COVID-19 atakuje serce nawet u zdrowych ludzi

Z niejasnych jeszcze powodów najcięższy przebieg choroby wywołanej wirusem SARS-CoV-2 obserwuje się częściej u ludzi z istniejącymi problemami kardiologicznymi, cukrzycą i nadciśnieniem (10 proc.) niż płuc (6 proc.). Statystyki są identyczne w Chinach, Włoszech, Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych.
COVID-19 atakuje serce nawet u zdrowych ludzi

Ludzie z chorym sercem zwykle przechodzą COVID-19 dużo ciężej, ale choroba ta atakuje też tych, którzy nigdy problemów zdrowotnych tego typu nie mieli. Gdy infekcja przybiera najcięższą postać, u jednych i drugich lekarze często diagnozują zapalenie mięśnia sercowego.

Zaburzone jest przewodzenie elektryczne w sercu, co z kolei upośledza zdolność mięśnia do tłoczenia krwi. Prowadzi to do niedotlenienia organów, w tym płuc. W konsekwencji może pojawić się ból w klatce piersiowej, szybkie narastanie objawów niewydolności serca czy nawet nagła śmierć. Lekarze dopiero zaczynają rozumieć prowadzące do tego mechanizmy.

– Uszkodzenia w sercu mogą mieć związek ze sposobem w jaki wirus dostaje się do komórek mięśnia. Wiadomo, że białka S którymi wirus atakuje przyczepiają się do receptorów ACE2 na powierzchni komórek – tłumaczy w serwisie The Conversation David Gaze, wykładowca na wydziale Biochemii Klinicznej Uniwersytetu Westminsterskiego.

Pacjenci kardiologiczni mają tych receptorów więcej, więc i infekcja postępuje szybciej. Im więcej cząstek wirusa przedostaje się do komórki, tym ostrzejszą postać ma stan zapalny. Druga sprawa, to różnica w wydajności systemu immunologicznego osób chorujących na serce i tych bez problemów kardiologicznych.

Układ odpornościowy zwalczając patogen rzuca przeciwko niemu przeciwciała i podnosi temperaturę. Taka reakcja obronna wymaga jednak dużo energii, czyli zwiększenia wydajności metabolicznej. Relatywnie zdrowy człowiek dostaje gorączki i zaczyna walczyć z wirusem.

Starszy albo schorowany organizm nie daje rady wywołać odpowiednio silnej reakcji immunologicznej. Niekontrolowana infekcja szaleje atakując najważniejsze organy, przede wszystkim płuca i serce.

Stopień zaawansowania stanu zapalnego mięśnia sercowego określa się badając stężenie białek zwanych troponinami w osoczu krwi. Zwykle jest ich więcej, gdy organ przeszedł poważny uraz, np. zawał. U ciężko chorych pacjentów z COVID-19, zarówno w Chinach czy Włoszech, poziom owych białek był wysoki.

U części zainfekowanych SARS-CoV-2 zapalenie mięśnia sercowego ma piorunujący przebieg (ang. fulminant myocarditis). Opisano jej występowanie podczas sekcji zwłok lub po wykonaniu biopsji mięśnia sercowego u żywego pacjenta.

Lekarze sądzą, że ta przyśpieszona wersja stanu zapalnego jest skutkiem tzw. burzy cytokinowej, przesadzonej reakcji układu odpornościowego. System immunologiczny staje się nadaktywny i atakuje zdrowe tkanki zamiast patogenu.

Szczególnym problemem w przypadku chorób wywoływanych przez wirusy jest generowane przez nie olbrzymie obciążenie wydajności organizmu. Serce pacjenta bardzo często nie jest w stanie podołać walce. Bywa więc, że ludzie częściej umierają właśnie na serce niż z powodu niewydolności płuc. W tym wymiarze SARS-CoV-2 przypomina inne wirusy atakujące układ oddechowy, jak choćby H1N1, tzw. świńską grypę.

– W 2009 roku aż 62 proc. ofiar tej pandemii miało zapalenie mięśnia sercowego. To znacznie więcej niż przy komplikacjach wywołanych przez sezonową grypę. Dobra wiadomość jest taka, że 98 proc. chorych na COVID-19 wraca do zdrowia bez żadnych konsekwencji – pociesza David Gaze.