Blackout radiowy nad USA i Kanadą. Słońce rozbłysnęło po raz kolejny

Oddalone od nas o około 150 milionów kilometrów Słońce nie wydaje się przesadnie interesującym obiektem na dziennym niebie. Z uwagi na to, że nie możemy spojrzeć na nie gołym okiem i dostrzec, co się dzieje na jego powierzchni, odnosimy wrażenie, że co jak co, ale Słońce całkowicie się nie zmienia. Czasami jednak nasza gwiazda dzienna, wokół której wszak bezustannie krążymy, postanawia o sobie przypomnieć w dość brutalny sposób.
Blackout radiowy nad USA i Kanadą. Słońce rozbłysnęło po raz kolejny

Zaledwie kilka dni temu donosiliśmy o silnym rozbłysku klasy X, do którego doszło na zachodniej krawędzi Słońca. Klasa X obejmuje najsilniejsze rozbłyski promieniowania, do jakich dochodzi w otoczeniu ciemnych plam powstających na powierzchni Słońca. Zważając jednak na to, że sobotni rozbłysk znajdował się przy krawędzi Słońca, wyemitowane przez niego promieniowanie nie wpłynęło przesadnie na Ziemię.

Czytaj także: W sobotę na słońcu doszło do kolejnego silnego rozbłysku

Kto by się jednak spodziewał, że w ciągu zaledwie trzech dni na powierzchni Słońca dojdzie do kolejnego rozbłysku i to na dodatek rozbłysku klasy X. Jak widać, Słońce jest nieprzewidywalne i stopniowo zbliżając się do maksimum swojej aktywności, będzie rozbłyskało coraz częściej.

Drugi rozbłysk klasy X w ciągu 72 godzin

W poniedziałek, 7 sierpnia po raz kolejny astronomowie mogli obserwować rozbłysk, który tym razem był skierowany zasadniczo w stronę Ziemi. Pomiary wykazały, że w tym przypadku mieliśmy do czynienia z rozbłyskiem klasy X1,5. Był to już dwudziesty rozbłysk klasy X w obecnym, 25. cyklu aktywności, który rozpoczął się w grudniu 2019 roku.

Co do zasady rozbłyski słoneczne to gwałtowne rozbłyski wysokoenergetycznego promieniowania, których źródłem są silnie namagnetyzowane, chłodne regiony na powierzchni Słońca zwane plamami słonecznymi. Choć na zdjęciach plamy słoneczne wydają się ciemne, to w rzeczywistości są bardzo jasne, jedynie są ciemniejsze od otoczenia. Wyemitowane w takim rozbłysku wysokoenergetyczne fotony docierają do Ziemi w ciągu ośmiu minut (tyle potrzebuje światło na podróż ze Słońca do Ziemi) i wchodzą w interakcje z cząsteczkami tworzącymi jonosferę, czyli warstwę atmosfery ziemskiej znajdującą się na wysokości od 650 do 80 kilometrów nad powierzchnią Ziemi. Owe interakcje wpływają bezpośrednio na sygnały radiowe przechodzące przez ten region atmosfery, zakłócając komunikację z satelitami znajdującymi się na orbicie okołoziemskiej. Tak też było i w przypadku poniedziałkowego rozbłysku. Z uwagi na to, że do rozbłysku doszło, gdy na Ziemi trwał dzień na terytorium Ameryk, to właśnie tutaj doszło do silnego blackoutu radiowego nad terytorium Stanów Zjednoczonych, Kanady i Oceanu Spokojnego. Źródłem rozbłysku była aktualnie największa i najaktywniejsza grupa plam słonecznych znajdująca się na widocznej stronie Słońca.

Badacze zajmujący się prognozowaniem pogody kosmicznej wskazują jednak, że w najbliższym czasie sytuacja się nie zmieni i możemy spodziewać się kolejnych silnych rozbłysków na widocznej stronie Słońca, także pochodzących z tej samej grupy plam słonecznych. Na szczęście w ciągu dwóch dni schowa się ona za zachodnią krawędzią i nie będzie miała bezpośredniego wpływu na Ziemię.

Warto tutaj jedynie dodać, że w najbliższych godzinach i dniach możemy mieć także do czynienia z burzami geomagnetycznymi, gdy w końcu dotrze w okolice Ziemi plazma wyrzucona w koronalnym wyrzucie masy towarzyszącym opisywanemu rozbłyskowi.