O emisji metanu słyszy się znacznie rzadziej, choć jest to gaz znacznie bardziej cieplarniany niż sam dwutlenek węgla. O emisji metanu z terenów podmokłych w regionach tropikalnych nie słyszy się zasadniczo nic, a te — jak donoszą w najnowszym artykule badacze — rosną gwałtownie od ponad szesnastu lat.
Mało tego, okazuje się, że dramatyczny wzrost ilości metanu w atmosferze w skali globalnej, do którego doszło na przestrzeni ostatnich szesnastu lat, wskazuje, że klimat Ziemi może zmienić się nie do poznania w ciągu zaledwie kilku kolejnych dekad. Nie mówimy tu jednak o zmianach tego typu, jakie obserwujemy obecnie. Mówimy tutaj o zmianie porównywalnej z tymi, które kończyły całe epoki lodowcowe. To w tych okresach stosunkowo szybko mroźne tereny tundry były zastępowane przez tropikalną sawannę.
Czytaj także: Rekordowy poziom metanu na świecie. Jak to się odbije na klimacie?
Naukowcy przyznają, że nieprzewidywalny wzrost ilości metanu w atmosferze został zarejestrowany po raz pierwszy w 2006 roku. Od tego jednak czasu, choć z roku na rok metanu było coraz więcej, nie było wiadomo, skąd on się bierze. Teraz jednak naukowcom udało się ustalić, że w dużej części metan nie jest emitowany przez przemysł, a unosi się z tropikalnych terenów podmokłych.
Proces terminacji według naukowców stanowi całkowitą reorganizację klimatu na Ziemi. To właśnie taka zmiana zmieniła jakieś 800 000 lat temu ostatnią epokę lodowcową w okres interglacjału, w którym znajdujemy się obecnie.
Na podstawie danych pozyskanych z rdzeni lodowych z tamtego okresu naukowcy wiedzą, że koniec epoki lodowcowej dzieli się na trzy etapy. Najpierw przez kilka tysięcy lat rośnie ilość metanu i dwutlenku węgla, co — tak jak obecnie — prowadzi do globalnego ocieplenia. W następnym etapie temperatury gwałtownie wzrastają napędzane emisją metanu, aby na końcu przez kilka tysięcy lat wyrównywał się stopniowo poziom metanu.
Czytaj także: Poziom metanu w atmosferze pobił kolejny rekord. Ale wiemy już, jak się pozbyć tego gazu cieplarnianego
Na tym drugim etapie zmian widoczna jest krótka choć znacząca, trwająca zaledwie kilka dekad faza, w której do atmosfery z tropikalnych terenów podmokłych przedostają się ogromne ilości metanu, które z kolei powodują gwałtowny wzrost temperatur.
Możliwe, że w 2006 roku rozpoczął się właśnie ten etap w zmianach klimatu. Już w 2006 roku naukowcy ze zdumieniem zarejestrowali wzrost ilości metanu w atmosferze, choć nie byli w stanie przypisać go jakiejkolwiek działalności człowieka. Po sześciu latach badań okazało się, że tempo wzrostu emisji z roku na rok gwałtownie przyspiesza. W 2020 roku do atmosfery trafiła największa ilość metanu w historii pomiarów.
Skąd się bierze ten cały metan?
Na przestrzeni ostatnich czterech lat naukowcy analizowali pochodzenie tajemniczego nowego źródła metanu. Okazało się, że najprawdopodobniej pochodzi on z tropikalnych terenów podmokłych, głównie w Afryce. Zmiany pogody tropikalnej doprowadziły do powiększenia się obszarów podmokłych, pojawienia się większej ilości roślin, a to z kolei doprowadziło do ich rozkładu, który z kolei jest istotnym źródłem metanu.
Co to dla nas oznacza? To pytanie pozostaje jak na razie bez odpowiedzi. Jakby nie patrzeć, nie żyjemy w czasach epoki lodowcowej. Nie wiadomo zatem co się może zmienić. Należy jednak mieć świadomość, że tego typu procesy w przeszłości prowadziły do fundamentalnych zmian w klimacie Ziemi, zmian, które zachodziły nie na przestrzeni tysięcy lat, a zaledwie kilku dekad. Zamiast zatem czekać na ich skutki, powinniśmy jak najszybciej umieścić ograniczenie emisji metanu wysoko na liście priorytetowych zadań mających na celu uchronienie nas przed klimatyczną zagładą.