Garść królewskiej ziemi. Gdzie są szczątki króla Stanisława Augusta Poniatowskiego?

Czy grób Stanisława Augusta w Warszawie naprawdę zawiera prochy władcy? Szczątki trafiły do stolicy ćwierć wieku temu, po kontrowersyjnej ekshumacji w białoruskim Wołczynie.

Stanisław August do dziś wywołuje skrajne opinie. Ostatni król nigdy nie był faworytem historyków i zwykłych Polaków. Szczególnie w czasach niewoli, powstań narodowych i walk o nową Polskę. Odwoływano się wówczas głównie do wzorców silnych, zwycięskich wodzów, a Poniatowski – ze swoim umiłowaniem sztuki i literatury – do nich nie należał. Co więcej, nawet wiele lat po śmierci władcy oceny polityków i historyków w istotny sposób zaważyły na losach jego pochówku.

W ASYŚCIE CARA

Stanisław August zmarł w Petersburgu 12 lutego 1798 r. wskutek ataku apopleksji. Ciało władcy w mundurze oficera polskiej gwardii koronnej i z koroną na głowie wystawiono na widok publiczny w specjalnie przygotowanej kaplicy żałobnej. Pogrzeb odbył się 5 marca w kościele katolickim pod wezwaniem św. Katarzyny. Uroczystość miała iście królewską oprawę – przy trumnie wartę pełnili najwyżsi oficerowie, wojsko prezentowało broń i trzykrotnie oddało honorową salwę, obok trumny jechał konno car Paweł I. Wzdłuż trasy wiodącej do miejsca pochówku zebrały się tłumy, które od drogi odgradzał dwurzędowy szpaler carskiego wojska.

Jak się później okazało, miejsce pochówku nie było najlepsze – w następnych latach kościół kilkakrotnie zalewały wody Newy, przez co szczątki monarchy szybko uległy zniszczeniu. Już przy pierwszym otwarciu trumny w 1857 r. okazało się, że jego kości rozsypały się w proch. Nie wiadomo, w jakim stanie było serce i wnętrzności króla złożone w dwóch cynowych urnach.

BAGAŻ ZWYKŁY” NA BOCZNICY

140 lat po pogrzebie, w lipcu 1938 r., w związku z planami zburzenia kościoła władze sowieckie przekazały prochy królewskie stronie polskiej. Rząd polski początkowo utrzymywał to w tajemnicy. Jego stosunek do całej sprawy najlepiej ilustruje fakt, że na stacji granicznej Stołpce trumnę załadowano do wagonu towarowego z napisem „bagaż zwykły”, który to wagon trzymano na bocznicy przez trzy dni.

Po konsultacjach z najważniejszymi osobami w państwie (prezydent Ignacy Mościcki, premier Felicjan Sławoj-Składkowski, marszałek Edward Rydz-Śmigły, minister Józef Beck) uzgodniono, że Stanisław August Poniatowski nie może zostać pochowany ani w Krakowie (gdzie od niedawna spoczywał Józef Piłsudski), ani w Warszawie. Nadzorujący tę sprawę z ramienia rządu Szymon Zabiełło z MSZ, na którego scedowano dokonanie wyboru, zdecydował, że ostatni władca polski spocznie w kościele parafialnym pod wezwaniem św. Trójcy w Wołczynie (czyli tam, gdzie urodził się w 1732 r.; dziś w granicach Białorusi).

W nocy, 14 lipca 1938 r., na wskazane miejsce dowieziono trumnę oraz dwie cynowe urny. W asyście proboszcza i władz administracyjnych oraz funkcjonariuszy policji – zarówno mundurowych, jak i tajniaków  – owe urny złożono w krypcie kościoła. Trumna nie mieściła się w wejściu do krypty, więc po owinięciu sznurem i opieczętowaniu umieszczono ją w jednej z nisz kościoła. Pomieszczenie zabezpieczono: w okno wstawiono sztaby, w wejście wmontowano od wewnątrz żelazną kratę z zamknięciem na kłódki, którą komisyjnie opieczętowano, a od zewnątrz wzmocniono dębowe drzwi. Co zaskakujące, proboszcz otrzymał od urzędników zakaz odprawiania mszy za duszę monarchy!

AMANT KATARZYNY

Pochówku nie udało się polskim władzom utrzymać zbyt długo w tajemnicy i sprawa pogrzebu nabrała olbrzymiego rozgłosu. Do Wołczyna zaczęli zjeżdżać dziennikarze, a w prasie opozycyjnej pojawiły się artykuły krytykujące postawę rządu odmawiającego królowi miejsca na Wawelu. Dyskusję przerwały aktualne wydarzenia polityczne i wybuch wojny w 1939 r.

Najpierw do Wołczyna wkroczyli Niemcy, następnie znalazł się pod okupacją sowiecką, a w 1941 r. ponownie przeszedł w ręce niemieckie. Ale prawdopodobnie dopiero w 1944 r., gdy do Wołczyna wkroczyły po raz kolejny oddziały Armii Czerwonej (jednostki wyzwalające składały się z żołnierzy karnej kompanii), królewski pochówek znalazł się w niebezpieczeństwie. Według jednej z wersji wydarzeń, żołnierze wyciągnęli trumnę na zewnątrz kościoła i rozbili ją, poszukując kosztowności. Według innej dokonali tego w 1947 r. radzieccy żołnierze wojsk ochrony pogranicza. Czy żołnierze ruszali wówczas również urny – nie wiadomo. Wśród miejscowej ludności krąży legenda, że tuż przed splądrowaniem kościoła miejscowy parafianin zabrał czyjeś szczątki i ukrył je w innym, nieznanym do dzisiaj miejscu.

 

Po zakończeniu wojny nowa sytuacja polityczna (Wołczyn znalazł się w granicach ZSRR), problemy z odbudową kraju oraz cenzura okresu stalinowskiego sprawiły, że nie od razu podjęto spór o ocenę króla i losy jego szczątków. Wydawałoby się, że dobrą okazją do sprowadzenia prochów władcy do kraju będą obchody tysiąclecia państwa polskiego w 1966 r. Ówczesne władze nie chciały jednak powrotu – jak pogardliwie określił króla premier Józef Cyrankiewicz – „amanta Katarzyny”. Nie zajęto się również sprawą pochówku w latach 70., gdy decyzją Edwarda Gierka rozpoczęto odbudowę Zamku Królewskiego. Dopiero pod koniec 1988 r. minister kultury i sztuki Aleksander Krawczuk powołał komisję z Aleksandrem Gieysztorem na czele, która udała się do Wołczyna i przeprowadziła wstępne badania w kościele. Pół roku później prace w tym miejscu rozpoczęła delegacja Fundacji Kultury Polskiej kierowana przez archeologa dr. Zbigniewa Pianowskiego.

KWERENDA W MAGAZYNIE NAWOZÓW

Badania podjęto za późno. Po wojnie, w 1953 r., kościół został skreślony z listy zabytków i zamieniony w magazyn nawozów oraz chemikaliów, przez co stopniowo popadał w coraz większą ruinę. W maju 1989 r. całe wnętrze wypełniał już gruz i elementy zawalonego dachu. Tymczasem ekipa budowlana mająca oczyścić dostęp do krypty dysponowała tylko kilofami, siekierami i łopatami…

Szczątki trumny oraz inne przedmioty (fragmenty tkanin, guziki, gwoździe, a przede wszystkim elementy złoconej korony i fragmenty szpady) z pochówku znajdowały się na terenie całego kościoła. Po przebadaniu zasypisk, nisz i krypty stwierdzono, że miejsce pochówku Stanisława Augusta zostało całkowicie zniszczone. Pobrano próbkę ziemi z fragmentów szat królewskich i obicia trumny. Wzięto też ziemię z niszy, gdzie stała trumna. Do przywiezionej urny zebrano drobne szczątki z wyposażenia pochówku i ziemię z krypty. Wyniki badań wykazały, że prochy przemieszane z ziemią należały do starszego człowieka. Teoretycznie mogły więc należeć do Stanisława Augusta.

Kierowana przez prof. Gieysztora Komisja do spraw sprowadzenia do kraju szczątków króla nie miała żadnych wątpliwości. „Przygotowane do pochówku szczątki są bez wątpienia szczątkami ostatniego króla Polski Stanisława Augusta” – tak opisywała w specjalnym oświadczeniu prochy przewiezione w 1989 r. na Zamek Królewski w Warszawie. W 1995 r. uroczyście pochowano je w archikatedrze św. Jana w Warszawie.

Na jakiej jednak podstawie stwierdzono, że garść ziemi to doczesne resztki władcy? Czy brak szkieletu (bo ten już wcześniej miał ulec zniszczeniu) i oszacowanie, że zmarły, którego prochy zebrano, był w starszym wieku, to wystarczające przesłanki? Przecież w kościele w Wołczynie mogło znajdować się więcej pochówków. Na dodatek ludzie związani z wołczyńskim kościołem uparcie powtarzają, że szczątki króla ukryto w czasie wojny w innym miejscu.

WĄTPLIWOŚCI JEST WIĘCEJ

Do dziś nie wiadomo, co tak naprawdę zawierała trumna w 1938 r. Już Aleksandra Zgorzelska, autorka książki „Powrót króla” (1991), zwróciła uwagę, że zaginął urzędowy protokół otwarcia trumny w Petersburgu w 1938 r. oraz protokół przekazania tej przesyłki na granicy. Wszelkie rozpowszechniane informacje na ten temat opierają się na dziennikarskim doniesieniu agencji „Iskra”, opublikowanym 6 sierpnia 1938 r. Badaczka zauważyła zarazem, że trumna przebyła długą drogę z Petersburga do Wołczyna w różnych warunkach, a w tym czasie mogło się wiele wydarzyć…

Mało wiarygodna jest też przyjęta wersja o dewastacji trumny w latach 40. Skoro wyciągnięto trumnę na zewnątrz i ją rozbito, dlaczego jej szczątki znaleziono w kościele? Kto wnosiłby pustą, rozbitą w dodatku trumnę z powrotem do krypty? Archeolodzy badający zasypisko – Zbigniew Pianowski i Janusz Firlet – stwierdzili, że królewska trumna została zniszczona, szczątki rozproszone wewnątrz kościoła, a wśród miejscowej ludności mogą znajdować się jeszcze przedmioty związane z pochówkiem Stanisława Augusta.

Teoria o rabunku to jednak spore uproszczenie. Jakich przedmiotów znajdujących się w trumnie mógł na co dzień używać przeciętny mieszkaniec Wołczyna? A jeśli ktoś chciałby spieniężyć łup, to dlaczego w kościele znaleziono elementy złoconej korony, srebrne galony i fragmenty zabytkowej szpady?! Przecież powinny zostać zabrane i sprzedane w pierwszej kolejności!

 

Przede wszystkim jednak w 1989 r. nie odnaleziono cynowych pojemników z sercem i wnętrznościami króla. W okresie wojennej zawieruchy miejscowy proboszcz ks. Antoni Czyszewicz – mając świadomość znaczenia powierzonych jego opiece szczątków – mógł je ukryć. Trudno uwierzyć, by nie czuł się za ich los odpowiedzialny. Co ciekawe, po opuszczeniu parafii ksiądz wyjechał za Bug do Gnojna, leżącego niedaleko Wołczyna, i zabrał ze sobą część wyposażenia kościoła. Czy zaginione urny z sercem i wnętrznościami króla również? Nie wiadomo i zapewne na zawsze pozostanie to tajemnicą, gdyż sam ksiądz zmarł nagle w 1951 r.

Nieznany los urn, jak i kontrowersje wokół pochówków władcy są niczym fatum ciążące nad Stanisławem Augustem nawet po jego śmierci. Warto jednak zauważyć, że całej historii by nie było, gdyby w 1938 r. sami Polacy nie złożyli szczątków swego ostatniego króla w małym wiejskim kościółku i pozostawili bez opieki, narażając na zniszczenia.