Czarne chmury nad legendą

Oblężenie Jasnej Góry w czasie Potopu przeszło do legendy. A jak to z legendami bywa – sporo w nich fantazji. Tu prawda miesza się z fikcją nawet w wersji głównego bohatera – ojca przeora Kordeckiego

To nie jest artykuł dla tych, którzy bez zastrzeżeń wierzą w legendę obrony Jasnej Góry, stworzoną przez ks. Augustyna Kordeckiego w książce „Nowa Gigantomachia” i utrwaloną w polskiej świadomości przez Henryka Sienkiewicza. Prawda historyczna o tym epizodzie jest mniej barwna, choć na pewno zaskakująca. Nie było podczas oblężenia Jasnej Góry „kolubryny”. Nikt nie wdzierał się po drabinach na mury. Nie było w atakujących wojskach generała Burcharda Müllera ani jednego rodowitego Szweda, natomiast dużą część jego sił stanowili… Polacy. W świątyni jasnogórskiej zabrakło cudownego portretu Czarnej Madonny, bo oryginał zastąpiła kopia. Czech Jan Wrzesowicz nie próbował opanować przemocą klasztoru. A jasnogórscy paulini porzucili Jana Kazimierza Wazę, uznając za swego władcę Karola X Gustawa, króla Szwecji.

W czasie tragicznej wojny, zwanej przez historyków II wojną północną, a przez większość Polaków Potopem niemal całe terytorium Rzeczypospolitej znalazło się w rękach najeźdźców. Do połowy listopada 1655 r. ponad 80 procent polskich regularnych wojsk przeszło na stronę szwedzką. Pod koniec roku nawet późniejszy hetman Stefan Czarniecki zastanawiał się nad wstąpieniem na służbę do króla Szwecji. Jan Kazimierz Waza ukrywał się na cesarskim Śląsku, skąd próbował negocjować z Karolem Gustawem. W chwili wybuchu wojny Jasna Góra była niewielką, ale nowoczesną, dobrze uzbrojoną twierdzą. Załoga składała się ze 160 żołnierzy i 50 puszkarzy, obsługujących ok. 30 armat. Oficjalnym komendantem twierdzy i zarazem przeorem jasnogórskiego zgromadzenia paulinów był ks. Augustyn Kordecki. Dowódcą garnizonu zaś miecznik sieradzki Stefan Zamojski, wśród obrońców znajdował się również Piotr Czarniecki, starszy brat hetmana. Wobec rosnącego zagrożenia nocą z 7 na 8 listopada 1655 r. prowincjał paulinów o. Teofil Bronowski wywiózł do Mochowia koło Głogówka na Śląsku cudowną ikonę Matki Boskiej (powróciła w kwietniu 1656 r.). Tam też trafiły najcenniejsze przedmioty ze skarbca. Równocześnie w stawach wokół Częstochowy zatopiono część klasztornych sreber, a pozostałe zakopano.

Wieczorem 8 listopada pod twierdzą pojawili się pierwsi żołnierze armii szwedzkiej – około 200 rajtarów z oddziałów dowodzonych przez generała majora Jana Wejharda Wrzesowicza, Czecha na służbie szwedzkiej, byłego oficera wojsk polskich, a także katolika, znającego klasztor jasnogórski, który wiele razy odwiedzał i obdarowywał.

NIKT NIE CHCIAŁ SKARBÓW

Incydent ten, opisywany jako pierwsza próba opanowania Jasnej Góry, niełatwo wyjaśnić. Wszystko wskazuje na to, że sam Wrzesowicz nie brał w nim udziału. Z jego meldunku do króla wynika, że tego dnia zajęty był walkami pod Praszką, oddaloną o kilkadziesiąt kilometrów. Wrzesowicz nie mógł liczyć na opanowanie klasztoru przez garstkę rajtarów. Prawdopodobnie, więc wysłał ich z listem, w którym proponował wprowadzenie podległego mu garnizonu na Jasną Górę. Chciał być może wyprzedzić posuwające się w kierunku Częstochowy siły generała Burcharda Müllera von der Luhnen. Miał nadzieję, że paulini łatwiej przystaną na załogę podległą katolikowi niż na żołnierzy heretyka Müllera. Musiało minąć 10 dni, nim Müller dotarł do Częstochowy. Powolność tego marszu świadczy o tym, że Częstochowa i Jasna Góra były celami podrzędnymi. Ich nazwy nie pojawiają się ani w rozkazach Karola Gustawa, ani jego najwyższych dowódców. Dopiero gdy zapadła decyzja o wysłaniu Müllera w kierunku granicy śląskiej, w dokumentach wymienia się Częstochowę.

Müllerowi przydzielono do pomocy cywilnego komisarza królewskiego Heinricha Coelestina, który miał być politycznym mózgiem operacji i wspierać go w rokowaniach. Między bajki należy włożyć teorie, jakoby głównym celem Müllera było zdobycie Jasnej Góry i rabunek jej skarbów. Albo że oblegając klasztor, kierowano się wrogością do katolicyzmu. Jedno tylko wydarzenie pozornie może świadczyć o podobnych motywach Szwedów. Jest nim list gubernatora Krakowa, marszałka Arvida Wittenberga do Müllera, w którym zalecał generałowi jako pierwszy cel operacji właśnie Częstochowę. Skąd ten pomysł? 7 listopada, na prośbę jasnogórskich paulinów, marszałek podpisał w Krakowie tzw. salwa-gwardię, czyli żelazny list dla klasztoru – dokument zapewniający ochronę życia i mienia. Potwierdził to o. Kordecki w „Nowej Gigantomachii”, pisząc: „Wittenberg nie wzbraniał się wydać klasztorowi listu bezpieczeństwa, owszem polecił naczelnikowi kancelarii, ażeby takowy jak najprędzej wygotował…”.

Niestety, w polskich i w szwedzkich archiwach nie zachowała się ani salwa-gwardia, ani też poprzedzające ją pismo władz zgromadzenia. Setki przechowywanych w Szwecji polskich próśb o list żelazny zawierają deklaracje o porzuceniu dotychczasowego monarchy i o poddaniu się władzy nowego, czyli w tym przypadku Karola X Gustawa. Czy jasnogórscy paulini również wystąpili z podobną inicjatywą? W tamtym czasie wierzono, że Karol Gustaw, zapowiadający zwołanie wielkiego zjazdu szlachty polskiej w celu przyjęcia przysięgi wierności, przełamie złą passę Rzeczypospolitej, stanie się katolikiem, a Warszawa będzie jego siedzibą, ważniejszą od sztokholmskiej. Trudno się dziwić, że w takiej atmosferze również ojcowie z Częstochowy wystąpili ze swoją submisją i z prośbą o salwa-gwardię. A mimo to Müller został skierowany na Częstochowę. Jego wojska pojawiły się pod Jasną Górą 18 listopada około godz. 14.00.

POLACY TO PRZESZKODA

 

Trudno zgodzić się z określeniem przybyłych sił jako „korpusu oblężniczego”, jak to czyni część polskich autorów. Skład tych sił jest dyskusyjny, ale spór dotyczy szczegółów. Nie ma wątpliwości, że większość stanowiła jazda. Dobra do walki z partyzantami, ale zupełnie nieprzydatna do atakowania twierdz. Pierwszego dnia Müller miał do dyspozycji zaledwie stu piechurów i 8 lekkich dział oraz ponad tysiąc jeźdźców. Co ciekawe, nie było wśród nich – ani wówczas, ani poźniej – ani jednego oddziału złożonego ze Szwedów lub dowodzonego przez oficera Szweda. Wspominany przez o. Kordeckiego, a za nim przez innych polskich autorów, śmiertelnie jakoby raniony podczas oblężenia pułkownik Horn jest postacią fikcyjną! Żaden członek szwedzkiego hrabiowskiego rodu Hornów nie zginął na południu Polski. Podobnie zresztą jak nie było w siłach Müllera wymienianego przez Kordeckiego księcia heskiego. Dwóch ludzi noszących takie tytuły rzeczywiście służyło w armii Karola Gustawa. Jednak pierwszy z nich już nie żył, bo poległ wcześniej pod Kościanem, a drugi znajdował się w tym czasie w Prusach Królewskich.

Oddziały podległe Müllerowi składały się z zaciężnych zawodowych żołnierzy niemieckich oraz z Polaków. Spora część z nich była katolikami. Tych pierwszych w większości zwerbowano w należących wówczas do Szwecji prowincjach niemieckich. Sam Müller też był Niemcem i doświadczonym żołnierzem. Karierę rozpoczynał jako zwykły muszkieter i służył w wielu armiach. Dopiero jednak w szwedzkiej osiągnął stopień generalski, a od Karola Gustawa otrzymał w 1650 r. tytuł szlachecki.

Po przybyciu pod Jasną Górę generał uznał ją za twierdzę trudną do zdobycia, o czym świadczą jego raporty. Nigdy nie określał jej lekceważąco jako „kurnik”, co insynuuje mu Sienkiewicz. Dlatego stopniowo zwiększając liczebność swej piechoty oraz artylerii, wdał się w negocjacje z obrońcami klasztoru.

Nadciągające posiłki składały się głównie z polskiej piechoty, która przeszła na szwedzką służbę. Były wśród niej, między innymi, regiment królewskiej gwardii pieszej oraz kompania piechoty łanowej województwa sandomierskiego. Dosadną opinię o przydatności Polaków wystawił marszałek Wittenberg w liście do króla Karola Gustawa z 27 listopada, pisząc, że pod Częstochową „stanowią bardziej przeszkodę niż pożytek”.

Odnosi się to głównie do jazdy kwarcianej Jana Zbrożka, Seweryna Kalińskiego, Wojciecha Gołyńskiego i Andrzeja Kuklinowskiego, której osiem chorągwi zapowiedziało, że odmawia udziału w bezpośrednich walkach o klasztor. Mogą natomiast bronić zgrupowania Müllera przed wszelkimi zewnętrznymi atakami. Udowodnili to poźniej, bijąc się dzielnie pod Gołębiem z chorągwiami Stefana Czarnieckiego.

W POSZUKIWANIU KRÓLA

Przewaga artylerii jasnogórskiej była cały czas bezdyskusyjna. Dlatego Müller nie posunął się do bezpośredniego ataku piechoty na mury twierdzy. Jako profesjonalista wiedział, że zakończyć się może on tylko masakrą jego ludzi. Zaciężni niemieccy i polscy żołnierze byli też zbyt cenni, by wysyłać ich na pewną śmierć. W owych czasach obowiązywała zasada, że bezpośredniego szturmu można dokonywać tylko po zdławieniu artylerii obrońców i wykonaniu w umocnieniach wroga odpowiednich wyłomów. Do tego zaś było daleko, między innymi za sprawą aktywności załogi Jasnej Góry. Dokonała ona dwóch wypadów, wycinając do nogi olkuskich górników zmuszonych do budowy tunelu dla podziemnej miny, mającej zniszczyć fragment muru twierdzy. Podczas tych „wycieczek” zniszczono także cztery działa szwedzkie. Ten fakt nasunął prawdopodobnie Sienkiewiczowi pomysł akcji Kmicica przeciwko wymyślonej przez pisarza „kolubrynie”. Równocześnie z wznawianym i zawieszanym artyleryjskim ostrzałem toczyły się negocjacje. Starszyzna zgromadzenia i o. Kordecki prowadzili z Müllerem ryzykowną grę. Występowali w niej jako posłuszni poddani szwedzkiego króla, ale i strażnicy świątyni, dysponujący militarną siłą i broniący jej przed zbezczeszczeniem. Na któreś z rzędu wezwanie do otwarcia bram klasztoru z powołaniem się na polecenie królewskie, przyszła odpowiedź podpisana przez Kordeckiego. Był nią ów kontrowersyjny list, wyjaśniający, że chociaż paulini – podobnie jak „totum regnum”, czyli całe królestwo też poddali się królowi Szwecji – to jednak nadal pozostają na dotychczasowym stanowisku i nie otworzą bram. Ponadto rozkaz, na który powołuje się Müller, dotyczy Częstochowy, a nie Jasnej Góry.Treść tego pisma, odnalezionego i opublikowanego w 1904 r. przez szwedzkiego historyka Theodora Westrina, potwierdza znany nam już fakt przyjęcia przez zgromadzenie jasnogórskie zwierzchności Karola Gustawa. Ponadto dowodzi, że paulini starali się wzmocnić swe bezpieczeństwo, występując o nowy list żelazny z podpisem samego króla. Miała go uzyskać delegacja na czele z o. Marcelim Tomickim, która wyruszyła do Warszawy przed 13 listopada i jeszcze nie powróciła. Tomicki nie zastał Karola Gustawa w Warszawie, bo przebywał on już w Prusach Królewskich. Delegaci jednak nie ustawali w próbach dotarcia do króla.

Niechaj się dowie szanowna i szlachetna Dostojność Wasza, że nasz stan zakonny nie posiada prawa wybierania królów, lecz czci tych, których szlachta królestwa wybrała. Ponieważ Jego Królewską Mość, Króla Szwecji całe królestwo uznaje i na swego pana wybrało, przeto i my z naszem miejscem świętem, które do tego czasu tak opieki jak i najwyższego poszanowania doznawało ze strony królów polskich, pokornie poddaliśmy się Jego Królewskiej Mości Szwecji; (…) Czcimy więc, jako ulegli poddani, Jego Królewską Mość Szwecji, Pana naszego najłaskawszego, nie odważamy się też podnieść zaczepnego oręża przeciw wojsku Jego Królewskiej Mości. Widzieliśmy rozporządzenie Majestatu Królewskiego, lecz ponieważ klasztor nasz wraz z kościołem zdawiendawna inną posiada nazwę i nazywa się Jasna Góra, a miasto Częstochowa pod żadnym względem nie należy do klasztoru, rozporządzenie wspomniane wielką obudziło w nas wątpliwość. Dlatego uniżenie szanownego i szlachetnego pana prosimy, ażeby dopóki ta wątpliwość nie zostanie usunięta przez nowe rozstrzygnięcie Jego Królewskiej Mości, tak nasz klasztor i poświęconą Bogu i Jego Najśw. Pannie świątynię, w której się zasyła do Boskiego Majestatu modlitwy za zdrowie Najjaśniejszego Króla Szwecji, Pana i Protektora naszego królestwa, jak i nas samych, których bynajmniej nie jest powołaniem opierać się potędze królów, zechciał w pokoju zostawić. Nie uwłaczamy przez to szlachetnemu panu, lecz owszem od jego poparcia i w przyszłości wiele sobie obiecujemy. Cokolwiek Jego Królewska Mość rozkaże, chętnie spełnimy. Tymczasem jak najusilniej polecamy się łaskawości szanownego i szlachetnego pana

List ks. Kordeckiego do gen. Müllera z 21 listopada 1655 r. wg oryginału w Riksarkivet w Sztokholmie

ROZKAZ DO ODWROTU

Wreszcie 25 listopada wyszło z królewskiej kancelarii polecenie dla Müllera, w którym monarcha wzywał go do działań według własnego rozeznania, z naciskiem na prowadzenie układów: „Być może, rzeczony klasztor razem z tymi, którzy w nim przebywają, po dobremu, nie uciekając się do jakiejś ostateczności, zawrze układ i podda się pod nasze panowanie”.

Równocześnie coraz wyraźniej zmieniała się też sytuacja w Rzeczypospolitej, a szczególnie na jej południu. Nieobecność Karola Gustawa, rosnący terror szwedzkiej soldateski, rozmiary grabieży powodowały, że topniała stale liczba polskich zwolenników skandynawskiego monarchy. Narastał bunt przeciwko niemu i okupacji. Szwedzi przekonywali się – jak to określił świetny znawca epoki Adam Kersten – że „można było zdobyć Polskę, ale brakowało sił na jej opanowanie”.

Wreszcie 14 grudnia Karol Gustaw podpisał rozkaz zakończenia oblężenia Jasnej Góry. Rozkaz dotarł do odbiorcy prawdopodobnie po ponad dziesięciu dniach. Król argumentował w nim, że przedłużanie oblężenia w zimowych warunkach wyniszczy szwedzkie siły, a ponadto próba zmuszenia przemocą zakonników do wpuszczenia szwedzkiego garnizonu tylko zwiększa ich opór. Natomiast wieści o zagrożeniu obrazu, uznawanego za święty, wywołują niezadowolenie Polaków. Należy więc poprzestać na kolejnym powtórzeniu przez zakonników aktu submisji i wycofać się spod Jasnej Góry.

Tak też się stało. Nocą z 26 na 27 grudnia wojska generała Burcharda Müllera odstąpiły od murów klasztornych.

Więcej:góry