Seria Mate 60 ma być dla Huaweia przepustką do odzyskania dawnej pozycji na globalnym rynku
Rozpoczęta przeszło pięć lat temu wojna handlowa między USA a Chinami miała naprawdę przykre skutki dla Huaweia. Jemu oberwało się najbardziej, a klienci na całym świecie to odczuli. Utrata dostępu do usług Google i najnowszych amerykańskich technologii sprawiła, że smartfony giganta – wcześniej coraz popularniejsze – zostały zepchnięte raczej na margines. Obecnie kupowane są tylko przez najbardziej zagorzałych fanów marki oraz osoby, którym brak dostępu do GMS nie przeszkadza. Nie można też zapominać, że sankcje przyniosły jeszcze coś – brak dostępu do 5G. Ale czy na pewno?
Powszechnie wiadomo, że Huawei nie może kupować od Qualcomma i innych producentów układów z modemami 5G. Z tego względu, nawet jeśli na pokładzie któregoś z urządzeń Huawei znajdzie się nowy chipset Snapdragon, będzie on stosownie ograniczony i zapewni jedynie obsługę sieci 4G. Od dłuższego jednak czasu mówiło się, że chińska firma mozolnie pracuje nad tym, by jej kolejne smartfony zapewniały już łączność z siecią nowej generacji. Były to naprawdę ekscytujące wieści, które – jak się na początku wydawało – tylko podsyciły nasze rozczarowanie po niedawnej cichej premierze serii Mate 60. Otóż Huawei, nie dość, że wprowadził swoje nowe smartfony po cichu, to jeszcze zataił szczegóły wykorzystanego chipsetu. Wkrótce okazało się, że jest to Kirin 9000S, ale nie ten kilkuletni, przestarzały układ, a wyprodukowany w 7nm procesie produkcyjnym chipset obsługujący sieć 5G.
Firma nadal nie wypowiedziała się oficjalnie na ten temat, co jest bardzo dziwne. Trzeba bowiem przypomnieć, że seria Mate 60, składająca się z aż trzech modeli, nie debiutowała w jednym czasie. Huawei wprowadzał je w kilkudniowych odstępach, a przy okazji premiery Mate 60 Pro+ pokazał jeszcze nowego składanego Mate’a X5. Tak czy inaczej, z raportów wynika, że Kirin 9000S, napędzający wszystkie te urządzenia, to układ w całości wyprodukowanych w Chinach. Rodzi to wiele pytań, przede wszystkim – w jaki sposób chińskie firmy tak szybko pozyskały wszystkie niezbędne informacje i technologie do tak skomplikowanych procesów produkcyjnych w tak krótkim czasie? Niestety odpowiedzi wciąż brak i pozostaje jedynie czekać na jakiś odzew ze strony firmy.
Przy tym całym zamieszaniu wokół tajemniczych chipsetów, trudno nie natknąć się na głosy mówiące, iż wprowadzenie serii Mate 60 jest pierwszym krokiem do odzyskania przez Huawei swojej dawnej pozycji. Nie chodzi tylko o rynek chiński (na którym na mniej niż 10%), ale też globalny (tutaj udział Huawei to obecnie zaledwie 3%). Zaoferowanie 5G w najnowszych smartfonach to zaledwie pierwszy krok w tym kierunku i jeśli Huawei faktycznie ma takie plany, będzie musiał mocno się postarać. Dotychczasowy brat 5G to jedno, ale z pewnością o wiele istotniejszy jest brak usług Google’a.
Na to Huawei co prawda ma rozwiązanie – autorski system operacyjny HarmonyOS. Jest on wciąż dostępny tylko w Chinach, jednak decyzja o jego globalnej dystrybucji mogłaby przekonać więcej osób do zakupu smartfonów marki. Co prawda wątpię, aby pozwoliło to na odzyskanie pozycji sprzed sankcji, ale na pewno byłby to krok w dobrym kierunku. Zgodnie z nowymi danymi, producent zmienił już swoją roczną prognozę produkcji (ze stycznia) z 30 do 38 milionów sztuk. 20 milionów już zostało wysłanych, a to oznacza, że 18 milionów mają stanowić przede wszystkim nowe Mate’y. To naprawdę ambitny plan, a przecież wciąż nie poznaliśmy żadnych szczegółów na temat globalnej dystrybucji tych urządzeń.