To jak przechodzisz przeziębienie powie ci dużo o twoim związku. Nauka widzi związek

Epidemiolodzy widzą sens w cierpieniach milionów kichających i kaszlących ludzi, twierdząc, że przeziębienie wytwarza tymczasową odporność na infekcję dużo groźniejszymi wirusami grypy plus… pomaga w swataniu ludzi. Podobnie jest z biegunką.

Głowa ciężka, jakby wypełniał ją beton. Załzawione oczy. Z nosa, spuchniętego i czerwonego, spływają hektolitry flegmowatej wydzieliny. Jeśli się go pedantycznie wydmuchuje, to pod wieczór bolą zatoki. Za parę dni, gdy nos już trochę się odetka, zaczyna się kaszel. Nie wiadomo, co bardziej przeszkadza spać: zatkany nos czy ten duszący kaszel. A gardło? Nawet szept sprawia ból. I tak przez tydzień-dwa, średnio kilka razy w roku!

Medycyna, choć skutecznie rozprawia się z wieloma poważnymi chorobami, w przypadku trywialnego przeziębiania jest nadal bezradna. Zresztą może to i lepiej, bo epidemiolodzy widzą sens w cierpieniach milionów kichających i kaszlących ludzi, twierdząc, że przeziębienie wytwarza tymczasową odporność na infekcję dużo groźniejszymi wirusami grypy.

Psycholodzy ewolucyjni z kolei podejrzewają, że od odporności na bakterie i wirusy lub od jej braku może zależeć, z kim stajemy na ślubnym kobiercu! Bardzo dobrze widać to na przykładzie Bangladeszu. Niski poziom higieny, kiepska jakość wody, sposoby przygotowania posiłków i gęstość zaludnienia sprawiają, że mieszkańcy tego rejonu świata są szczególnie nękani przez chorobotwórcze mikroby. W dzieciństwie najgroźniejsze są biegunka i zapalenie płuc, w dorosłym wieku – gruźlica i choroby układu pokarmowego.

„Odkryliśmy, że im częściej ktoś miał biegunkę w dzieciństwie i im słabszego był zdrowia jako dorosła osoba, tym chętniej wybierał partnerów o mocno podkreślonych cechach płci przeciwnej, a te są determinowane m.in. przez naszą odporność na infekcje” – mówi „Focusowi” Mícheál de Barra z Centre for the Study of Cultural Evolution ze Stockholm University, który właśnie zakończył badania w Bangladeszu. Biegunka wpływa na dobór partnerów? Trudno o mniej romantyczny wniosek.

 

Książę, co obroni

Co do przeziębienia tezy psychologów nie są tak kategoryczne jak w przypadku biegunki. Jednak nawet rinowirusom (tym od kataru) udało się udowodnić rolę w swataniu ludzi. Przyjrzyjmy się eksperymentowi przeprowadzonemu na uniwersytecie w Brisbane w Australii. Sześćdziesięciu młodym kobietom – średnia wieku 18 lat i dość mgliste pojęcie o życiu w trwałym związku – dano po 25 randkodolarów. Miały za nie kupić cechy wymarzonego partnera, mając do wyboru: dobroć, czułość, opiekuńczość, wierność po grób, dobre zarobki albo inteligencję, kreatywność, wysoką pozycję społeczną, pewność siebie i siłę fizyczną. A ponieważ nie można mieć wszystkiego, musiały się zdecydować: albo ciepły domowy facet, idealny ojciec dzieciom, albo dominujący, błyskotliwy erudyta, ściągający spojrzenia innych kobiet.

 

Zanim jednak uczestniczki badania zaczęły „składać swojego księcia”, musiały odpowiedzieć na kilka pytań. Na przykład: czy należysz do osób podatnych na przeziębienia, grypę i inne zakaźne choroby? Czy boisz się podwyżki cen żywności? Czy wierzysz w istnienie duchów i sił nadprzyrodzonych? Pytania tylko pozornie nie były związane z celem doświadczenia. W gruncie rzeczy miały nasilić podświadomy lęk przed infekcją, niedostatkiem lub paranormalnymi zjawiskami.

Naukowcy twierdzą, że każdy z nas podświadomie robi selekcję osób dostępnych na matrymonialnym rynku, biorąc pod uwagę dwa pierwsze niebezpieczeństwa: ryzyko zakażenia i zagrożenie biedą. Trafny wybór partnera to swego rodzaju polisa ubezpieczeniowa. Szczególnie dla kobiety, która wydaje na świat nowe życie, a potem opiekuje się potomstwem. Oczywiście wspólnota dusz, podobieństwa charakterów i temperamentów, wykształcenie, pochodzenie społeczne – cały „kulturowy podtekst” dobierania się w pary – w Brisbane nie był brany pod uwagę. Naukowcy badali, jaką rolę przy wyborze partnera odgrywa nasza biologiczna, dziedziczona po przodkach natura, która pozwala nam funkcjonować mimo ciężkich warunków. Takie podejście rozpatruje miłość w kategoriach przetrwania gatunku.

Testosteron ratunkowy

Hipoteza dobrych genów zakłada, że między wyglądem twarzy a genami istnieje ścisła zależność: im bardziej ktoś atrakcyjny, tym wyższa jego jakość biologiczna. Z badań wynika, że mężczyźni o ostrych męskich rysach (duża żuchwa, szeroko rozstawione policzki, wydatne brwi) mają wyższy poziom testosteronu, są też silniejsi fizycznie i bardziej dominujący w zachowaniach niż panowie o mniej zmaskulinizowanych rysach, a przede wszystkim – mają mniej problemów ze zdrowiem i są bardziej odporni na zakażenia. U kobiet z kolei duża ilość estrogenu krążąca we krwi wiąże się z delikatniejszą urodą i niską podatnością na choroby. Krótko mówiąc, atrakcyjny fizycznie partner to po prostu zdrowy partner.

Niestety, ideałów nie ma, bo mężczyzna bardzo męski, co powszechnie wiadomo, nie jest najlepszym stałym partnerem i ojcem; ryzyko, że zamiast smażyć w kuchni kotlety, odejdzie w siną dal z inną, jest duże. To prawda, że jest świetnym „dawcą genów” (dzieci będą zdrowe!), ale życiowa droga przy jego boku może być wyboista i kosztowna. Może więc jednak lepszy byłby ten mniej męski kandydat, za to przewidywalny i wspierający w trudnych chwilach? Eksperymentalnie dowiedziono, że mężczyźni o nieco kobiecych twarzach czasami są bardziej pożądanymi kandydatami na stałych partnerów.

Czy wpływają na to indywidualne preferencje kobiety, czy może coś jeszcze? Na przykład warunki, w jakich ona żyje? Teoretycznie kobieta powinna wybierać tego, kto bardziej odpowiada jej biologicznym potrzebom. Im bardziej jest podatna na choroby albo im większe jest zagrożenie chorobami w rejonie, w którym mieszka, tym zdrowszego szuka partnera, by jego geny zabezpieczyły przyszłość dzieci. Ale też by dzieci nie zaraziły się od własnego ojca i by im ojciec nie umarł, zanim opuszczą dom. I rzeczywiście, w eksperymencie prowadzonym w Brisbane te kobiety, które najbardziej bały się grypy, najwięcej randkodolarów wydawały na cechy gwarantujące dobrą odporność na infekcje, oznaczające wysoki poziom testosteronu.

 

Zdaniem niektórych badaczy takie wyniki uzyskiwane w laboratorium psychologicznym można traktować jedynie z przymrużeniem oka. W odpowiedzi na ten zarzut inni naukowcy postanowili zbadać damskie gusta na większą skalę i w prawdziwym życiu. Wyszli z założenia, że najsilniej biologiczne kryteria dobierania się w pary rządzą tam, gdzie trudnych warunków środowiska nie równoważy opieka zdrowotna, czyli w krajach blisko równika, biednych. Zbadano więc panie z Jamajki i Wielkiej Brytanii. Okazało się, że mieszkanki wiejskich rejonów karaibskiej wyspy zdecydowanie częściej wybierały mężczyzn o mocnych męskich rysach twarzy niż Brytyjki.

Na pytanie o reguły doboru najskrupulatniej szukała odpowiedzi dr Lisa DeBruine ze School of Psychology z University of Aberdeen. DeBruine sięgnęła po dane zdrowotne całych społeczeństw. Zestawiła statystyki na temat śmiertelności, przewidywanej długości życia i zagrożenia chorobami zakaźnymi z 30 krajów, od tych najbiedniejszych, gdzie opieka medyczna jest nadal rzadkim dobrem, po kraje rozwinięte. Największe wzięcie „testosteron” miał u kobiet z Meksyku, Brazylii i Argentyny, natomiast bardziej łagodni z twarzy panowie podobali się w Szwecji, Belgii i Danii. Polska i Rosja znalazły się w środku stawki – i jak łatwo się domyślić, Rosjanki nieco chętniej niż Polki wybierały urodę znamionującą wysoki poziom męskich hormonów (różnica była jednak niewielka).

 

Zdrowie czy gruby portfel?

Te reakcje to część naszego behawioralnego układu odpornościowego. Lekarze od dawna badają układ immunologiczny człowieka, ale psycholodzy dopiero od niedawna mówią o jego psychicznym odpowiedniku. Nasz umysł silnie angażuje się w działania prozdrowotne – mamy wbudowane podświadome reakcje pozwalające unikać zakażeń. Czasami prowadzą one do irracjonalnych zachowań: mając wybór, nie siadamy przy ludziach otyłych lub należących do innej rasy. Albo inny przykład – w pierwszych tygodniach ciąży układ immunologiczny kobiety działa mniej sprawnie, by ochronić przed odrzuceniem maleńkiego „obcego” rozwijającego się w macicy. W efekcie kobieta jest w tym czasie bardziej podatna na infekcje. Włącza się zatem dodatkowy, psychiczny mechanizm obronny: drażliwość i kłótliwość. Na początku ciąży ma to odstraszyć osoby mogące rozsiewać zarazki.

Widok człowieka z symptomami choroby (rany, wysypka, kaszel, katar) uaktywnia fizjologiczne mechanizmy obronne organizmu – stawia limfocyty w pogotowiu! Taka awersja jest zrozumiała, tyle że umysł, nie umiejąc wykrywać wirusów i bakterii, bywa nadmiernie wyczulony na wszelkie podejrzane oznaki. Istnieją indywidualne różnice w behawioralnym układzie odpornościowym – lepiej działa on u kobiet niż u mężczyzn i u osób młodych niż u tych w dojrzałym wieku. Kobiety bardziej podatne na choroby odczuwają silniejszy wstręt do potencjalnych źródeł patogenów (odchodów, wymiocin, krwi, otwartych ran, zapachu niemytego od dawna ciała). One też wolą – jak wykazały badania – mężczyzn o bardziej męskich rysach. Z kolei najnowsza praca dr DeBruine, opublikowana na łamach pisma „Biological Psychology”, dowodzi, że mężczyźni, którzy boją się infekcji, mają w ślinie wyższy poziom kortyzolu, ale też gustują w kobietach o najbardziej kobiecych rysach. Kortyzol reguluje m.in. działanie układu odpornościowego, może być więc fizjologicznym kluczem do wyboru konkretnej partnerki – sugeruje badaczka.

 

Krytycy koncepcji „prozdrowotnego doboru w pary” podkreślają, że gusty kobiece silniej kształtuje potrzeba agresywnego i dominującego partnera niż partnera odpornego na zarazki. A taki w cenie jest szczególnie tam, gdzie panuje bieda i wysoka przestępczość. Tam też sytuacja kobiet bywa najtrudniejsza, więc męski partner to wyjątkowy skarb. W rejonach, gdzie istnieją duże nierówności społeczne, mężczyźni ostro konkurują o dobra. Ten agresywny, o wysokim poziomie testosteronu, nie tylko płodzi ponadprzeciętnie zdrowe dzieci, ale też miewa pełny portfel, może więc zapewnić bezpieczny byt swojej rodzinie. Prof. Ian Penton-Voak, psycholog z University of Bristol, dowodzi, że bardziej niż narodowe wskaźniki stanu zdrowia na kobiecą słabość do zmaskulinizowanych twarzy wpływa zróżnicowanie społeczeństwa pod względem dochodów. Właściwie można by zapytać, po co ta cała naukowa dyskusja. I tak dowodzi tylko starej, dobrze sprawdzonej prawdy, że najlepszy jest facet na “niepogodę”.