Afryka rozrywana jest na dwie części. Do pęknięcia nie trzeba już zbyt dużo

Powierzchnia Ziemi w skali geologicznej podlega bezustannym zmianom. Z lekcji geografii w szkole zapewne pamiętamy nazwy takie jak Pangea czy Gondwana, którymi określane są superkontynenty, które istniały w odległych czasach, a które uległy rozerwaniu m.in. na kontynenty, które mamy na powierzchni Ziemi obecnie. Tempo zmian geologicznych w porównaniu do długości ludzkiego życia, a nawet do czasu istnienia gatunku ludzkiego na Ziemi jest bardzo powolne, przez co możemy odnosić mylne wrażenie, że obecnie istniejące kontynenty już takim zmianom nie ulegają i pozostaną takimi, jakie są już na zawsze. Nic bardziej mylnego, bowiem zmiany zachodzą bezustannie, a najlepszym dowodem na to jest to, co się dzieje w Afryce.
Afryka
Afryka

Nie da się w żaden sposób w ciągu jednego życia ludzkiego zaobserwować procesu podziału kontynentu na dwie części. Naukowcy jednak wskazują, że taki właśnie proces aktualnie rozrywa Afrykę na dwie części, a granica między nimi powstaje wzdłuż Wielkiego Rowu Wschodniego w centralnej części Wyżyny Wschodnioafrykańskiej. Ów rów tektoniczny jest w rzeczywistości niczym innym niż pęknięciem w afrykańskiej płycie kontynentalnej.

Czytaj także: Jak powstały kontynenty na Ziemi? Naukowcy wskazują na zaskakującą rolę meteorytów

Wielki Rów Wschodni to jeden z największych rowów tektonicznych na świecie. Mimo tego, naukowcy wciąż wiedzą stosunkowo niewiele o procesach, które kształtują jego ewolucję. Z tego też powodu zespół naukowców postanowił teraz wykorzystać satelity systemu nawigacji GPS oraz modele komputerowe do wyłuskania nowych informacji o tym, co tak naprawdę dzieje się na wschodzie Afryki.

Mowa tutaj o stosunkowo dużym obszarze, bowiem Wielki Rów Wschodni rozciąga się na przestrzeni tysięcy kilometrów mniej więcej z północy na południe, przecinając przy tym terytorium dziesięciu różnych krajów afrykańskich (Mozambik, Malawi, Tanzania, Zambia, Burundi, Uganda, Rwanda, Demokratyczna Republika Kongo, Etiopia i Kenia).

Jeżeli rów będzie się pogłębiał, to z czasem stanie się on granicą między dwoma różnymi płytami kontynentalnymi — mniejszą somalijską i większą nubijską. Tempo tych zmian jednak, jak się można spodziewać, jest iście ślimacze. Obie części aktualnie oddalają się od siebie zaledwie na kilka milimetrów rocznie. W tym tempie, zanim do faktycznego podziału dojdzie, miną jeszcze miliony lat. Nie wiadomo nawet, czy gatunek ludzki będzie wtedy jeszcze istniał na powierzchni Ziemi. Jakby nie patrzeć, miliony lat to mnóstwo czasu na doprowadzenie do samozagłady, a nawet jeżeli tego uda się nam uniknąć, to procesy ewolucyjne z pewnością w tym czasie zmienią nasz gatunek nie do poznania.

Czytaj także: Kontynenty są na kursie kolizyjnym. Geofizyk informuje, jak zmieni się Ziemia

Nie zmienia to jednak faktu, że nawet tak powolne procesy zachodzące na granicy dwóch przyszłych płyt są dostrzegalne już teraz, bowiem nie tylko płyty oddalają się od siebie, to w miejscach pęknięcia dochodzi do rozciągania litosfery, powstawania pęknięć w ziemi, a także do znacznie większej liczby trzęsień ziemi. Pozornie skorupa ziemska jest w tym miejscu równie twarda jak w każdym innym miejscu na Ziemi. W odpowiednio długiej skali geologicznej, jak wskazują symulacje, litosfera w Wielkim Rowie Wschodnim rozciąga się powoli niczym plastelina.

Badania prowadzone na danych zbieranych przez satelity systemu GPS pozwoliły naukowcom zbadać ruch powierzchni w tym regionie z dokładnością do kilku milimetrów. Modele komputerowe stworzone w ramach projektu badawczego wykazały, że siły wyporu litosfery przyczyniają się do odciągania od siebie dwóch części w kierunku wschód-zachód, czyli prostopadłym do kierunku rowu tektonicznego. Co jednak ciekawe, wzdłuż rowu działają także siły półpłynnej materii z granicy między jądrem a płaszczem Ziemi głęboko pod południowo-zachodnią Afryką, która wznosząc się ku powierzchni, kieruje się w stronę północno-wschodniej części Afryki. Oba te procesy, zarówno ten z głębi Ziemi, jak i ten ograniczony do jej litosfery napędzają powolne rozrywanie kontynentu afrykańskiego. Całe szczęście, my jeszcze nowego somalijskiego kontynentu nie zobaczymy.