Dwukrotnie przeklęty kapitan

Pozostałości statku, który zatonął 11 lutego 1823 roku w okolicach atolu French Frigate Shoals, zostały zlokalizowane przez przypadek podczas poszukiwań innych statków. Zespół nurków pod kierunkiem dr Kelly Gleason z Papahanaumokuakea Marine National Monument najpierw znalazł liczącą około 3 m długości metalową kotwicę. Leżała na głębokości niemal 5 metrów. Ponieważ wygląd kotwic zmieniał się wraz z upływem czasu, uczeni na podstawie oględzin stwierdzili, że to egzemplarz z początku XIX w. Dwa inne statki, które przepadły w tamtym rejonie, zatonęły znacznie później: w 1859 i 1867 r. Istniało więc spore prawdopodobieństwo, że kotwica pochodziła z „Two Brothers”. Znaleziono również inne elementy wyposażenia statku: fragmenty szkła i ceramiki, lance do polowań na wieloryby, harpuny oraz cztery wielkie żelazne kotły do wytapiania tranu z wielorybiego tłuszczu.

Niecałe tysiąc kilometrów od wybrzeży Hawajów archeolodzy znaleźli pozostałości „Two Brothers” – drugiego statku wielorybniczego kapitana George’a Pollarda juniora, którego przygody przyczyniły się do powstania powieści „Moby Dick”

Archeolodzy powiadomili o odkryciu pozostałości statku Pollarda dokładnie 188 lat po zatonięciu tej jednostki. Stwierdzili równocześnie, że losy kapitana w dużym stopniu odzwierciedlają niepewną egzystencję wszystkich amerykańskich wielorybników z początku XIX w. Większość ze śmiałków pochodziła z wyspy Nuntucket, położonej u wschodnich wybrzeży Ameryki Północnej. George Pollard jr. został kapitanem statku wielorybniczego „Essex” w wieku zaledwie 28 lat. W 1820 roku statek staranował kaszalot; zatonął ponad 3,5 tys. kilometrów od wybrzeży Ameryki Południowej. Załoga uratowała się w trzech łodziach. Morska tułaczka rozbitków trwała ponad trzy miesiące. Zanim ich uratowano, doszło do aktów kanibalizmu. Wygłodniali marynarze zabijali i zjadali towarzyszy, kapitan Pollard zjadł m.in. swojego kuzyna Owena Coffina. Historia zmagań z kaszalotem, spisana przez jednego z ocalałych kompanów Pollarda, zainspirowała Hermana Melville’a do napisania powieści „Moby Dick”.

Działa admirała Morgana

Podobnie jak w przypadku „Two Brothers” Pollarda zdradziecka rafa stała się przyczyną zagłady części floty angielskiego admirała Henry’ego Morgana. Archeolodzy właśnie wydobyli sześć dział z okrętów zatopionych w 1671 roku.Działa oraz inne pozostałości floty Morgana zostały zlokalizowane w 2008 r. w rejonie rafy Lajas obok ujścia panamskiej rzeki Charges. Artefakty odnalazł zespół archeologów z Texas State University, National Oceanic and Atmospheric Administration, Waitt Institute. Nadzór sprawował panamski Instituto Nacional de Cultura. Armaty pomierzono i obfotografowano, po czym zostawiono na dnie morza. Niestety, wkrótce okazało się, że mogą stać się łupem „poszukiwaczy skarbów”. Dlatego je wydobyto. Jak zapewniają naukowcy, działa zostaną poddane teraz starannej konserwacji: będą oczyszczone z rdzy oraz morskich żyjątek, które je obrosły. Uczeni liczą, że dzięki temu uda się określić, na którym ze statków Morgana się znajdowały.

Angielski admirał Henry Morgan zamierzał zdobyć Panamę na przełomie lat 1670 i 1671. Wysłał część floty, by przejęła twierdzę Castillo de San Lorenzo el Real de Charges. Pięć dni potem reszta okrętów wraz z admiralskim „Satisfaction” dotarła do wybrzeży Panamy. Na forcie San Lorenzo powiewała już angielska flaga. Rozradowani marynarze nie zauważyli rafy. „Satisfaction” oraz 3 lub 4 inne statki wpadły na nią i zatonęły.

Komentuje dla nas Marcin Jamkowski

Jest autorem książki „Duchy z głębin Bałtyku. Steuben, Gustloff, Goya”. Podczas stypendium na MIT przez rok studiował archeologię podwodną w Woods Hole Oceanographic Institution.

W ostatnim czasie mieliśmy kilka spektakularnych odkryć związanych z archeologią podwodną. Skąd się bierze zainteresowanie tego typu badaniami?

Z ciekawości! Zaglądamy do starych grobowców, świątyń, piramid, rozkopujemy pola bitew. To, co zalega na dnie, w głębinach oceanów jest wciąż zagadką. Do dzisiaj w kosmos wysłaliśmy kilkaset osób, a na dno Rowu Mariańskiego dotarły tylko… dwie! I zaledwie jeden robot! Świat podwodny jest wciąż dziewiczym terytorium.

Często archeolodzy muszą w pośpiechu wydobywać artefakty ze względu na rabusiów. Czy „poszukiwacze skarbów” to największy problem współczesnej archeologii podwodnej?

Nie większy niż na lądzie. Rabusie włamują się do egipskich piramid czy inkaskich twierdz i tak samo penetrują wraki. To jest nie do wyplenienia – raczej naukowcy muszą stworzyć rodzaj partnerstwa z „poszukiwaczami” i wykorzystać ich zapał np. jako wolontariuszy przy badaniach  podwodnych. Co ciekawe, każdy kraj nawet w obrębie Unii Europejskiej ma do wraków inne podejście. W Polsce spod wody nie wolno nic wyjąć bez zezwolenia, w Niemczech poszukiwacze skarbów prują wraki w majestacie prawa. W Wielkiej Brytanii są traktowani jak partnerzy, czasem otrzymują nawet funkcję jakby „kustoszy” poszczególnych wraków. Wydobyte z dna zabytki są katalogowane i legalnie pokazywane w klubach nurkowych oraz muzeach. W Stanach zazwyczaj po znalezieniu wraku prawnicy odkrywców spotykają się w sądzie z jego właścicielem lub spadkobiercą i ustalają indywidualnie sposób podziału znalezisk.

Czego się obecnie szuka? Jakie statki znajdują się na celowniku badaczy?

W Morzu Śródziemnym wraki fenickie, greckie. Do dziś zostały z nich tylko stosy przewożonych amfor i kamieni balastowych. Bardzo ciekawe są rezultaty badań genetycznych zawartości tych amfor i drobnych zabytków znalezionych w rumowisku. W Bałtyku – XVII-wieczne żaglowce.