Historia polskich komputerów. Zaczęło się wcześniej niż myślisz

Polskie maszyny liczące powstawały już na początku lat 50. XX wieku. Budowali je ludzie, którzy nie znali strachu przed ryzykiem.

Jest 23 grudnia 1948 r. W małym ciemnym pokoiku Instytutu Fizyki Doświadczalnej przy ulicy Hożej w Warszawie spotyka się sześciu mężczyzn. Właśnie dostali zadanie specjalne. Mają zbudować pierwszy polski komputer.

Trzy miesiące wcześniej Amerykanie ujawnili, że uruchomili ogromną, zbudowaną z 18 tys. lamp elektronowych maszynę liczącą ENIAC. Na świecie zaczyna się nowa era – informatyki i komputerów – chociaż nazwy te znane są na razie tylko wąskiej grupie specjalistów. W tym czasie Polska mierzy się
z wyzwaniami zupełnie innego kalibru. Kraj jest zrujnowany wojną, odcięty od zachodnich technologii, panuje stalinowski terror. Komunistyczna tajna policja poluje na ludzi niechętnych władzy, trwają polityczne procesy, zamykane są ostatnie niezależne gazety. Zebrani w instytucie mężczyźni również nie mogą być całkiem pewni swojej przyszłości. Biografie wielu z nich różnią się od tego, co władze uważają za wzór politycznej poprawności.

Najstarszy w tym gronie 52-letni Kazimierz Kuratowski to wybitny matematyk, który w czasie okupacji prowadził zajęcia na Tajnym Uniwersytecie Warszawskim. Mimo żydowskiego pochodzenia udało mu się przeżyć: nikt go nie wydał, a kilkakrotnie przed aresztowaniem ratował go list otrzymany przed wojną z Pruskiej Akademii Nauk. Tajne nauczanie prowadził też drugi z matematyków, 35-letni Andrzej
Mostowski. Ocalenie zawdzięczał lekarzom, którzy w czasie powstania wyciągnęli go z tłumu przeznaczonych do zamordowania cywilów.

Trzeci z mężczyzn, 45-letni logik i statystyk Henryk Greniewski został niedawno wyrzucony z pracy w Centralnym Urzędzie Planowania. Zawsze był lewicowcem i w czasie wojny zakładał
konspiracyjną niepodległościową organizację Polskiej Partii Socjalistycznej. Pech chciał, że robił to w znajdującym się pod sowiecką okupacją Wilnie. Pozostała trójka to dwudziestoparoletni zaledwie inżynierowie, którzy całą wojnę spędzili w konspiracji. Leon Łukaszewicz maturę zdał na tajnych kompletach, a w czasie powstania warszawskiego walczył jako partyzant w Puszczy Kampinoskiej. Jego koledzy Romuald Marczyński i Krystyn Bochenek poza studiowaniem matematyki reperowali radiostacje dla podziemnych organizacji w Świętokrzyskiem.

 

Części od szabrowników

Z Armią Krajową współpracował też nieobecny na spotkaniu Janusz Groszkowski, jeden z inicjatorów zebrania. To właśnie on w czasie wojny rozszyfrował dla brytyjskiego wywiadu system radiowy kierujący pociskami V2. Opracował też na potrzeby łączności AK proste nadajniki podsłuchowe stabilizowane kwarcem.

Teraz Groszkowski jest członkiem zespołu powołanego przy ministrze obrony narodowej marszałku Żymierskim. Armia zdaje sobie sprawę, do czego potrzebny jest Amerykanom ENIAC. Komputer
został zbudowany do precyzyjnych obliczeń, niezbędnych w kierowaniu ogniem artylerii. Na świecie trwa wyścig zbrojeń, rozwijana jest broń jądrowa i odrzutowe lotnictwo. Jednak Groszkowski zastosowania
maszyn liczących widzi szerzej niż tylko do celów militarnych. Kuratela wojska daje jednak możliwość rozpoczęcia niezwykłego projektu, którego realizacja byłaby w innych warunkach niemożliwa. Tak powstaje Grupa Aparatów Matematycznych. Jej kierownikiem zostaje Greniewski. Trzon zespołu inżynierów stanowią Łukaszewicz, Marczyński i Bochenek. Chociaż płaca w GAM jest dwa razy gorsza niż na podobnych stanowiskach gdzie indziej, szybko dołączają kolejni.

Pierwsze półtora roku zajmują prace studyjne. Zagraniczna literatura dociera tylko dzięki pomocy kolegi z Czech. W 1950 r. GAM dostaje w końcu własny lokal przy ul. Śniadeckich 8. To trzy pokoje, z których jeden służy jako miejsce narad, drugi jest laboratorium, a trzeci magazynem części do budowy komputerów. Z częściami jest największy problem. Krajowe i radzieckie lampy elektronowe nie spełniają
wymaganych parametrów. Lepsze okazują się te pozostawione przez niemiecką armię w magazynach na Dolnym Śląsku. Zdarza się więc, że części do pierwszego polskiego komputera trzeba kupować od szabrowników. Inne elementy, np. oscyloskopy, inżynierowie budują sami.

 

Jeden? Zbudujmy trzy

Prace ruszają na początku 1951 r. „W jednym rogu pokoju kolega Bochenek budował Analizator Równań Algebraicznych (ARAL). W drugim ja budowałem Analizator Równań Różniczkowych (ARR). W dwóch pozostałych rogach kolega Marczyński budował Elektroniczną Maszynę Automatycznie Liczącą (EMAL)”
– wspominał po latach inż. Łukaszewicz.

Najtrudniejsze wyzwanie podjął Romuald Marczyński. W przeciwieństwie do analogowych urządzeń kolegów EMAL miał być maszyną cyfrową. Szybko okazało się jednak, że słaba jakość dostępnych w Polsce elementów uniemożliwia stabilną pracę urządzenia. W czerwcu 1954 roku rozpoczął pracę ARR. Ten pierwszy polski analogowy komputer składał się z 500 lamp elektronowych i był wielkości sporej szafy. Umożliwiał całkiem skomplikowane operacje, potrzebne np. przy obliczeniach mechaniki lotu.  Praca przy pozostałych urządzeniach nie poszła na marne. Doświadczenia z budowy EMAL-a zostały wykorzystane, gdy na początku 1956 r. zespoły „analogowy” i „cyfrowy” GAM połączono w jedną drużynę kierowaną przez Leona Łukaszewicza.

Zbudowanie kolejnego w pełni sprawnego cyfrowego komputera zajęło inżynierom już tylko dwa lata. W 1958 r. ruszył XYZ. Składał się z 4 tys. lamp elektronowych, 2 tys. diod, a pamięć operacyjną stanowiły rury napełnione rtęcią. Ku utrapieniu techników rtęć lubiła wyciekać, a do tego pamięć najlepiej pracowała w temperaturze 30 st. C. W pomieszczeniu panował więc niemożliwy do wytrzymania upał. Jeszcze więcej zachodu było z odbieraniem wyników. Służyły do tego karty perforowane. Urządzenie do ich dziurkowania było wielkości biurka i robiło hałas taki, że słychać je było w całym budynku. 

Mimo tych problemów możliwości obliczeniowe XYZ były już na tyle duże, że po wyniki ustawiały się kolejki chętnych. Chociaż komputer pracował na trzy zmiany, popyt na jego usługi zarówno ze strony wojska, jak i instytucji cywilnych i naukowych okazał się niemożliwy do zaspokojenia. Trzeba było pomyśleć o masowej produkcji.

 

Zapomniana informatyzacja

Przełom następuje w 1961 r. W Warszawie rusza produkcja komputera ZAM-2. To udoskonalona wersja XYZ umożliwiająca wykonanie 1000 operacji na sekundę. Jak pisze ówczesna prasa, jedno takie urządzenie może zastąpić pracę 60 tys. rachmistrzów. Poza szybkością liczenia ZAM jest też jednym z najlepiej oprogramowanych w tym czasie komputerów. To zasługa opracowanego przez polskich informatyków Systemu Automatycznego Kodowania. Czegoś takiego nie ma wówczas nikt w całym
bloku wschodnim, z ZSRR włącznie. W tym samym roku Wrocławskie Zakłady Elektroniczne ELWRO opuszcza Odra 1001. Nazwa nie była wybrana przypadkowo. Pierwszy człon nawiązywał do płynącej przez miasto rzeki, która w ówczesnej propagandzie była symbolem powrotu Polski na ziemie zachodnie. Drugi człon – do zbliżającej się rocznicy tysiąclecia państwa polskiego. Odry 1001 i 1002 zostały skonstruowane w jednym egzemplarzu, ale już modelu 1003 wyprodukowano 42 sztuki. Był to najlepszy
wówczas w całym bloku wschodnim komputer. Podobnym hitem były Odra 1013 i 1024 – pierwsza maszyna mikroprogramowana, dzięki czemu jej centralna część była jak na owe czasy niewielka.

Przed GAMem była AVA 

Prahistoria polskich komputerów sięga powstania warszawskiej Wytwórni Radiotechnicznej AVA w 1929 r. Założyło ją czterech młodych pasjonatów elektroniki: Edward Fokczyński, Antoni Palluth oraz bracia Ludomir i Leonard Danilewiczowie. Firmą szybko zainteresowało się Biuro Szyfrów wojskowego wywiadu – „dwójki”. AVA otrzymała zamówienia na produkcję sprzętu łączności dla armii, ale miała też inne tajne zadania. Jednym z nich stało się rozpracowanie niemieckiej maszyny szyfrującej Enigma.

W AVA powstały też urządzenia zwane „bombami kryptologicznymi”. Chociaż działały na zasadzie mechaniczno-elektrycznej, można je uznać za pierwsze polskie przymiarki do budowy komputera. Było to tym bardziej realne, że inżynierowie z AVA pracowali nad technologiami wyprzedzającymi swój czas, takimi jak zmienne częstotliwości radiowe – podstawą dzisiejszej łączności GSM i Wi-Fi. Prace przerwała wojna.