Ale zacznijmy właśnie od niego – “gwiazdą” pokazu w Oslo była zapowiedź motoryzacyjnej nowości: europejskiej wersji nowego LEAFa, czyli rodzinnego samochodu elektrycznego. Nowoczesnemu i eleganckiemu designowi towarzyszą ciekawe rozwiązania. Ale na początku odpowiedź na najważniejsze pytanie – jaki ma zasięg? Twórcy chwalą się, że pojazd potrafi zupełnie bezemisyjnie pokonać nawet 378 kilometrów (według standardu NEDC, jednak te dane podane są przed homologacją).
Oprócz zasięgu i ekologicznego charakteru kierowców ma skusić także nowy system ProPilot, który jest kolejnym krokiem na drodze do autonomicznej jazdy samochodów. System potrafi dopasować się do sytuacji na drodze na przykład wykorzystując hamowanie i przyspieszanie gdy ma poruszać się za wskazanym pojazdem i nie tracić płynności. Co więcej, może także nas wspomagać w korygowaniu kursu i zastąpić nas przy parkowaniu.
Kolejną innowacja jest E-Pedal, coś co mnie osobiście najbardziej zainteresowało – system kontroli samochodu tylko za pomocą pojedynczego pedału, który pełni zarówno funkcję gazu jak i hamulca. Jak to działa? System uruchamiamy przyciskiem na panelu po prawej stronie kierownicy: wtedy jeśli będziemy wciskać pedał – będzie działać jako gaz, a jeśli odpuścimy – zadziała hamulec. Niestety nie miałem okazji osobiście wypróbować tego pomysłu, a bardzo bym chciał, bo przecież czy jeśli całe sterowanie ciągiem przeniesiemy na jedną nogę nie będziemy już po krótkiej trasie narzekać na ból mięśni? Podobno przeprowadzono badania, które dały wynik na korzyść nowego rozwiązania, jako mniej obciążającego. Prawda oczywiście wyjdzie “w praniu”, choć LEAF 2.0 już nie musi narzekać na brak zamówień. W samej tylko Norwegii zamówiono w przedsprzedaży już 1600 sztuk.
Elektryczny ekosystem
Zaproszenie dziennikarzy do Oslo miało większy niż logistyczny sens. Norwegia słynie z wysokiego zainteresowania elektryczną motoryzacją, a do tego silnie rozwija infrastrukturę w tym sektorze. Czy elektryczna rewolucja przyjmie się w innych, znacznie biedniejszych gospodarkach? To będzie prawdziwe wyzwanie nie tylko dla Nissana, ale i innych marek, szczególnie, że kalendarz jest nieubłagany. Zakaz sprzedaży spalinowych samochodów już w 2025 zacznie obowiązywać w Holandii, w kolejnych dekadach dołączą inne kraje.
Ciekawostką rozbudzającą wyobraźnię okazała się zapowiedź elektrycznego vana. Inspiracją do jego stworzenia miała być obserwacja ogromnego wzrostu transportu samochodowego dzięki przesyłkom kurierskim. Internetowy handel napędza kurierów, którzy pokonują coraz więcej kilometrów stając się silnym ogniwem problemu wysokich emisji. W pełni elektryczny van zatem staje się tutaj ciekawą odpowiedzią. Nissan zapowiedział w Oslo nowy model swojego env 200, o zwiększonym zasięgu do 280 kilometrów i wzmocnionej baterii. Kolejny krok to postawienie w Europie 1000 nowych ładowarek (już jest ich około 4600). Oczywiście ich rozmieszczenie to już inna kwestia i to ile z nich stanie na przykład w Polsce i w jakim terminie – to kwestia następnych zapowiedzi.
– Nie musimy przekonywać ludzi do samochodów elektrycznych, oni już są do nich przekonani – mówi Philippe Salliard, vice prezes europejskiego oddziału Nissana, szef sprzedaży i marketingu – Promujemy nie samochód, a włączenie go do ekosystemu.
Niezależność energetyczna
Jeżeli pamiętacie głośne już w latach 60. XX wieku i przypominane wielokrotnie przez artystów (Public Enemy, John Lennon) hasło “power to the people”, to słuchają o planach japońskiego giganta z pewnością gdzieś zadzwoni wam w głowach. Kluczem do zmian, które mają odbić się na energetycznym sektorze jest system dwustronnego przesyłu prądu. W praktyce wygląda to tak: samochód elektryczny (lub domowa bateria) może pobierać i korzystać z energii do działania, ale może również ją oddać i tym samym zasilić inne urządzenia lub całą domową sieć. “Blackout” dotyka miasto? Mieszkańcy podłączają swoje samochody do odpowiednich gniazdek i zasilają swoje domowe gospodarstwa – tak wyglądają pomysły koncernu na wizualizacjach. Dodają także, że nadwyżkę energii w czasie spokoju energetycznego można by nawet sprzedawać operatorom.
Domowa “elektryczna lodówka” – czyli naścienny akumlator X-Charge
Umiem sobie wyobrazić kombinację panelu słonecznego, domowej baterii elektrycznej i samochodu na prąd – przy odpowiednich warunkach atmosferycznych można by nawet uniezależnić się od dostawcy. Nissan nie zachowuje się jednak, jakby miał chrapkę na odbicie klientów elektrycznym potęgom, z wieloma firmami na świecie już prowadzi rozmowy o współpracy, pierwszy pilotażowy projekt przeprowadzono już w Danii, kolejny ma ruszyć w Wielkiej Brytanii w współpracy z tamtejszym operatorem OVO.
Od tego czy pomysł połączenia samochodów z sieciami elektrycznymi się przyjmie z pewnością nie zależy tylko od wielkich korporacji – ważny głos będą mieli tutaj także politycy, w końcu energetyka to sektor strategiczny, o czym wyjątkowo celnie przypomnieli nam twórcy amerykańskiego serialu “House of Cards”. Tam właśnie bogaty potentat energetyczny chcąc zrealizować własne cele i wywrzeć nacisk na polityku po prostu gasi światło. Ale zostawmy katastroficzne scenariusze. Danie ludziom do ręki samochodu, który może zasilić dom w czasie kryzysu energetycznego nie jeży włosów na głowie, a wręcz przeciwnie.
Pomysł narodził się z obserwacji, jak opowiadają twórcy, Japonia doświadczyła w ciągu ostatnich lat wielu tragedii, które rujnowały całe regiony i pozostawiały bez energii ogromne rzesze ludzi. Samochód lub domowa bateria gromadząca na taką okazję prąd wydaje się bardzo dobrym rozwiązaniem, nie tylko zresztą dla Japonii mając na uwadze ostatnie huragany pustoszące Amerykę.
Nie tylko Nissan wpadł na pomysł domowej baterii, urządzeniem o nazwie PowerWall chwali się także Tesla Elona Muska. Japończycy przekonują jednak, że rewolucją jest proponowana w ich urządzeniach dwukierunkowość – nie tylko będziemy mogli ładować samochód z przysłowiowego gniazdka, ale i wypijemy herbatę z wody zagotowanej energią z LEAFa. Do tego X-charge, bo tak nazywa się nowa ładowarka stacjonarna (którą ja osobiście chętniej nazywam “lodówką na prąd”), będzie wykonywana ze starych baterii samochodowych, wspierając ich recykling.
Łyżka dziegciu
Na koniec zostawiam sobie jednak gorzką refleksję – elektryczne imperia gigantów (nie tylko motoryzacyjnych – także tworzących powerbanki, smartfony i inne urządzenia) ma w swoim fundamencie krzywdę najbiedniejszych. Z bogatej Norwegii bardzo szybkim lotem przemieszczamy się do biednej Afryki.
W ubiegłym roku Amnesty International opublikowało apel do władz Demokratycznej Republiki Kongo, poparty raportem, odnośnie straszliwych warunków w jakich pracują tam ludzie między innymi przy wydobywaniu kobaltu, który jest niezbędny w naszych bateriach. Główną siłą napędową tych kopalni są dzieci, które pracują gołymi rękoma. Na początku wrzesnia tego roku rząd Demokratycznej Republiki Kongo odpowiedział, że do 2025 roku skutecznie wyeliminuje prace dzieci w takich miejscach. Według raportu AI w kopalniach obecnie pracuje nawet do 150 tysięcy ludzi, a ich urobek to 20% wszystkich dostaw z tego kraju. Oczywiście łatwo jest zrzucić całą winę na bezosobowe “wielkie korporacje” lub innych “onych”. Jednak to w naszych torbach i kieszeniach codziennie towarzyszą nam absolutnie niezbędne już urządzenia, za których atrakcyjne ceny i dużą dostępność płaci ktoś w innej części świata – wyjątkowo wysoką cenę.