Tajemnica inicjacji. Kiedy najlepiej zacząć?

W czym tkwi problem wieku inicjacji seksualnej? Nie w metryce, lecz w przygotowaniu człowieka do społecznej dojrzałości

Pod namiotem albo na imprezie. Czasem po butelce wina, a czasem romantycznie w jedwabnej pościeli. Bo przyjaciółki dziwnie patrzą, bo koledzy się śmieją. Bo go kocham i ciągnie nas do siebie. Bo mnie nieziemsko kręci, a ja wreszcie chcę to mieć za sobą. Takie myśli i dylematy miał praktycznie każdy z nas. A kiedy? Czasem przed szesnastką, czasem po osiemnastce.

„Przeprowadzona w poznańskich szkołach ankieta wskazała, że są chłopcy, którzy podają, że pierwszy stosunek seksualny odbyli w wieku 14,5 lat, i dziewczynki, które podają, że odbyły go w wieku 16,5 lat” – czytamy zatrważające głosy w raporcie z konferencji „Systemy wychowawcze a seksualność i zdrowie młodzieży”. Zaraz, zaraz, 14 lat? Owszem, są i takie przypadki. Ale spokojnie. Zbigniew Lew-Starowicz, pytany na różnych forach przez internautów o średni wiek inicjacji, odpowiada: około 18 lat, niezależnie od płci. I jest to wynik zbliżony do statystycznej średniej światowej. Także wyniki różnych sondaży, raportów (jak firmy Durex) wskazują, że Polacy „ten pierwszy raz” zaliczają z grubsza chwilę przed osiągnięciem pełnoletniości. Różnica kilku tygodni czy miesięcy jest zupełnie symboliczna.

Potwierdza to lektura forów poświęconych sprawom seksualnym. Młodzi ludzie przyznają się, czemu sprzyja anonimowość Internetu, otwarcie: „ja miałam 18, on 19”, „po siedemnastych urodzinach”, „ja 16, on 19”. Średnia z grubsza zgadza się z tym, co wynika z raportu Dureksa i wiedzy autorytetów.

 

DRZEWIEJ INICJOWAŁO SIĘ…

Historycznie wiek inicjacji seksualnej zmieniał się – i to w obie strony – w czym nie ma nic dziwnego. Jeśli sięgnąć do życiorysów dawnej arystokracji, widać, że kilkaset lat temu śluby nastolatków były na porządku dziennym (np. Elżbieta Szydłowiecka wyszła za Mikołaja Radziwiłła w wieku lat 15, a był to XVI w.). Podobną historię, zwłaszcza w „tych sferach”, trudno byłoby sobie wyobrazić sto lat temu.

Skąd ten pośpiech? Przyczyny były czysto biologiczne. – Dawniej ludzie znacznie wcześniej umierali, więc natura wymuszała wcześniejszą inicjację – mówi Piotr Kalbarczyk, dyrektor krajowy Towarzystwa Rozwoju Rodziny.

Większość chłopów umierała w wieku 35 lat, członkowie rodzin królewskich żyli względnie najdłużej, bo mieli dostęp do jakiejkolwiek medycyny. Im wcześniej dochodziło do inicjacji, tym większa była szansa na ciążę – zwraca uwagę Piotr Kalbarczyk. Ceniono kobiety odpowiednio obdarzone przez naturę, te, które były w stanie urodzić dużo dzieci. I przeżyć, co nie było bez znaczenia przy powszechnej niegdyś śmiertelności okołoporodowej. Trzeba przyznać, że gatunek ludzki ma pecha: porody są trudne, bolesne, niebezpieczne, a mały człowiek zyskuje jakąkolwiek samodzielność, w porównaniu choćby z psem czy kotem, żenująco późno.

Granica inicjacji zaczęła przesuwać się w górę pod koniec XVIII wieku, wraz z rozwojem medycyny, coraz surowszym podejściem Kościoła katolickiego do seksualności oraz rozwojem ekonomicznym. Teraz granica ta regularnie się obniża – ze wzrostem świadomości seksualnej, z dostępem do prasy, filmów, Internetu. Jednak wszelkie badania obarczone są dużym ryzykiem błędu. Dziś „prawdziwemu mężczyźnie”, niemal niezależnie od wieku, wypada potwierdzić, że pierwszy raz ma już za sobą.

Przyjrzyjmy się jeszcze raz regularnie publikowanym raportom Dureksa. Według nich najwcześniej do łóżka idą młodzi ludzie na Islandii – niedługo po ukończeniu 15 lat. W porządku, może i jesteśmy różni od Islandczyków; u nich w końcu jest ciągle ciemno i zimno. Ale zaraz za nimi, jeszcze przed szesnastką, są Niemcy, bardzo nam bliscy, nie tylko geograficznie. Na kolejnych miejscach zwraca uwagę obecność państw skandynawskich, cieszących się opinią krajów zapewniających bardzo dobrą opiekę socjalną. Również edukacja seksualna stoi tam na bardzo wysokim poziomie, a wpływ Kościoła na ogólnie pojętą moralność jest minimalny. To powoduje dużo mniejszy opór przed rozpoczęciem życia seksualnego.

 

ZŁOTEGO ŚRODKA BRAK

Ciekawie kształtował się problem edukacji seksualnej w dawnym Związku Radzieckim. Potężne różnice kulturowe uniemożliwiały opracowanie jednolitego „radzieckiego” wzorca rozpoczęcia życia płciowego. No bo z jednej strony tradycyjna, prawosławna, „przyzwoita” Rosja na zachodzie kraju, a z drugiej republiki azjatyckie, gdzie od wieków za mąż wychodziły już czternasto- i piętnastolatki.

Tu dochodzimy do sedna. Skoro inicjacja seksualna zmienia się w zależności od czasów, poziomu medycyny, wpływów Kościoła, sytuacji socjalnej w danym kraju, to czy w ogóle istnieje coś takiego jak jeden konkretny, „optymalny” wiek inicjacji seksualnej? Zdaniem Piotra Kalbarczyka – nie. Choć istnieje coś takiego jak niepokojąco wysoka górna granica. – Jeśli chodzi o dojrzałość preferencji seksualnych, określa się je na około 25 lat. Wtedy można powiedzieć, czy ktoś jest hetero- czy homoseksualny. Zatem jeżeli do 25. roku życia ktoś nie podejmie kontaktów seksualnych, warto się zastanowić, dlaczego tak postępuje. To może być wolny wybór, wynikać z religijności czy wychowania. To może być znak, że coś jest nie tak. Istnieje bowiem grupa rówieśnicza, więc wychowanie podlega pewnej weryfikacji społecznej. A na to trudno być odpornym – mówi seksuolog.

Zostawmy jednak tych nietypowych „spóźnialskich”. Młodzi ludzie w Polsce skazani są na mieszankę wpływów: zawstydzonych rodziców, Kościoła, różnych lekcji „przysposobienia do życia w rodzinie” i rówieśników. I co z tego wynika? Jak alarmuje przewodnicząca komitetu naukowego wspomnianej konferencji, w świecie zachodnim mamy do czynienia z rozdźwiękiem między dojrzałością psychiczną i społeczną młodych ludzi a ich dojrzewaniem biologicznym: „Doprowadziło to do powstania wielu poważnych problemów społecznych, związanych m.in. z dziećmi rodzącymi dzieci”.

 

Zamiast jednak odsądzać od czci i wiary współczesną młodzież, należy zastanowić się, jakie konsekwencje pociąga za sobą inicjacja w takim, a nie innym momencie. Czy sam wiek inicjacji jest wyrwaną z kontekstu kwestią do roztrząsania?

– Jeśli myślimy o inicjacji w kategoriach moralności katolickiej, to jest problem, bo mamy do czynienia z grzechem nieczystości. Z punktu widzenia polityki społecznej jest podobnie, bo potencjalnie każdy stosunek może się zakończyć ciążą. A to oznacza implikacje czysto ekonomiczne i społeczne, wpływ na jakość wychowania dziecka. Wreszcie w kategoriach czysto ludzkich i relacyjnych, moim zdaniem, inicjacja to nie jest problem, lecz po prostu etap budowania doświadczenia życiowego i ponoszenia związanego z tym ryzyka. Etap rozwojowy, który konfrontuje młodego człowieka z ponoszeniem konsekwencji za własne czyny – zwraca uwagę doktor Kalbarczyk.

Bo problemem jest nie tyle wiek wyrażony liczbą lat, ile dopasowanie człowieka rozpoczynającego życie płciowe do kontekstu: wypadkowej sytuacji finansowej, obowiązującej obyczajowości, nastawienia otoczenia. Krótko mówiąc, wychodząca za mąż dwunastoletnia królewna w średniowieczu była do przyjęcia, a dziś piętnastolatka na głuchej wsi, migdaląca się w szopie ze starszym kolegą, to już „puszczalska” albo jeszcze gorzej.

Kolejny problem to wynikająca z patriarchalnego charakteru społeczeństwa nierówność w traktowaniu rozpoczynających życie intymne. Nadmierne przywiązywanie wagi do technicznej cnotliwości doprowadziło do rażącej dysproporcji w traktowaniu płci. Na czternastoletniego chłopaka po „pierwszym razie” koledzy patrzą z szacunkiem, ale jego koleżanka rówieśnica może usłyszeć, że jest ladacznicą. Bo chłopcy w Polsce chętnie zdobywają doświadczenie przy pierwszej lepszej okazji, ale gdy dojdzie do „wpadki” – oświadczają, że „z dziwką się nie ożenią”.
 

 

DZIEWICTWO OD TYŁU

Popatrzmy na szczyt listy raportu Dureksa. Najbardziej wstrzemięźliwi w kwestii seksu wydają się mieszkańcy Indii – rozpoczynają współżycie dopiero tuż przed dwudziestką. Jednocześnie wczesne zawieranie małżeństwa i macierzyństwo nie stanowi tam kulturowo problemu. – Jakie znaczenie ma zmiana wieku inicjacji? – pyta retorycznie doktor Kalbarczyk. – Jeżeli szesnastolatki byłyby w stanie wychowywać dziecko, miały odpowiednie zaplecze ekonomiczne, nie byłoby problemu. Tak się dzieje w Indiach, tam nikt nie wywołuje histerii.

Bo inicjacja to nie jest problem sam w sobie, lecz konsekwencji z niej wynikających. Kiepsko wyedukowane społeczeństwo zwyczajnie naraża państwo na koszty. Kobietę, która urodziła dziecko, trzeba utrzymać; ona sama wypada z rynku pracy i nie może się uczyć. Utrzymania i „socjalu” wymaga też dziecko.

Tymczasem w Polsce wciąż bardzo silny jest kult dziewictwa, zwłaszcza na wsiach, gdzie istotny głos ma Kościół. Jednak pielęgnowanie moralności katolickiej prowadzi tam do rzeczy niesłychanych. Bo w jaki sposób „moralni” Polacy zachowują dziewictwo? – Na wsiach masowo współżyje się analnie – mówi Piotr Kalbarczyk, który prowadzi w Towarzystwie także telefon zaufania i spotyka się z najdziwniejszymi pytaniami młodych ludzi. Dlatego – jego zdaniem – obecność katechizacji w szkole powoduje dezinformację. Zadanie edukacji seksualnej przejęły w pewnym stopniu kolorowe gazety dla młodzieży. Owszem, zażenowanie mogą wywoływać kwestie „czy przez pocałunek można zajść w ciążę”, ale nie da się ukryć, że przy swoim masowym zasięgu i łatwości w dotarciu do młodych ludzi mogą przemycić bezcenną wiedzę.

– W tej chwili młodzi ludzie są lepiej przygotowani w kwestii inicjacji seksualnej oraz mają większą świadomość, jakie to może przynieść skutki, niż dawniej – podsumowuje doktor Kalbarczyk. – Moraliści zadają pytanie, czy ta młodzież jest moralna. Ale co to znaczy? Moim zdaniem moralne jest, gdy 17-letni chłopak, który zostaje ojcem, decyduje się na założenie rodziny i szuka pracy albo podejmuje wspólnie z dziewczyną decyzję o oddaniu dziecka do adopcji. A niemoralne: gdy mówi, że nie będzie się żenił z dziwką.