111 m nadzieji

Przeszła do legendy jako najbardziej spektakularna próba wydostania się z hitlerowskiej niewoli. Wielka Ucieczka lotników RAF ze Stalagu Luft III w dzisiejszym Żaganiu

Niemiecki wartownik, by załatwić potrzebę fizjologiczną, zszedł z wieży strażniczej i po spadłym tej nocy śniegu ruszył w stronę lasu. Gdy stanął przy pierwszych drzewach, miał za plecami uśpiony Stalag Luft III, obóz dla brytyjskich lotników – jeńców wojennych. Kiedy wracał, ujrzał w śniegu świeżą ścieżkę prowadzącą do lasu. Leżał na niej człowiek. Wartownik zawołał: „Halt! Hände hoch!” i zarepetował karabin. Wtedy zza drzew wyskoczył mężczyzna z rękami podniesionymi do góry, wołając: „Nicht schiessen, Posten! Nicht schiessen! (nie strzelaj)”. Wartownik wystrzelił w powietrze. Człowiek ze ścieżki poderwał się i pobiegł w las. Za to z krzaków wyszedł mężczyzna z rękami uniesionymi do góry. Wartownik trzymał obu na muszce i wtedy ujrzał, jak z czarnej dziury w śniegu gramoli się człowiek. Na rozkaz dołączył do dwójki. Strażnik podszedł do dziury w ziemi i zajrzał do niej, świecąc latarką. W głębokim dole stał na drabinie mężczyzna. Kazał mu wyjść i poprowadził schwytanych do wartowni. W obozie trwał już alarm. Była godzina piąta rano 25 marca 1944 r.

W tym samym czasie w jednym z baraków na terenie obozu 140 stłoczonych mężczyzn gorączkowo zastanawiało się co robić. Gdy usłyszeli strzał, wiedzieli, że ucieczka, do której przygotowywali się przez rok, nie udała się. Jack Lyon wspominał po latach na potrzeby dokumentalnego filmu: „Wiedzieliśmy od razu, że sprawa się rypła. Ktoś krzyknął: »Tunel wykryty! Zaraz będą tu strażnicy, trzeba wszystko zniszczyć«”.

O godzinie szóstej niemieccy żołnierze otoczyli barak nr 104. Jeńcy musieli wychodzić pojedynczo, odzierano ich z ubrania i rewidowano. Nad wszystkim czuwał blady z wściekłości komendant obozu, stary pruski oficer, pułkownik Friedrich Wilhelm von Lindeiner. W pewnej chwili w baraku usłyszano stukanie spod ziemi. Pomocy wzywał niemiecki strażnik, który wszedł do tunelu przez otwór wyjściowy pod lasem i doczołgał się do wejścia, ale było ono zamknięte. Jeden z lotników odsunął piecyk, w którym buzował ogień, i ku zaskoczeniu Niemców podniósł kawałek podłogi, wyłożonej ceramicznymi płytkami. Była to klapa zamykająca wejście do szybu tunelu.

ŻYCIE PODZIEMNE

Przez następne dni Niemcy badali dokładnie tunel. Był wydrążony na głębokości około 10 metrów, wysoki na pół metra i na tyle samo szeroki, miał 111 metrów długości. Zabezpieczało go oszalowanie z desek wyciągniętych z prycz. Na podłodze tunelu znajdowały się szyny z drewnianych listew. Jeździły po nich dwa drewniane wózki, na których mógł leżeć człowiek. Wózki ciągnięto przy pomocy lin. W tunelu były dwie „mijanki”, na których trzeba było przesiąść się z jednego wózka na drugi. Na dnie tunelu znajdowała się rura wentylacyjna ułożona z połączonych ze sobą puszek po skondensowanym mleku marki Klim, uszczelnionych papą. Powietrze do rury i tunelu tłoczono pompą zrobioną ze zszytych brezentowych worków, napiętych na ożebrowanie i osadzonych na ruchomym rusztowaniu. Pokrywy z obu stron miecha tworzyły wentyle. Przesuwając urządzenie w przód i w tył, tłoczono powietrze do rury. Do tunelu wchodzono po wysokich drabinach zrobionych z desek. Tunel był oświetlony, prąd dostarczał kabel podpięty do obozowej instalacji elektrycznej.

Obóz dla alianckich lotników Stalag Luft III znajdował się w lesie, za miejscowością Sagan (dziś Żagań w Lubuskiem). Teren obozu okalały dwa ogrodzenia z drutu kolczastego, wysokie na dwa i pół metra. Pomiędzy nimi znajdowała się ścieżka, po której spacerowali strażnicy. Przed wewnętrznym płotem na wysokości kolan znajdował się drut ostrzegawczy, który otaczał cały obóz. Do jeńca, który wszedł za drut, strażnicy mogli strzelać. Co 100 metrów stały wieże strażnicze z reflektorami. Na terenie obozu było 15 baraków wzniesionych w trzech rzędach (w baraku nr 107 usytuowano 100 polskich lotników). Mieszkało tam 2,5 tys. ludzi. Oprócz Anglików byli Norwegowie, Południowi Afrykańczycy, Czesi, Francuzi, Holendrzy, Australijczycy, Polacy, Grecy, Litwini. Wszyscy służyli w RAF-ie. Za barakami był plac apelowy, od którego ogrodzenie oddzielało obóz amerykańskich lotników.

Szef brytyjskiej dyplomacji Anthony Eden w maju 1944 r. zapowiedział ściganie „nikczemnych zbrodniarzy”. Po kapitulacji do Niemiec wyruszyło z Anglii sześć grup śledczych. Ustaliły one, że na wiadomość o ucieczce 76 lotników Hitler wpadł w szał i zażądał rozstrzelania wszystkich schwytanych. Mózg i organizator ucieczki Roger Bushell złapany w Saarbrücken tam został zastrzelony. Przed sądem stanęło 18 gestapowców i szef wrocławskiej policji kryminalnej Max Wielen. 14 skazano na karę śmierci, dwóch na dożywocie, a dwóch na 10 lat więzienia.

 

Przygotowania do ucieczki z obozu zaczęły się w marcu 1943 r., gdy do Stalagu Luft III przybył major RAF-u, 33-letni Roger Bushell. Do niewoli dostał się w 1940 r. Kilkakrotnie uciekał z obozów. Bushell stanął na czele organizacji nazwanej Komitetem X. Zaproponował, aby kopać jednocześnie trzy tunele. Projekty oznaczono kryptonimami „Dick”, „Tom” i „Harry”. Wejścia do nich miały znajdować się w różnych barakach. Zaprojektował je polski pilot kapitan Bronisław Mickiewicz. „Ten starszy już wiekiem, niski i krępy oficer, który w obozie zapuścił sobie szpakowatą bródkę, okazał się mistrzem w koncypowaniu i praktycznym maskowaniu wejść do tuneli” – napisał wojskowy historyk Rajmund Szubański („Pięćdziesięciu z Żagania”, Warszawa 1987).

Najpierw zostały wykute otwory, potem wykopano szyby głębokości ok. 10 metrów. Na tej głębokości drążono poziome tunele. Kopacze pracowali nago, bo w głębi ziemi było gorąco i duszno. Piasek wywożono na wózkach. W kociołkach uwiązanych na linach wciągano porcje piasku na górę, gdzie odbierali go tak zwani pingwini. Mieli w nogawkach spodni worki, które napełniali piaskiem, i spacerując po terenie obozu, rozsypywali go.

Kiedy pod ziemią drążono tunele, grupa grafików zajmowała się produkowaniem fałszywych dokumentów, przepustek itp. Inna grupa kreśliła mapy terenów, którymi miały prowadzić trzy trasy ucieczki. Pierwsza – na wybrzeże i przez Bałtyk do Szwecji. Druga – przez Czechosłowację do Szwajcarii. Trzecia trasa wiodła przez Niemcy do Francji. „Mapy odbijano na prasie skonstruowanej w obozie. Dzięki jej zastosowaniu uzyskano około trzech tysięcy egzemplarzy map”, napisał Tadeusz Sojka, autor książki „Sagan – Befehl” (Zielona Góra 1986). Kolejna grupa szyła z koców „cywilne” garnitury – wśród „krawców” talentem zabłysnął porucznik nawigator Jerzy Mondschein. Na potrzeby uciekinierów zrobiono 250 wodoszczelnych kompasów. Upieczono wysokoenergetyczne ciasto z płatków owsianych, cukru, czekolady, mleka skondensowanego i margaryny. Niemcy odkryli i wysadzili tunel „Tom”. Tunel „Dick” jeńcy zamienili w magazyn. Tunel „Harry” był gotowy pod koniec 1943 roku.

OBŁAWA

Wiosną 1944 r. postanowiono uciekać. Zgłosiło się 500 chętnych. Liczono, że w nocy przez tunel przejdzie 200 ludzi. Zrobiono więc losowanie. Termin ucieczki wyznaczono na noc z 24 na 25 marca.

Wyjście z tunelu miało być otwarte za kwadrans 21. Ale drewniana klapa napęczniała przez zimę i otwarto ją dopiero o godzinie 22.30. Wtedy okazało się, ze nastąpiła pomyłka w obliczaniu długości tunelu. Kończył się kilka metrów przed lasem. Wyjście było na otwartym terenie. W dodatku spadł śnieg, który pokrył ziemię 15-centymetrową warstwą. Po naradzie zdecydowano kontynuować ucieczkę, gdyż dokumenty miały już datę. Podczas przeczołgiwania się przez tunel parokrotnie zaczął osypywać się piach, blokując przejście. O piątej rano zdecydowano się przerwać ucieczkę. Zamiast 200 ludzi z tunelu wyszło osiemdziesięciu. Wtedy nastąpiła katastrofa.

Niemcy ustalili, że uciekło 76 jeńców. Uciekinierzy schwytani pod lasem trafili na dwa tygodnie do karceru. Do obozu zjechali funkcjonariusze Kriminalpolizei i gestapo. Komendant obozu pułkownik von Lindeiner został odwołany i zamknięty w areszcie domowym (wojskowy sąd skazał go na rok twierdzy). W całych Niemczech zarządzono Grossfandung (wielką obławę). Wzięły w niej udział: wojsko, policja, różnego rodzaju służby. W sumie kilkadziesiąt tysięcy ludzi. W marcu i w pierwszych dniach kwietnia policja przywiozła do obozu schwytanych uciekinierów. Trafili do karceru. 6 kwietnia 1944 r. brytyjski „starszy” obozu kapitan Herbert Massey został wezwany do nowego komendanta Braunego.

„Otrzymałem od władz zwierzchnich polecenie przekazania panu komunikatu” – powiedział komendant i odczytał z kartki: „W związku z niedawną ucieczką z sektora północnego Stammlager Luftwaffe III w Sagan, otrzymałem rozkaz poinformowania, że 41 uciekinierów zostało zastrzelonych podczas stawiania oporu w trakcie aresztowania albo podczas próby ucieczki”.

Wstrząśniętych Brytyjczyków odprowadził oficer Abwehry i na korytarzu powiedział: „Proszę nie sądzić, że Luftwaffe miała coś wspólnego z tą straszną historią”.

15 kwietnia 1944 r. na tablicy ogłoszeń komendy obozu wywieszona została lista jeńców „zastrzelonych podczas ucieczki”. Było na niej jednak nie 41, a 47 nazwisk. Kilka dni później wywieszono dodatkową listę z trzema nazwiskami: James Long, Stanisław Król i Paweł Tobolski. W sumie zabitych było 50. Tak zakończyła się najsłynniejsza z ucieczek II wojny światowej.

Dziękujemy Muzeum Martyrologii Alianckich Jeńców Wojennych w Żaganiu za udostępnienie nam materiałów i zdjęć, które wykorzystaliśmy w niniejszym artykule. Urząd Miasta Żagań wraz z Królewskimi Siłami Powietrznymi Wielkiej Brytanii (RAF) jest organizatorem inscenizacji Wielkiej Ucieczki, którą przedstawiono 28.03. br. na terenie byłego Stalagu Luft III w 65. rocznicę tamtych wydarzeń. Imprezę, której patronem medialnym była redakcja „Focusa Historia”, prowadził nasz felietonista Bogusław Wołoszański.