Ludzkość czeka na kolejną sondę, która poleci do Urana. NASA: Nic z tego, nie ma paliwa

Uran i Neptun, dwa lodowe olbrzymy krążące na zewnętrznych rubieżach Układu Słonecznego to niesamowicie zaniedbane, choć fascynujące planety. Każda z nich została przez ludzkość odwiedzona tylko raz i to w ramach misji jednej sondy – Voyagera 2. Czas najwyższy, aby w kierunku przynajmniej jednej z tych dwóch planet poleciała jakaś nowa sonda. Okazuje się, że nawet gdyby NASA też doszła do takiego wniosku i znalazła pieniądze na stworzenie takiej sondy, to za bardzo w najbliższym czasie nic się nie da zrobić.
uran
uran

Voyager 2, sonda wystrzelona z Przylądka Canaveral 20 sierpnia 1977 roku dotarł do Urana (po przelocie w pobliżu Jowisza i Saturna) po ponad ośmiu latach lotu 24 stycznia 1986 roku. Przeleciał nieco ponad 100 000 km nad szczytami chmur planety z prędkością niemal 68 000 km/h, wykonał trochę zdjęć i poleciał dalej. Nieco ponad trzy lata później sonda przeleciała 4500 km nad szczytami chmur Neptuna, po czym rozpoczęła podróż w przestrzeń międzygwiezdną. Wykonane w trakcie tych krótkich wizyt zdjęcia i pomiary do dzisiaj pozostają najlepszymi danymi o tych dwóch globach. Od tego czasu bowiem, żadna agencja kosmiczna nie zdecydowała się na wysłanie kolejnej, nowocześniejszej sondy do którejkolwiek z tych planet.

Zdjęcie Urana wykonane przez sondę Voyager 2

Coś się jednak zmienia. W ramach ubiegłorocznego przeglądu dekadalnego planetolodzy z NASA wskazali Urana, jako jeden z najważniejszych celów, do którego powinna trafić jedna z najbliższych flagowych sond kosmicznych NASA. W raporcie podsumowującym prace zespołu wskazano misję Uranus Orbiter and Probe, jako rozwiązanie tego problemu. Prace nad misją miałyby się zacząć w 2024 roku tak, aby gotowa już sonda mogła wystartować w kierunku Urana w 2031 lub 2032 roku. Gdyby to się udało podróż do Urana zabrałaby sondzie 13 lat. Każda sonda wysłana po tym czasie będzie wymagała innej trajektorii, której pokonanie zajmie sondzie około 15 lat. Można spytać, dlaczego Voyager 2 mógł pokonać ten dystans w ciągu 9 lat, a teraz potrzebujemy aż 13-15. Odpowiedź jednak jest zaskakująco prosta. Można wysłać sondę z dużą prędkością prosto do Urana, ale wtedy po dolocie sonda będzie poruszała się zdecydowanie za szybko, aby wejść na orbitę wokół Urana, a zatem będziemy mieli do czynienia tylko z trwającym kilka godzin bliskim przelotem w pobliżu planety. Uranus Orbiter and Probe jak sama nazwa wskazuje ma być sondą, która dotrze na tyle wolno, aby grawitacja planety była w stanie ją przechwycić. Dzięki temu sonda mogłaby całymi latami zbierać dane, wykonywać pomiary i zdjęcia samej planety, jak i jej księżyców.

Czytaj także: Misja na Urana i Neptuna. Polacy konstruują przyrząd do badania odległej planety

Nie ma paliwa dla sondy zmierzającej do Urana

Kilka dni temu w ramach spotkania specjalnej komórki w ramach NASA zajmującej się planowaniem misji kosmicznych poinformowano, że NASA aktualnie współpracuje z Departamentem Energii nad zapewnieniem odpowiednich zapasów plutonu-238 niezbędnego do napędzania radioizotopowych generatorów termoelektrycznych, które wykorzystywane są w dalekich misjach kosmicznych do zapewnianie energii elektrycznej tam, gdzie promieniowania słonecznego jest zdecydowanie za mało. Jedną z takich misji jest chociażby misja drona Dragonfly, który w 2027 roku wystartuje w podróż do Tytana, największego księżyca Saturna. Część zapasów zostanie natomiast wykorzystana w europejskim łaziku marsjańskim Rosalind Franklin, który poleci na Marsa w 2028 roku.

Czytaj także: Księżyce Urana skrywają ogromną tajemnicę. Tego chyba nikt się nie spodziewał

Problem jednak w tym, że produkcja plutonu-238 nie należy do rzeczy łatwych. Owszem, tempo produkcji jest stopniowo zwiększane i w 2026 roku osiągnie 1,5 kg izotopu rocznie. Niestety oznacza to, że w żaden sposób nie uda się wyprodukować takiej ilości izotopu, ile potrzeba do wysłania sondy do Urana w 2032 roku. Wszystko wskazuje zatem na to, że ze względu na braki plutonu misja do Urana może wystartować dopiero pod koniec lat trzydziestych. Jeżeli przyjmiemy, że lot potrwa „jedynie” 13 lat, to mówimy o dotarciu do Urana dopiero w okolicach 2050 roku, co z pewnością wielu osób (w tym piszącego, ur. 1981) z pewnością nie ucieszy.

Więcej:uran