Auta na sztuki

Nazywają je „dream cars”, bo każdy kierowca o nich marzy. Żeby kupić taką maszynę, trzeba nie tylko wydać miliony, ale też czekać w kolejce

Pagani Zonda Cinque. Auto z nadwoziem ukształtowanym wyłącznie z tytanu i włókna węglowego waży 1210 kilogramów, a to tyle, co nic, biorąc pod uwagę osiągi włoskiego superkabrio. Dwanaście cylindrów widlastego motoru Mercedes-Benz AMG dostarcza aż 678 koni mocy, co wystarcza, żeby tym dwuosobowym autem rozpędzić się do setki w czasie 3,4 sekundy. Konstrukcja auta wytrzymuje boczne przeciążenia rzędu 1,45 G oraz siłę docisku, która przy prędkości 300 kilometrów na godzinę wynosi aż 750 kilogramów. W układzie przeniesienia napędu zastosowano zmechanizowaną, 6-stopniową skrzynię biegów, wydech jest tytanowy, a tarcze hamulcowe – ze spieków ceramicznych. Droższych rozwiązań próżno szukać w zwyczajnej motoryzacji. Dlatego Pagani Zonda Cinque to samochód wyjątkowy, którego nie da się porównać z żadnym innym na świecie. Nawet drogie Ferrari czy Lamborghini przy nim wyglądają jak ubodzy krewni lub mierne imitacje. Samochód, bez podatków, kosztuje 1,3 miliona euro. Dodajmy, że „Cinque” (z włoskiego – pięć) zbudowano w liczbie 5 sztuk.

ZAKUPOWE SZALEŃSTWO

Takie samochody jak Zonda mają wzięcie w wielu krajach, są modne wśród rosyjskich miliarderów i arabskich szejków potentantów naftowych. Najczęściej nie służą im do jazdy, lecz ozdoby klimatyzowanych garaży. Takimi kolekcjami chwali się sułtan Brunei i Mohammed Bin Sulayem, książę Dubaju, znany kierowca rajdowy. Obydwaj są dumni zwłaszcza ze swoich Mercedesów CLK GTR – Bin Sulayem ma jedną sztukę, sułtan – aż pięć. Duma całkiem uzasadniona, bo sułtan i książę mają u siebie prawdziwe perełki. Tych rzadkich aut zbudowano przecież tylko 26 (dwadzieścia coupé i 6 roadsterów). Model CLK GTR miał jasno zdefiniowane przeznaczenie – auto miało rywalizować w wyścigach. Wersja „cywilna” pojawiła się tylko dlatego, żeby zadośćuczynić żądaniom federacji automobilistów FIA – wedle przepisów w wyścigach formuły GT1 startować mogły tylko te wyczynowe auta, które mają odpowiedniki jeżdżące po zwykłych drogach. CLK GTR na ulicach robią kolosalne wrażenie. Samochody są bardzo niskie, kuszą futurystyczną sylwetką i ryczącym motorem – 12-cylindrowym, w końcówkach serii nawet 7,3-litrowym, o mocy od 612 do 664 KM. Przy tym CLK GTR – choć niezwykle drogie – nie są wcale komfortowe.

Pomysł na sprzedawanie superdrogich aut nie jest nowy. Dość wspomnieć o legendarnym McLarenie F1. McLarenów ogółem zbudowano aż 106, ale tylko, dlatego, że klienci nie dawali spokoju dyrektorom McLaren Automotive. Trzyosobowe coupé jeździło maksymalnie 388 km/godz. i w swoim czasie (początek i połowa lat 90. XX wieku) szokowało ceną. Milion dolarów! Dziś dobry egzemplarz kosztuje od 2 do nawet 4 milionów „zielonych”. Auto kupić niełatwo. Raz, że aut z homologacją (zezwoleniem) do jazdy po normalnej drodze sprzedano ledwie 65 sztuki. Dwa – bogacze bardzo chętnie kupują McLareny. Wspominany już władca Brunei kupił ich już dziewięć.

TUNING HIGH END

Zamiast kupować nieseryjny samochód, można nabyć model bardziej popularny i poddać go wyszukanemu tuningowi. Popatrzcie na przeróbki studia Gemballa z niemieckiej miejscowości Leonberg. Tamtejsi specjaliści wzięli na warsztat Porsche Carrera GT. Za 300 tysięcy euro Niemcy zamienią je w jedyny w swoim rodzaju, ekstrawagancki pojazd o nazwie Gemballa Mirage GT Carbon Edition. Przeróbki obejmują m.in. zawieszenie, hamulce i elementy odpowiedzialne za opływ strugi powietrza. Samochód, który napędza 10-cylindrowy silnik o mocy 670 koni, jeździ… 335 km/godz. Gemballi na pewno nie nazwiemy produktem masowym. Jak obiecuje producent, z Leonberg nie wyjedzie więcej niż kilka takich Porsche.

NIEPOWTARZALNE

Czy można jeździć samochodem wykonanym tylko w jednym egzemplarzu? Teoretycznie tak, w tym celu trzeba kupić… prototyp. Niedawno mówiło się o propozycji sprzedania Maybacha Exelero zbudowanego do reklamowania nowych opon Fuldy, a także o znalezieniu właściciela dla koncepcyjnego kabrioletu Pininfarina Hyperion (na bazie podzespołów Rolls-Royce’a). W mediach huczało od plotek, ale koniec końców losy Exelero i Hyperiona nie zostały rozstrzygnięte.