Całkiem stara nowa era

Rankiem 26 maja bombowiec B-52 wyniósł niewielki samolot wysoko w niebo. Nad południowym wybrzeżem Kalifornii, na wysokości piętnastu kilometrów zwolnił zaczepy, mocujące pod skrzydłem tuż przy kadłubie ośmiometrowy samolot X-51A.

Uwolniony, opadał przez cztery sekundy, aż zadziałał silnik rakietowy, który nadał samolocikowi prędkość wystarczającą do funkcjonowania jego głównego silnika – strumieniowego. Po raz pierwszy w historii ten typ silnika wykazał swą przydatność, rozpędzając samolot do pięciokrotnej prędkości dźwięku. Po raz pierwszy? W zadziwiający sposób X-51A jest podobny do projektów dr. Eugena Sängera, austriackiego naukowca, którego publikacje na temat rakietoplanów zwróciły uwagę dowództwa wojsk niemieckich. W 1936 roku oddano mu ogromny tajny instytut w Trauen, gdzie miał zbudować bombowiec zdolny okrążać kulę ziemską z prędkością hipersoniczną. Pasjonowały go możliwości połączenia napędu rakietowego z odrzutowym. W jakim stopniu zbliżył się do silnika strumieniowego, który w maju przetestowali Amerykanie?

Sänger nie miał złudzeń, że zdoła skonstruować go szybko. I zapewnie nie krył się ze swoimi kalkulacjami, gdyż w 1942 roku musiał schować projekt do szafy, a zezwolono mu pracować tylko nad silnikami odrzutowymi. Wieści o niezwykłych osiągnięciach niemieckich naukowców, którym hitlerowskie państwo dało nieograniczone możliwości materiałowe i finansowe oraz rzesze niewolników do realizacji ich projektów, kazały zwycięskim państwom szukać ich zawzięcie w kapitulujących Niemczech. W Waszyngtonie powołano specjalną misję „Alsos”, na której czele stanęli dwaj szefowie bezpieczeństwa atomowego projektu „Manhattan” – pułkownik Borys Pash i szef kontrwywiadu z Los Alamos podpułkownik John Lansdale Jr. Ich zadaniem było poszukiwanie niemieckich naukowców i materiałów. Do „Alsos” dołączyli oficerowie kontrwywiadu Counter Intelligence Corps, którzy mieli stać się zbrojnym ramieniem naukowców przesłuchujących schwytanych niemieckich kolegów. Szef naukowy misji, wielkiej klasy naukowiec Samuel Goudsmit miał bowiem wątpliwości, jak zachować się wobec niemieckiego uczonego światowej sławy, gdy ten wpadnie w alianckie ręce. Obecność oficera CIC rozwiązywała ten moralny dylemat.

Podobny model przyjęli Rosjanie. Rozkaz zorganizowania i nadzorowania poszukiwań niemieckich skarbów otrzymał generał Awramij Zawieniagin. Jako zastępca wszechwładnego Ławrentija Berii dysponował nieograniczonymi środkami. Mógł wykorzystywać straszne formacje kontrwywiadu „Smiersz”. Miał je do dyspozycji tam, gdzie trzeba było schwytanych torturować lub likwidować, zabezpieczyć obiekty i chronić je przed zniszczeniem przez niemieckie grupy dywersyjne. Bardzo umiejętnie zabrał się do zorganizowania zespołu ekspertów, którzy wysłani na linię frontu, mieli na gorąco oceniać wartość znalezisk. W skład zespołu weszli: Czertok, specjalista od systemów sterowania rakietami, Woskriesieńskij, Gajdukow i jego asystent Mrykin, specjaliści od artylerii rakietowej. Generał Zawieniagin bardzo szybko przekonał się, że wyznaczono mu szalenie trudne zadanie. Niemieccy specjaliści umykali przed radzieckimi wojskami, dokumentacja znikała w tajnych skrytkach, a w zajętych zakładach straszyły opustoszałe hale. Tak było z niemieckim ośrodkiem Peenemünde na wyspie Uznam. Gdy w lutym 1945 roku weszli tam radzieccy żołnierze, zastali ogołocone baraki i wypalone biura konstrukcyjne bez skrawka dokumentacji. Amerykanie nie musieli się wysilać. Niemieccy naukowcy uciekali do nich, tak jak konstruktor Werner von Braun, który zgłosił się do amerykańskiego oddziału, wioząc ze sobą kilkanaście ciężarówek z techniczną dokumentacją.

Eugen Sänger nie zamierzał pójść w ślady swoich rakietowych kolegów. Zatrzymywany i więziony przez Amerykanów, przesłuchiwany 25 razy od maja do listopada 1945 roku, uparcie odmawiał podjęcia współpracy. Znalazł miejsce dla siebie we francuskich zakładach Arsenal de l’Aeronautique w Chatillon pod Paryżem. Tam mógł już spokojnie pracować nad napędem odrzutowym. Nie zdawał sobie jednak sprawy z niebezpieczeństwa, jakie zbierało się nad jego głową. Stalinowi marzyło się mieć w Związku Radzieckim naukowca zdolnego skonstruować bombowiec nieuchwytny dla radarów i myśliwców, który mógłby zaatakować Stany Zjednoczone. Pułkownicy Grigorij Tokajew i Sierwow (Sierow?) otrzymali rozkaz porwania Sängera. Nie udało się, gdyż Tokajew wykorzystał okazję, aby zbiec na Zachód, gdzie wyjawił plan Stalina. Sänger mógł dalej spokojnie pracować nad swoimi wynalazkami, które wyprzedzały epokę. Podobno gdy pod koniec życia przyjął pracę w koncernie Messerschmitt-Bölkow-Blohm, pracował nad skonstruowaniem dwustutonowego pojazdu kosmicznego RT-8 (Raumtransporter), który startując z poziomej wyrzutni, mógłby wzbić się na orbitę, aby umieścić tam trzytonowy ładunek. Można uznać, że wiele w tym było z promu kosmicznego, tyle że konstrukcja Sängera wydaje się prostsza i tańsza.

Ile wojennych wynalazków odnalezionych pod koniec wojny przez amerykańskie i radzieckie zespoły tworzy dziś naszą cywilizację techniczną, ale pod inną marką? Część znamy: skośne skrzydła samolotów odrzutowych, rakiety kosmiczne, samoloty niewidzialne dla radarów. Wielu jednak nie znamy, gdyż wciąż są zamknięte w dobrze strzeżonych sejfach. Aż pojawią się na polu walki, jak megadziało „Babilon”, z którego Saddam Husajn chciał ostrzeliwać Izrael, albo poszybują nad Kalifornią.

Więcej:naukowcy