Będzie baby boom z powodu kwarantanny? Naukowcy nie są chętni do żartów z ciąży w pandemii

Jeden z lżejszych tematów krążących wśród dorosłej części izolujących się milionów ludzi to ten o ilości wolnego czasu, który pary zyskały na seks. Większości z nas przeszło przez myśl, że na przełomie grudnia i stycznia na świat przyjdzie pewnie zwiększy się liczba porodów. Z wielu względów celowe, a przede wszystkim masowe, wysiłki w celu poczęcia nowych ludzi nie są jednak mądrym pomysłem.
Będzie baby boom z powodu kwarantanny? Naukowcy nie są chętni do żartów z ciąży w pandemii

Pierwszy z nich dotyczy ekonomicznej sytuacji już po wyjściu z okresu pandemii, gdy staniemy wobec scenariusza tak w Europie, Azji czy Ameryce Północnej, dużego – jak wskazują ekonomiści, nawet  dwucyfrowegobezrobocia. Branie na siebie odpowiedzialności i wydatków związanych z małym dzieckiem przez ludzi zagrożonych bezrobociem nigdy nie jest mądrym rozwiązaniem. Gdy miejsca pracy milionów są zagrożone – tym bardziej.

Seks zakończony poczęciem w stabilnym związku nie jest problemem. Sęk w tym, że kwarantanna wystawia nas wszystkich na olbrzymią próbę. Wiele par nie dotrwa do końca razem, wiele małżeństw rozpadnie się zaraz po poluzowaniu ograniczeń. Z Chin, gdzie zaczął się już ten powrót do ”normalności”, napływają pierwsze sygnały, że dostrzega się tam wzrost liczby pozwów rozwodowych – donosi agencja Bloomberg.

Czy fali urodzeń spodziewają się także lekarze? Według ginekolożki ze stanu Nowy Jork, z którą rozmawiał CNN, za 9 miesięcy na porodówkach wcale nie będzie zwiększonego ruchu pacjentek. – Gdyby kontekst był mniej poważny, powiedzmy długa zamieć śnieżna odcinająca ludzi w ich domach, to tak. Jakiś wzrost urodzeń byłby możliwy. Ale tu – niekoniecznie – mówi dr Renee Wellenstein.

Jej opinię wspierają naukowe badania. Choćby w 2007 roku naukowcy z University of Texas oraz Johns Hopkins University przekonywali, że związane z burzami wydarzenia pokroju dłuższych wyłączeń prądu skutkowały zwiększeniem urodzeń. Gdy jednak na skutek wyładowań atmosferycznych ginęli ludzie i notowano duże straty materialne, widoczny był skutek odwrotny. Liczba urodzeń malała.

– Choroby, kwarantanna i śmierć mają duży wpływ na poczęcie, ciążę i poród.  W literaturze naukowej wskazuje się przykłady zdarzeń związanych z dużą liczbą zgonów, jak trzęsienia ziemi, fale upałów czy epidemie jako mające duży i przewidywalny wpływ na liczbę urodzeń – stwierdził w marcu Lyman Stone w artykule na stronach ośrodka badawczego Institute for Family Studies

Za każdym razem, czy były to huragany Maria i Katrina w Stanach Zjednoczonych, czy też epidemie wirusa ebola w Liberii, Sierra Leone i Gwinei w 2015 roku, po 9 miesiącach następował spadek liczby urodzeń. Jak śnieg zasypie drogi, ludzie chętniej będą przytulać się w ciepłym łóżku. Jak za drzwiami pandemia zabija ludzi, strach przejmuje kontrolę.

Cierpi libido, popęd seksualny, jak i rozregulowane zostają cykle menstruacyjne. Zwyczajnie może się nie udać poczęcie dziecka – przekonuje dr Wellenstein. Dodaje, że sama odradza parom starania w czasie pandemii. Po prostu ”zbyt mało wiemy o COVID-19, by pozwolić sobie na ryzyko”. – Jeżeli możecie, odsuńcie ciążę nieco w czasie – radzi lekarka. Choć brak dowodów, że nienarodzone dziecko może złapać wirusa SARS-CoV-2 od matki, to po porodzie już się to zdarzało.

Eksperci zwracają uwagę, że na tym etapie pandemii ciężko przewidywać jej ostateczny koniec. Tym bardziej, jak długo w czasie rozciągną się jej konsekwencje. Nieznana pozostaje przyszłość globalnej gospodarki. Nie wiemy, jak mocno recesja wpłynie na codzienne życie każdego z nas.

W historii znane są przypadki gdy ”baby boom” następował zaraz po wielkiej tragedii. Tak powstało choćby pokolenie wyżu demograficznego będącego konsekwencją II wojny światowej. Fala poczęć i urodzeń nastąpiła dopiero w okresie spokoju i odzyskiwania sił, a nie w trakcie wojennego horroru.

Po prostu pary realistycznie uznawały, że jest już odpowiedni moment na powiększenie rodziny. Według Lymana Stone’a, większej liczby ciąż możemy spodziewać się w rok do 5 lat po zakończeniu pandemii koronawirusa.