Ugodowi zapadają na raka, a kłótliwi na serce. Jak temperament wpływa na zdrowie?

Kłótliwi i agresywni chorują na serce, nadmiernie ugodowi zapadają na nowotwory, a u neurotyków szwankuje układ odpornościowy. Postęp medycyny spowodował, że dziś głównymi przyczynami zgonów są zawały, udary i nowotwory, czyli schorzenia, w których powstawaniu, przebiegu i leczeniu psychika odgrywa wyjątkowo dużą rolę.
Ugodowi  zapadają na raka, a kłótliwi na serce. Jak temperament wpływa na zdrowie?

Zdrowe odżywianie, aktywny tryb życia i unikanie używek na nic się zdadzą, jeśli w kontaktach z ludźmi będziemy agresywni. Wrogość jest cechą najsilniej predysponującą do zapadania na choroby układu krążenia, ale także na łuszczycę czy wrzody – donoszą naukowcy zajmujący się psychoneuroimmunologią, czyli nauką badającą powiązania między czynnikami psychologicznymi i społecznymi a działaniem układów odpornościowego i nerwowego.

Powiązania między ciałem a psychiką badał już Hipokrates, który wyróżnił w organizmie cztery podstawowe soki (tzw. humory): krew, żółć, śluz i czarną żółć, a przyczyn chorób upatrywał w zaburzeniu równowagi między nimi.

Temperament człowieka miał wynikać z przewagi jednego z elementów: sangwinicy mieli przewagę krwi, cholerycy – żółci, flegmatycy – śluzu, a melancholicy – czarnej żółci. Bardziej współczesne badania nad związkami zachowania ze stanem zdrowia pozwoliły wyodrębnić osobowość typu A, charakteryzującą się skłonnością do współzawodnictwa, agresywnością i niecierpliwością. Udowodniono, że osobowość typu A jest jednym z ważnych czynników ryzyka wystąpienia chorób serca.

Kłótnia albo rak

Bardziej szczegółowe badania pozwoliły ustalić, że kluczowy czynnik sprzyjający chorobom układu krążenia to wrogość (osobowość typu H, od angielskiego hostility) – cyniczny stosunek do ludzi i świata, wrogie relacje z innymi, negatywne przekonania o innych i oczekiwanie nieprzyjemnych wydarzeń. Osoby nastawione wrogo łatwo rozpoznać w codziennym życiu: to ci, którzy awanturują się w kolejkach i najeżdżają nam na zderzak, jeśli uznają, że zajechaliśmy im drogę. Takie zachowania mają znacznie poważniejsze konsekwencje niż napięcie emocjonalne czy nieprzyjemna atmosfera – zachowujące się tak osoby są obciążone o 50–75 proc. większym niż inni ryzykiem rozwoju choroby wieńcowej – wykazały badania Pauli Williams z Wydziału Psychologii University of Utah. Niestety, druga skrajna postawa – ugodowość też nie jest sposobem na zdrowie.

 

Nadmierna łagodność, wypieranie nieprzyjemnych emocji (aby nie sprawiać innym przykrości) jest ważnym czynnikiem chorób nowotworowych – dowiodły tego m.in. badania przeprowadzone przez Lydię Temoshok z University of Maryland School of Medicine w Baltimore. Niektóre osoby tak bardzo boją się kłótni i problemów, że rozwijają tak zwaną osobowość represyjną (wypierającą). Unikają myśli i sytuacji, które mogą prowadzić do spięć i nieprzyjemnych doświadczeń. Nie powoduje to jednak, że emocje, które pojawiają się w codziennym życiu, magicznie wyparowują. U osób ze skłonnością do represji obserwuje się znaczne wahania ciśnienia tętniczego krwi (zwłaszcza w stresie) – wykazali Daniel A. Weinberger i Martin N. Davidson w badaniach, których wyniki opublikowali na łamach „Journal of Abnormal Psychology”. Sandra M. Levy udowodniła z kolei, że u osób represyjnych zostaje zaburzone działanie głównej grupy komórek układu odpornościowego – natural killers.

Zdrowiu szkodzi też neurotyczność. Nie tylko przyczynia się do powstawania chorób, ale także wpływa na ich przebieg. Nawet HIV rozwija się znacznie szybciej u pacjentów intensywnie doświadczających wielu negatywnych emocji niż u tych mniej nerwowych – wykazały badania prof. Jeannette R. Ickovics z Yale University. Takiej samej zależności dowiedziono w wypadku chorób nerek. Poważnym zagrożeniem dla zdrowia jest aleksytymia, czyli problemy z rozpoznawaniem uczuć, brak zdolności do marzeń, unikanie poszukiwania wsparcia. Niezdolność do rozpoznawania emocji uniemożliwia rozładowanie napięcia. W skrajnych przypadkach pobudzenie emocjonalne aleksytymicy rozpoznają jako napięcie fizjologiczne – przyspieszone bicie serca wywołane widokiem pięknej dziewczyny przypisują np. zmęczeniu. Aleksytymicy mają skłonność do zapadania na choroby układu oddechowego.

Badania prof. Katarzyny Schier z Uniwersytetu Warszawskiego wykazały, że również astmatycy mają trudności w rozróżnianiu i nazywaniu emocji. Prof. Tomasz Maruszewski dowiódł z kolei, że osoby z chorobą niedokrwienną serca cechują się ubóstwem wyobrażeń, a pacjentom z chorobą wrzodową problemy sprawia rozpoznawanie własnych stanów emocjonalnych. Ponieważ aleksytymicy przypisują pobudzenie emocjonalne zmianom fizjologicznym, dodatkowo stresują się, szukając chorobowych przyczyn swych doświadczeń.

 

Temperament sprzyjający zdrowiu jest różny dla kobiet i mężczyzn. Reaktywność emocjonalna, czyli skłonność do intensywnego reagowania na bodźce emocjonalne, i aktywność, czyli tendencja do angażowania się w zachowania silnie stymulujące emocjonalnie, to cechy odróżniające mężczyzn z chorobą wieńcową od zdrowych – wykazały badania prowadzone pod kierunkiem prof. Jana Strelaua. Odwrotną zależność Strelau zdiagnozował u kobiet z nowotworem piersi – reaktywne i aktywne panie zapadały na raka piersi znacznie rzadziej niż te powściągliwe w wyrażaniu uczuć.

Przyjaciel na receptę

Wrogość, neurotyzm, unikanie kontaktów z ludźmi być może nie powodowałyby tak dramatycznych skutków, gdyby nie społeczne konsekwencje, które za sobą pociągają. „Osoby, które się wycofują, nie poproszą o wsparcie, a także osoby wrogie, które swą postawą zniechęcają innych do kontaktu, zmniejszają prawdopodobieństwo otrzymania wsparcia. A z badań wynika, że wsparcie społeczne jest jednym z najważniejszych elementów zdrowienia” – mówi Joanna Bylinka z Uniwersytetu Warszawskiego, badająca aspekty chorób psychosomatycznych i somatopsychicznych. 

„Brak towarzystwa, nagła utrata miłości oraz chroniczna samotność w znacznym stopniu przyczyniają się do powstawania poważnych chorób (łącznie z chorobą wieńcową) i przedwczesnej śmierci” – pisze James J. Lynch w książce „The Broken Heart: The Medical Consequences of Loneliness”. O tym, jak ważne jest wsparcie społeczne, przekonują badania 1300 pacjentów z chorobą wieńcową, przeprowadzone pod kierunkiem Redforda Williamsa i opublikowane na łamach „Journal of the American Medical Association”. Okazało się, że ryzyko śmierci w ciągu pięciu lat od zawału u osób samotnych jest trzykrotnie większe niż u osób pozostających w stałych związkach. Związek nie powinien być związkiem „na odległość”, bo osoby mieszkające samotnie są o 50 proc. bardziej narażone na powtórne wystąpienie zawału w ciągu pół roku od pierwszego incydentu.

 

Większość chorób związanych z doświadczaniem przykrych emocji i negatywnymi postawami rozwija się latami. Psychika potrafi jednak zadziałać na organizm także gwałtownie. W czasie wojny zdarzało się, że ludzie ustawieni do rozstrzelania padali martwi, choć wypalono do nich ślepymi nabojami. Walter Bradford Cannon, uznawany za ojca psychosomatyki, w 1942 r. opisał fenomen nazwany śmiercią voodoo, obserwowany u plemion, w których rola wiary była bardzo silna. Wykluczenie ze społeczności przez szamana i klątwa doprowadzają do śmierci odtrąconej osoby, choć nie występują u niej wyraźne zmiany chorobowe, które mogłyby wywołać zgon. Cannon twierdzi, że te nagłe reakcje są napędzane silnym lękiem odtrąconej osoby. Także psycholog Martin Seligman, badający poczucie bezradności wobec losu, odnalazł i opisał liczne przykłady osób (między innymi więźniów wojennych i sierot), u których śmierć następowała jedynie w wyniku głębokiej rozpaczy i braku nadziei na poprawę losu.

To nie tak, jak myślisz

Na szczęście, równie szybko możemy pozytywnie wpłynąć umysłem na ciało. Gdy nocujemy sami w pustym domu na odludziu i nagle słyszymy, że ktoś wchodzi, poziom hormonów stresu może się gwałtownie podnieść. Żaden lek nie zmniejszy niebezpiecznego stężenia tych substancji tak szybko jak rozpoznanie, że nieoczekiwany gość to nasz najbliższy przyjaciel. Właśnie tę moc umysłu powinniśmy zaprząc do walki o zdrowie – codziennym wydarzeniom należy nadawać odpowiednie, pozytywne znaczenie: kolejka na poczcie to świetna okazja do zaplanowania, jak najprzyjemniej spędzić nadchodzący weekend, osoba zajeżdżająca nam drogę spieszy się z ważnego powodu, koleżanka spojrzała na nas krzywo, bo pewnie boli ją ząb.

Takie interpretacje mogą być równie prawdziwe lub fałszywe jak negatywne wnioski o tych wydarzeniach. Jedyne, na co mamy wpływ, to wybór interpretacji. Ten wybór nie zmieni sytuacji, ale wpłynie na nasze zdrowie. Nierzadko zdarza się, że siła przekonań obraca się przeciwko nam. „Wyjaśnił to na szkoleniu z zakresu terapii Simontona dr Mariusz Wilga, porównując świat ludzi ze światem zwierząt. Kiedy zwierzęciu jest zimno czy niewygodnie, przeniesie się w ciepłe, komfortowe miejsce. Człowiek w takiej sytuacji zaczyna myśleć: może to minie, może coś się zmieni. Takie przekonania zatrzymują nas w tym, co nam szkodzi. Dlatego warto przyglądać się swoim przekonaniom, by te, które nam nie służą, zastąpić takimi, które będą dla nas zdrowsze” – mówi Joanna Bylinka.

 

Taka zmiana przekonań jest jednym z celów terapii Simontona stosowanej u pacjentów onkologicznych i ich rodzin. Carl Simonton, onkolog-radioterapeuta i pionier psychoonkologii, w latach 60. uczestniczył w nowym programie radioterapeutycznym. Niestety, pacjenci nie wykazywali chęci współpracy. Simonton ustalił, że ta postawa wynikała z poczucia beznadziei chorych. Aby temu zaradzić, postanowił wykorzystać wyobraźnię do budzenia motywacji pacjentów. Rezultaty były oszałamiające – nowotwór złośliwy u chorego z zaawansowanym rakiem krtani szybko się cofnął, a w dodatku pacjent nie doświadczał żadnych skutków ubocznych naświetlań. Od tamtej pory terapia Simontona została znacznie rozwinięta – obejmuje pracę nad zmianą przekonań, relaksację, rozwijanie umiejętności sięgania po wsparcie bliskich, aktywność fizyczną. To pierwszy program psychoterapeutyczny, który w badaniach naukowych wykazał, że uzupełnienie konwencjonalnego leczenia psychoterapią przeciętnie dwukrotnie zwiększa długość przeżycia chorych i znacznie poprawia jego jakość.

Skąpcy i utracjusze

Salvatore R. Maddi, profesor psychologii na Harvard University, po kilkudziesięciu latach badań nad związkami osobowości ze zdrowiem stworzył koncepcję prozdrowotnej „twardości” (hardiness). Aby unikać chorób, warto się angażować w to, czego doświadczamy, organizować dzień tak, aby jak najwięcej czasu przeznaczyć na zajęcia sprawiające nam przyjemność i zadbać o równowagę między pracą a odpoczynkiem.

„Ważnym elementem dbania o zdrowie jest wzbudzanie na co dzień pozytywnych emocji. Zajmujmy się tym, co sprawia nam radość. Są osoby, które robią to tak rzadko, że nawet nie przychodzi im do głowy, co miłego mogłyby dla siebie zrobić” – mówi Bylinka. Zdrowiu sprzyja także poczucie wpływu na własne życie – choć nie kontrolujemy wszystkiego, co się dzieje, to możemy wpływać na to, jak wygląda nasz prywatny świat. Taka postawa nie tylko zwiększa poczucie bezpieczeństwa i spokoju, ale także motywuje do podejmowania sprzyjających zdrowiu wysiłków: regularnego uprawiania sportu, przestrzegania zdrowej diety czy systematycznego oglądania komedii.

Śmiech wywołany dobrym żartem obniża ciśnienie krwi, poprawia pamięć i zwiększa aktywność układu immunologicznego. W przerwach między komediami warto zaplanować czas na medytację, w czasie której organizm zwiększa wydzielanie telomerazy, enzymu naprawiającego chromosomy, a więc odwracającego proces starzenia się i umierania komórek. Głęboki relaks osiągany w czasie medytacji to jeden z najlepszych sposobów na dostarczenie sobie naturalnego zastrzyku z koktajlu młodości – dowiedli naukowcy z University of California.

 

Trzeba jednak pamiętać, by zmiany wprowadzać po kolei, bo każda z nich wywołuje… szkodliwy stres. Duża zmiana przyzwyczajeń związanych z jedzeniem to aż 35 punktów w polskiej wersji skali stresu Holmesa i Rahe, duża zmiana nawyków związanych z odpoczynkiem to 39 punktów, a zmiana stylu życia – 38 punktów (najwięcej, 97 punktów, powoduje śmierć dziecka). Stopniowo warto jednak w zmiany inwestować. Chyba że jak Robert Louis Stevenson uważamy, że lepiej roztrwonić zdrowie jak utracjusz, niż przemarnować jak skąpiec.

Jak działa stres?

Problemy w pracy czy miłości uniemożliwiają spokojny sen, stres przed egzaminem czy rozmową o pracę zaciska gardło, wywołuje nadmierne pocenie i wysusza usta. Nie zdajemy sobie jednak sprawy z tego, co w takich sytuacjach dzieje się z naszymi hormonami czy komórkami układu odpornościowego. A działanie tych substancji zaburzone stresem przyczynia się do powstawania poważnych problemów, na przykład choroby niedokrwiennej serca i nowotworów.

W reakcji stresowej biorą udział dwa systemy: współczulny układ nerwowy i system podwzgórze-przysadka-nadnercza, zwany osią HPA. Współczulny układ nerwowy jest odpowiedzialny za tzw. reakcję walki lub ucieczki – pobudza nadnercza do wydzielania adrenaliny i noradrenaliny. Te hormony przyspieszają tętno i oddech, rozszerzają oskrzela. Wiele osób szybko doświadcza, że pobudzenie stresorem współczulnego układu nerwowego zatrzymuje procesy trawienne – można to odczuć jako ucisk w żołądku, niestrawność, biegunkę, zgagę. Oś HPA aktywuje się po minutach lub godzinach. W mózgu podwzgórze pobudza przysadkę, wydzielając kortykoliberynę. Pod wpływem tego hormonu przysadka wydziela kolejny hormon – kortykotropinę, która dociera do kory nadnerczy i pobudza ją do wydzielenia glukokortykoidów (między innymi kortyzolu). Kortyzol zwiększa stężenie glukozy we krwi i przyspiesza rozkład kwasów tłuszczowych, a także zmniejsza wrażliwość zmysłów.

Krótkotrwały stres może działać korzystnie – zmniejszenie wrażliwości zmysłów i poprawa samopoczucia wywołana wzrostem stężenia endorfiny i enkefaliny zmniejszają ból, co pozwala ofiarom wypadku wydostać się z płonącego samochodu, nawet jeśli mają połamane kości. Dzięki temu mechanizmowi w ćwierćfinale Ligi Mistrzów zawodnik Arsenalu Londyn Cesc Fabregas strzelił gola Barcelonie… złamaną nogą, a zawodnik MMA Krzysztof Soszyński zwyciężył Chorwata Gorana Reljicia, choć walczył złamaną ręką.

 

„Ból zaczął się pod koniec drugiej rundy albo na początku trzeciej. „Nie mam pojęcia, co się stało, ale w ogóle nie czułem ręki” – mówił po walce Soszyński. Krótkotrwały stres sprzyja działaniu układu odpornościowego – u osób skaczących ze spadochronem rośnie stężenie komórek NK (natural killers). Kiedy stres się przeciąga, kortyzol i inne hormony glikokortykoidowe osłabiają jednak skuteczność układu odpornościowego – blokują produkcję i zmniejszają reaktywność limfocytów, mogą także doprowadzić do obumierania tych komórek odpowiedzialnych za rozpoznawanie i walkę z wirusami, bakteriami oaz komórkami nowotworowymi, a nawet uszkadzają neurony podwzgórza.

Osobowość nowotworowa

Ukrywanie negatywnych emocji, pasywność, cierpliwość, ugodowość, konformizm to niektóre cechy osobowości typu C, zwanej osobowością nowotworową. Psycholog Hans Jürgen Eysenck twierdzi, że elementy osobowości typu C najsilniej predysponujące do raka to poczucie bezradności i skłonność do wypierania emocji. Hans Joachim Baltrusch, niemiecki lekarz, także twierdzi, że ważny element w rozwoju nowotworu to tłumienie emocji, zwłaszcza przykrych. „To z kolei prowadzi do załamania się potencjałów odpornościowych, braku wiary we własne możliwości, rozwoju poczucia bezradności, beznadziejności czy pesymizmu życiowego i utraty woli życia” – piszą Nina Ogińska-Bulik i Zygfryd Juczyński w książce „Osobowość – stres a zdrowie”. W badaniach na szczurach wykazano, że wyuczona bezradność istotnie zwiększa liczbę komórek nowotworowych.

Podobne wyniki przyniosły badania rozpoczęte w Crvence w dawnej Jugosławii i kontynuowane w Heidelbergu w Niemczech. Cechy charakteru uczestników badania były wskazywane przez samego ochotnika, jedną z jego bliskich osób i naukowca prowadzącego badania. Po kilkunastu latach ustalono, że osoby najbardziej podatne na nowotwory mają poczucie, że doświadczyły straty, są zależne od innych, przejawiają bezradność lub depresję.

Choć w leczeniu nowotworów coraz częściej korzystamy z postępu genetyki, to badania pokazują, że za rozwój tej choroby odpowiadają w dużym stopniu czynniki psychospołeczne. Badania przeprowadzone wśród adoptowanych osób, których adopcyjni rodzice zachorowali na raka przed 50. rokiem życia, wykazały, że te dzieci były bardziej narażone na nowotwór niż inne. „Powodem zwiększonego ryzyka choroby nie były w tym wypadku geny, ale wychowanie: te dzieci przyjęły styl życia zwiększający ryzyko nowotworu. Istnieniu obciążeń genetycznych nie można zaprzeczyć, ale decydujące okazują się często czynniki behawioralne, np. dieta. To świetna informacja, bo o stylu życia decydujemy sami i w każdej chwili możemy go zmienić na zdrowszy” – tłumaczy Joanna Bylinka.