia pesymistą? Wróć do radosnej części swojej natury

W naszym zabieganym życiu często szukamy szybkich recept na szczęście i kontakt z naszą wewnętrzną witalnością. Bo gdzieś nam one giną w codziennym pędzie i masie bieżących zadań do wykonania na wczoraj. Z radosnych i pełnych życia ludzi, którymi byliśmy jeszcze nie tak dawno, momentami stajemy się zmęczonymi, zgryźliwymi pesymistami, których nic już nie cieszy. Czy to się jeszcze da odkręcić? Gdzie tak naprawdę tkwią źródła naszej wewnętrznej witalności i jak do niej dotrzeć?

Zanim przejdziesz do lektury dalszego ciągu artykułu, zatrzymaj się i przejdź do ćwiczenia „Moja najlepsza i najgorsza wersja”.

Zastanów się chwilę i zapisz odpowiedzi na poniższe cztery pytania:

  • Gdy jestem najlepszą wersją siebie, to jestem (jaki?)
  • W jakich sytuacjach i przy których osobach jestem tą najlepszą wersją siebie? Co decyduje, że mogę taki być, co temu sprzyja?
  • Gdy jestem najgorszą wersją siebie, to jestem (jaki?)
  • W jakich sytuacjach i przy których osobach jestem najgorszą wersją siebie? Co konkretnie wyzwala we mnie ten stan i te emocje / zachowania?

Z ćwiczeniem tym zetknęłam się po raz pierwszy na kursie Zen Coachingu. Wnioski, które z niego wyciągnęłam (jak i cały kurs), okazały się dla mnie bardzo istotne i przyczyniły się do wielu zmian w moim życiu.

Gdy zrobiłam to ćwiczenie z uczestniczkami jednego ze swoich warsztatów, również zapanowało spore poruszenie. Pojawiło się bardzo wiele różnorodnych odpowiedzi, które były jednocześnie niesamowicie podobne i spójne. Można je w skrócie podsumować w następujący sposób: gdy jesteśmy najlepszą wersją siebie, w naszych emocjach i naszym zachowaniu dominują: radość, dobry humor, luz i spokój, spontaniczność,  kreatywność, ciekawość, a do tego energia, sprawczość i odwaga, zaufanie do siebie i świata, akceptacja, wdzięczność, poczucie bezpieczeństwa, pewności, otwartości, a także chęć dzielenia się, dobroć, miłość, przyjaźń, życzliwość, obecność, brak ocen i presji, celu i oczekiwań, bycie tu i teraz.

Stan taki pojawia się przede wszystkim w sytuacjach, gdy odbieramy podobne emocje i wartości od innych ludzi oraz wtedy, gdy odpoczywamy, jesteśmy w kontakcie z naturą, mamy czas na nasze pasje i przyjemności bądź gdy robimy coś nowego, ekscytującego, dalekiego od schematów – np. podróżujemy, poznajemy inspirujących ludzi, coś tworzymy i widzimy w tym sens.


PRAWDZIWA NATURA

Z kolei w najgorszej wersji samych siebie jesteśmy często: ponurzy, pesymistyczni, a nieraz wręcz wredni i agresywni. Pojawia się zamknięcie na innych ludzi, sarkazm, krytycyzm, cynizm, negatywne projekcje, oceny, rozżalenie, zaborczość, frustracja, smutek. Do tego brak wiary w siebie i innych, brak energii, apatia, niestabilność emocjonalna.

W takie stany wchodzimy głównie wtedy, gdy w naszym otoczeniu pojawiają się: kontrola, przymus, krytycyzm i ocena, stres i lęk, brak poczucia bezpieczeństwa, akceptacji, zrozumienia, wiary w nas, uważności na nasze potrzeby, do tego może dochodzić brak czasu, nadmiar zadań, zbyt wiele
negatywnych myśli oraz rutyna, schematy i nuda.

 

Czas postawić sobie bardzo ważne pytanie: jacy właściwie jesteśmy naprawdę? Która wersja nas jest prawdziwa? Czy nasza natura jest aż tak dwoista? Zen coaching wyznaje zasadę, że naszą prawdziwą naturą, naszą esencją, są wyłącznie te cechy i stany, które określają naszą najlepszą, pozytywną wersję. Można je nazwać „jakościami bycia”. To z nimi przychodzimy na świat, to one są naszym „wyposażeniem fabrycznym”, które wszyscy bez wyjątku mamy.

Emocje i zachowania, które zdarza nam się przejawiać, gdy jesteśmy najgorszą wersją nas samych, są tak naprawdę strategiami i mechanizmami obronnymi, które wykształciliśmy w trakcie procesu socjalizacji, by chronić swoją wrażliwość. Potwierdza to obserwacja malutkich dzieci, w których wszystkie cechy esencji, wszystkie jakości bycia aż buzują. Dziecko praktycznie cały czas ma kontakt ze swoją kreatywnością, żywiołowością, spontaniczną radością, energią, ciekawością, otwartością na wszystko, co nowe i na innych ludzi, byciem obecnym i uważnym. Ma też pełen kontakt z najbardziej autentycznymi uczuciami – ze swoim smutkiem, złością, strachem, rozpaczą. Cały ten wachlarz emocji przejawia się niczym wartko płynąca rzeka – emocje pojawiają się, są wyrażane i odpływają, żadna nie jest blokowana ani tłumiona.

Niestety, ten swobodny przepływ życia w nas szybko zostaje stłumiony w procesie wychowawczym. Ponieważ większość dorosłych nie ma dobrego kontaktu ze swoją prawdziwą naturą i nie akceptuje wielu własnych emocji i zachowań (w końcu też jako dzieci przeszliśmy proces socjalizacji…), więc nie zgadza się też na te emocje i zachowania u dzieci. Proces wychowania ma sprawić, by dzieci przestały być żywiołowe, nadmiernie spontaniczne i swobodne, by przestały tak otwarcie okazywać złość, smutek czy lęk. Dziecko ma być grzeczne, miłe, spokojne, posłuszne i zawsze zadowolone.

W końcu nie mamy wyjścia – musimy się nauczyć kontrolować nasze emocje i ograniczyć mocno naszą przestrzeń wyrażania siebie, a także przestawić naszą wewnętrzną busolę z wewnątrz na zewnątrz – by lepiej wychwytywać emocje i potrzeby innych ludzi. Bo stawką jest gra o miłość
i akceptację otoczenia.

Ale nasza prawdziwa natura o nas nie zapomina i nie „wyparowuje” – wszystkie jakości bycia czekają uśpione w głębi nas samych, przypominając o sobie w formie tęsknot i pragnień. Gdy nagle pojawi się sprzyjająca sytuacja – np. podczas urlopu, podróży lub gdy w ramach rozwijania jakiejś pasji trafimy do środowiska ludzi otwartych, pozytywnych, życzliwych nam, akceptujących – zaczynamy z ogromną siłą rozkwitać i z całą mocą odczuwać wszystkie cechy naszej esencji. Podobnie działa moment spotkania osoby, która obdarzy nas miłością i akceptacją. Wtedy najbardziej chce nam się żyć, jesteśmy najlepszą wersją samych siebie. Mamy kontakt z sercem, z wewnętrzną witalnością.

Gdy tracimy kontakt z naszą wewnętrzną naturą, pojawia się pustka, którą próbujemy wypełnić czymś z zewnątrz – z jednej strony potrzebujemy do tego innych ludzi, ale z drugiej strony – bardzo się boimy, że mogą nam nie dać tyle miłości, szczęścia i akceptacji, ile potrzebujemy, że mogą nas zranić, ocenić, odebrać nam wolność. Stąd coraz więcej postaw obronnych, masek i pancerzy, które tylko pozornie nas chronią, a w sumie jeszcze bardziej nas oddalają od prawdziwego źródła miłości, szczęścia i akceptacji. Znajdźmy to w sobie, bo to tam jest. Od zawsze!