Przyczepiali samoloty do samolotów. Robili wszystko, żeby wygrać wojnę

W czasach swojej świetności (i tuż po niej) III Rzesza przekuła na rzeczywistość całą masę mniej lub bardziej dziwacznych i szalonych broni. Jedną z nich było połączenie ze sobą dwóch samolotów, co… no właśnie. Jak w praktyce sprawdził się owoc programu Mistel?
Przyczepiali samoloty do samolotów. Robili wszystko, żeby wygrać wojnę

Bombowce brały myśliwce “na barana”, czyli jak Naziści przerabiali zużyte samoloty na pociski

Już w 1942 roku niemieccy planiści zdawali sobie sprawę, że wojna przebiega nie po myśli Nazistowskich Niemiec i tak oto jeszcze chętniej chwytali się pomysłów na przeróżne, a do tego potencjalnie rewolucyjne uzbrojenie. Jednym z takich działań był program Mistel, który nie bez powodu zawdzięcza nazwę jemiole, czyli pasożytniczej roślinie rosnącej na drzewach. Pomysł Nazistów polegał bowiem na przekształceniu zużytych bombowców Junkers Ju 88 w pociski, ale z zachowaniem ich pełnego projektu i tym samym gabarytów, a to właśnie wymagało specyficznego podejścia w dostarczanie takich ładunków wybuchowych do celu.

Czytaj też: Pierwszy samolot elektryczny powstanie w Chinach. Początek rewolucji w sektorze lotnictwa elektrycznego?

Wersja wideo

Naziści nie wpadli jednak na specjalnie rewolucyjny pomysł wystrzeliwania tych unikalnych bombowców-pocisków. Zamiast tego postanowili po prostu przyczepiać je do dolnej części dwóch szczególnych załogowych myśliwców, bo Messerschmittów Bf 109 i Focke-Wulfów Fw 190. W efekcie te samoloty wznosiły się w przestworza bez jakiegokolwiek bezpośredniego kontaktu swoich elementów z ziemią, a następnie leciały do celu z pozbawionym załogi bombowcem “pod sobą”. Po obraniu odpowiedniej trajektorii kolizyjnej zwyczajnie odłączały od siebie znacznie większe bombowce, a fizyka robiła już resztę. Można powiedzieć, że w pewnym sensie ta broń była prekursorem dzisiejszych bomb ze skrzydłami, ale w bardzo, ale to bardzo prymitywnym wydaniu.

Tego typu pomysł może i nie był specjalnie konwencjonalny, ale daleko mu do miana szalonego. Był raczej jednym z przykładów, które potwierdzały, że wojna nie idzie po myśli Nazistów, a z każdego sprzętu wojskowego trzeba wycisnąć dosłownie wszystko. Dlatego właśnie program Mistel robił użytek z wysokiej dostępności tradycyjnych kadłubów bombowców, które nie nadawały się już do tradycyjnych misji. Proces konwersji Junkers Ju 88 nie był zresztą specjalnie skomplikowany, bo obejmował przede wszystkim zastąpienie oprzyrządowania w kokpicie ogromną głowicą wybuchową. Ta w testach miała wykazywać zdolności do przebijania prawie 8 metrów stali i 20 metrów wzmocnionego betonu, co czyniło ją odpowiednią do atakowania silnie ufortyfikowanych celów.

Czytaj też: C-17 Globemaster III zamieniony w samolot bojowy. Nie uwierzysz, do czego będzie zdolny

Nie była to jednocześnie całkowita prowizorka, bo połączenie myśliwców z wycofanymi bombowcami-pociskami obejmowało m.in. zastosowanie zaawansowanych mechanizmów, które gwarantowały bezpieczne oddzielanie samolotów od siebie. Całego ryzyka jednak nie wyeliminowano i finalnie pomimo złożoności i niepewności operacyjnej, owoce programu Mistel rozpoczęły operacje w maju 1944 roku, obierając najpierw na cel Królewską Marynarkę Wojenną w Scapa Flow.

Pierwsza udana misja tego połączenia miała miejsce w nocy z 24 na 25 czerwca, kiedy to bombowiec uderzył we fregatę HMS Nith, doprowadzając do ogromnych uszkodzeń oraz zabijając dziewięciu członków załogi i raniąc 27 innych. Wcześniej, bo 14 czerwca doszło z kolei do jednej z pierwszych interakcji alianckich pilotów z tą nową bronią Nazistów, ale ograniczone podczas lotu dodatkowym ładunkiem myśliwce nie miały szans m.in. z kanadyjskimi myśliwcami bombowymi Mosquito. Te wyjątkowe duety zostały też skierowane przeciwko flocie alianckiej u wybrzeży Normandii po słynnej operacji Neptun (D-Day), gdzie stawiły czoła znacznym trudnością przez dominację alianckiego lotnictwa.

W miarę postępu wojny dzieło poczynione w programie Mistel zostało również włączone do jednostki specjalnych misji Luftwaffe, bo do KG 200. Na początku 1945 roku, gdy III Rzesza stawała w obliczu nieuchronnej klęski, skierowała jeszcze te potężne bomby-samoloty do zrealizowania strategicznych ataków na mosty czy elektrownie. Plan ten jednak w pełni się nie udał, bo pomimo małych sukcesów (np. uszkodzenia mostu w Görlitz) został udaremniony przez alianckie bombardowania, które zniszczyły tę nazistowską dumę jeszcze na ziemi.

Czytaj też: Sztuczna inteligencja umie przechwytywać wrogie samoloty? Za nami ważny test

Jak więc można podsumować te wyjątkowe bombowce w roli uskrzydlonych bomb? Coś na zasadzie “pomysł dobry, wykonanie nazistowskie”, bo finalnie tego typu broń była zbyt kosztowna i trudna w efektywnym wdrożeniu na służbę. Jednocześnie program Mistel potwierdził potencjał broni powietrzno-lądowych, a to wpłynęło na powojenny rozwój technologii rakiet kierowanych.