Brytyjskie władze organizują narodowe “Korona-Party”. Cel: odporność stadna

Znacie historie o rodzicach organizujących spotkania dzieci zdrowych z zarażonymi np. odrą? Takie przyjęcia, gdzie zabawa łączy się z przekazywaniem sobie wirusa. ”A niech złapie i się uodporni” – tłumaczą nieodpowiedzialni dorośli. Brytyjczycy robią teraz ten sam eksperyment na kilkudziesięciu milionach ludzi.

Premier Boris Johnson nie owija w bawełnę: Brytyjczycy, jeszcze wiele rodzin straci swoich bliskich przed czasem – oświadczył w orędziu do narodu. Rządowi eksperci sądzą, że w kraju jest już przynajmniej 10 tys. zarażonych.

Droga, którą Wyspiarze obrali w obliczu koronawirusa czyni ich szczególnie odosobnionym przypadkiem. To jedno z niewielu większych państw Europy Zachodniej, które wprowadził jedynie nieliczne ograniczenia w życiu codziennym obywateli. 

Taktyka obrana przez psychologów behawioralnych i epidemiologów doradzających Johnsonowi i jego ministrom zmusza wielu do pytania: czemu nasi eksperci mają inne zdanie, niż ci pracujący dla innych rządów?

Wszyscy niczym modlitwę powtarzają opinię o konieczności spowolnienia krzywej tempa przyrostu zakażeń. Nie ma jednak wspólnego zdania co do sposobu osiągnięcia tego efektu. Najbardziej pod prąd idą właśnie Brytyjczycy.

Z jednej strony np. przełożono lokalne wybory o 12 miesięcy, w tym walkę o stołek burmistrza Londynu (miała odbyć się 7 maja). Z drugiej, nie zamyka się szkół, nie odwołuje imprez masowych ani zawodów sportowych, nie ogranicza podróżowania.

”Obywatele muszą tak często jak to tylko możliwe myć ręce”, przekonuje najnowsza wersja rządowego poradnika na czas epidemii. ”Kichaj i kaszl w chusteczkę jednorazową którą masz wyrzucić do kosza i umyć ręce.” Ludzie z gorączką i utrzymującym się kaszlem mają zostać w domu przez 7 dni.  

I tyle.

Wielu spodziewało się po rządzących więcej, znacznie więcej. Brytyjska liga piłkarska Premier Ligue była jedyną dużą w Europie gdzie mecze odbywały się bez żadnych ograniczeń. Dopiero jak trener Arsenalu Mikel Arteta złapał koronawirusa, zdecydowano się zawiesić rozgrywki do kwietnia.

We Włoszech, drugim po Chinach najbardziej dotkniętym pandemią SARS-CoV-2 krajem, życie publiczne przestało istnieć. Bary i restauracje pozostaną zamknięte do końca marca. W miastach są wyznaczone strefy, gdzie za ”szwendanie się” policja wlepia mandaty. 

Od Norwegii, Irlandii, przed Polskę, Niemcy i Francję aż po Hiszpanię i Portugalię szkoły pozostają zamknięte, zawody sportowe i koncerty odwołane. Na Wyspach nie. Główny doradca naukowy rządu, sir Patrick Vallance tłumaczył w BBC, że najlepsze, co można zrobić w walce z wirusem to zatrzymać kaszlących w domach. Dopiero 16 marca władze pod naciskiem opinii społecznej poprosiły o taką izolację wszystkie osoby powyżej 70 roku życia.

Według Vallance’a, wirusa prościej złapać od rodziny czy znajomego podczas spotkania kilku osób, niż w podczas masowej imprezy z tysiącami uczestników. Szkół nie zamknięto, bo ”rola dzieci w roznoszeniu wirusa nie jest zbyt jasna”.

– Możemy założyć, że dzieciaki i tak nie będą chciały ze sobą się bawić a pewnie i tak wiele z nich w przez te tygodnia, zamiast do szkoły trafi pod opiekę dziadków – wyjaśnił.

Doradca brytyjskich włodarzy powiedział wręcz, że rząd w Londynie chce wytworzyć odporność stadną (ang. herd immunity) dla całej Wielkiej Brytanii. W ten sposób kraj uodporniłby się na przyszłe nawroty wirusa. Do tego jednak ”zainfekować się wirusem musi 60 proc. z 66 mln obywateli”.

– Odporność zyskają całe regiony, całe wspólnoty ludzi i to właśnie będzie najlepszą metodą zabezpieczania się na przyszłość – przekonuje sir Patrick Vallance. Nie wszyscy brytyjscy eksperci podzielają jego zdanie.

 

– Zjednoczone królestwo jest na skraju katastrofy, której można zapobiec. Zobaczcie co stało się u Włochów. Trzeba z tej lekcji wyciągnąć wnioski, a rząd brytyjski albo nie widzi ich, albo ignoruje – napisał na Twitterze naczelny medycznego pisma ”The Lancet”.

Strategię rządu Borisha Johnsona skrytykował też były minister zdrowia, Jeremy Hunt. – To zaskakujące, że nie robimy niczego, a brakuje nam 4 tygodnie byśmy znaleźli się w miejscu, w którym dziś są Włosi – stwierdził na antenie BBC w programie ”Newsnight”.

 

– Wasz dom płonie, a ludzie którym powierzyliście go w opiekę nie mają ochoty gasić ognia. Pomimo świadomości, że pożar nadchodzi, bo dom sąsiada już trawi pożoga – komentuje w ”Guardianie” amerykański epidemiolog dr William Hanage z uczelni Harvarda. 

– Jak pierwszy raz usłyszałem o tym pomyśle, byłem przekonany, że to przykład tej ich słynnej satyry, czarnego humoru Wyspiarzy. Ale to jednak prawda – dodaje. Ekspert tłumaczy, że owszem rozumie, że chodzi owa ”odporność stada” ma powstrzymać drugą falę wirusa, jaka nadejdzie zimą 2020/2021. Młodzi mieliby zachorować, uodpornić się i wzmocnić całe społeczeństwo.

– Mówimy tu jednak o pandemii, gdzie bardzo wielu ludzi rozchoruje się, część umrze. Tak, odsetek zgonów jest niski, ale jeżeli zainfekuje się bardzo wiele osób, to i liczba zmarłych będzie duża. A jeżeli służba zdrowia zostanie zalana chorymi, to i ten odsetek będzie rósł – wyjaśnia naukowiec.

Druga fala wirusa, na którą premier Johnson chce przygotować Brytyjczyków, może nadejść, ale nie musi. To pojęcie, tłumaczy dr Hanage, dotyczy pandemii grypy. Nie wiadomo, co zrobi koronawirus. A tymczasem wystawia się na pastwę losu najbardziej bezbronną, starą i chorą część narodu. 

– Ten wirus ma potencjał unieruchamiania całych krajów. Brytyjczycy nie powinni chcieć znaleźć się na liście obok Chin, Iranu, Włoch czy Hiszpanii. Tam służba zdrowia nie dała rady. We Włoszech muszą każdego dnia decydować, kto ma prawo przeżyć a kto musi umrzeć, bo brakuje sprzętu ratującego życie. Idźcie drogą Korei Południowej, która przez kombinację ścisłego monitorowania ruchu ludzi i izolacji społecznej zaczęła w końcu opanowywać sytuację. Trzeba uczyć się na przykładach Hongkongu, Tajwanu czy Singapuru. Tam w walce z koronawirusem robią dobrą robotę – przekonuje epidemiolog z Harwardu.

Podstawowym zadaniem władz jest ochrona własnych obywateli. Oddajemy jej część swojej wolności i zaufanie, a ona nas broni przed złem. – Jeżeli twój rząd nie chce ci pomóc, zrób to sam – podsumowuje felieton w ”Guardianie”.

Jan Sochaczewski