Jak osiągnąć orgazm? Najlepiej o nim zapomnieć!

Orgazm nie znosi przymusu, wyczekiwania, napięcia. Najlepszy sposób, by go osiągnąć, to o nim zapomnieć – twierdzi Piotr Pałagin, lekarz i terapeuta

Irena Stanisławska: Dzisiaj seks przestał być tabu, a słowo „orgazm” odmieniane jest przez wszystkie przypadki. Mało tego – wiadomo, że każdy mężczyzna musi go zapewnić swojej partnerce!

Piotr Pałagin: Orgazm uznano za wartościowy wraz z powstaniem psychoanalizy; okazało się, że seks ma sens tylko wtedy, gdy zapewnia orgazm. Psychoterapia XX wieku to pogoń za szczytowaniem kobiety. W tym momencie obowiązek mężczyzny polega na tym, by kobiecie zapewnić orgazm, a obowiązek kobiety na gotowości do uprawiania seksu. Ona nie musi zapewnić orgazmu, bo wychodzi się z założenia, że wystarczy, iż będzie się kochać, a do orgazmu u mężczyzny i tak dojdzie.

Ten obowiązek musi bardzo mężczyznom ciążyć, bo przyjęło się, że jeśli kobieta nie ma orgazmu, to jej kochanek jest nieudacznikiem.

– Nowa, propagowana wszędzie wersja „prawdziwego” mężczyzny to niezawodny dostarczyciel orgazmów (wcześniej mówiło się, że „prawdziwy” to ten, który może kochać się pięć razy w ciągu jednej nocy). To ogromna presja. I często z tego powodu, że partnerka nie miała orgazmu, mężczyzna przeżywa ogromne problemy. Jego orgazm zszedł na plan dalszy, bo musi zadowolić kobietę. On już zapomniał o swoim szczytowaniu i tylko pyta: „No już? Długo jeszcze? Już?!”. Dlatego w książkach „seksuologicznych” ciągle pisze się teraz o strefach pobudzenia, orgazmie łechtaczkowym, pozycjach, penetracji pochwy…

To pierwszy krok do impotencji.

– Nawet siedmiomilowy. Często, kiedy orgazmu nie ma, mówi się o patologii, ale gdy orgazm jest, to jakoś nie ma dyskusji, czemu on służy.

A więc pytam lekarza: po co nam orgazm?

– Z poziomu fizjologii mogę powiedzieć tak: mamy układ sympatyczny i parasympatyczny, tworzące wegetatywny układ nerwowy. Jeden z nich napina, drugi rozluźnia. W momencie orgazmu oba te układy najintensywniej się ze sobą komunikują. Dzięki temu układ naczyniowy pracuje na najwyższych obrotach, co poprawia mikrocyrkulację, do wszystkich komórek dostarczany jest tlen…

…co z kolei powoduje, że będę miała mniej zmarszczek.

– Dotlenisz się, a co się z tym wiąże – twoje zmarszczki staną się mniejsze. Lepiej będzie funkcjonował układ hormonalny, poprawi się praca mięśni. Tak jak natura korzysta ze słońca, tak komórki ciała korzystają z orgazmu. Pojawiają się endorfiny, dające poczucie szczęścia. Na poziomie fizjologii orgazm to nagroda za „ciężkie życie”, za kompromisy, które wypracowujemy z naszymi partnerami. (…)

Jedni ludzie mówią, że koniecznie trzeba mieć orgazm i że trzeba o niego walczyć, bo jego brak to wielka strata. Drudzy, że orgazm nie jest najważniejszy, że najważniejszy jest proces dochodzenia do niego. Kto ma rację?

– Prywatnie uważam, że orgazm jest bardzo ważny, natomiast jako terapeuta wiem, że ważny jest proces. Paradoks polega na tym, że orgazmu nie osiąga się dzięki partnerowi ani dzięki psychoterapeucie. Jest on wynikiem dogłębnego poznania siebie. Ludzie uważają, że orgazm jest konieczny, a kiedy go nie ma, są niezadowoleni, sfrustrowani, że coś nie wyszło, nie zostało dokończone. Są smutni, czasami agresywni, bo napięcie, jakie w nich powstało, nie uległo rozładowaniu.

 

Przecież to napięcie mija w sposób naturalny.

– Zostaje jednak żal, że mieliśmy szansę, której nie wykorzystaliśmy…

Ale ileś razy doznaliśmy orgazmu, więc jeśli teraz go nie było, to chyba świat się nie zawali?

– Powiedz to ludziom. Nie zrozumieją tego. Znasz dowcip? Spotykają się „stary” Rosjanin (z czasów Związku Radzieckiego) i „nowy” Rosjanin – nowobogacki. „Nowy” pyta: – Co tam u ciebie słychać? Na co „stary”: – Trzy dni nic nie jadłem. – To trzeba się zmuszać, kochaniutki, trzeba się zmuszać! Wszystko zależy od stanu świadomości. Jeżeli celem jest orgazm, to gdy go nie ma, świat się wali. A jeżeli celem jest bycie z drugim człowiekiem, to orgazm prędzej czy później nastąpi.

„Niektóre kobiety po prostu nie wiedzą, że to orgazm” – napisał pewien seksuolog.

– „Nie wiedziałam” – jak małe dziecko. Gdy jej wytłumaczą, że to orgazm, radośnie przyznaje: „Ach, rzeczywiście!”. A jeśli jej nie wytłumaczą? Człowiek zawsze wie, kiedy ma orgazm, kiedy przeżywa maksymalną satysfakcję. I tu nie chodzi tylko o fizyczność.

Od lat 50. XX wieku naukowcy próbują odpowiedzieć na pytanie, czy istnieje punkt G. Włoscy naukowcy odkryli, że punkt G niestety mają tylko niektóre kobiety. Badania skanerem ultradźwiękowym ujawniły, że znajduje się on w tkance między cewką moczową a pochwą. U kobiet, które stwierdziły, że przeżywają orgazm pochwowy, warstwa tej tkanki była znacznie grubsza niż u pań przeżywających wyłącznie orgazm łechtaczkowy.

– Istnieją cztery rodzaje orgazmu. Każdy ma związek z tym, gdzie znajdują się receptory, dające możliwość przeżycia najsilniejszych doznań seksualnych. Pierwszy to orgazm pochwowy. Nie wszystkie kobiety go mają, więc bardzo możliwe, że wiąże się to z brakiem punktu G. Drugi – orgazm łechtaczkowy – powstaje wtedy, kiedy u kobiety receptory najbardziej wrażliwe na bodźce seksualne znajdują się w łechtaczce. U mężczyzn odpowiednikiem orgazmu pochwowego jest orgazm przeżywany w wyniku stymulacji jąder, a odpowiednikiem orgazmu łechtaczkowego jest orgazm wynikający z pobudzania członka. O trzecim i czwartym rodzaju mówi się mniej. Trzeci to orgazm oralny, związany z receptorami na języku, w ustach, na wargach. Są mężczyźni i kobiety, którzy nie muszą odbywać stosunku, do orgazmu może u nich dojść w wyniku stymulowania stref erogennych w ustach. Czwarty to orgazm taktylny, czyli związany z dotykiem – orgazm powoduje stymulowanie pewnej strefy ciała, na przykład odbytu, całej skóry, sutków. Oba długo uchodziły za mniej wartościowe.

Inne ciekawostki związane z orgazmem?

– Nadal pokutuje przekonanie, że w trakcie orgazmu „ziemia musi się poruszyć”. A prawda jest taka, że nie wiadomo, w którym momencie orgazm się zaczyna i w którym kończy. (…) Badania wykazały, że stymulując określoną strefę mózgu, można doprowadzić człowieka do orgazmu – takiego samego jak ten, który powstaje w wyniku stymulowania stref erogennych przez partnera. Ale kiedy człowiek się masturbuje i dotyka tych samych stref, których w czasie seksu dotykał partner, podniecenie się nie pojawia. Nie pojawia się również wtedy, gdy partner dotyka strefy, dostarczającej w czasie masturbacji niezwykłych doznań. Tego nauka nie umie wytłumaczyć.

Uważa się, że dla kobiety naturalna jest zdolność do wielokrotnych orgazmów, ale okazuje się, że doświadczenie to jest nieobce również mężczyznom. Mają je, wchodząc w stan silnej łączności z kobietą.

– Kiedy podczas kobiecego orgazmu odsłania się szyjka macicy, energia seksualna zaczyna krążyć, zostają zniesione wszystkie granice między partnerami – ten proces seksualny może trwać całe godziny. Wielokrotne orgazmy mogą się pojawiać w tym samym momencie u obojga partnerów albo w różnym czasie, może dochodzić do wytrysku nasienia bądź nie. To nie ma żadnego znaczenia. Tego idealnego połączenia nie da się osiągnąć podczas pierwszego stosunku, czasem nie da się go osiągnąć również po paru miesiącach czy latach wspólnego życia. Nie znaczy też, że jeśli raz się udało, później będzie tak zawsze. Jeżeli kobieta ma męski typ seksualności, jeżeli jej orgazmowi towarzyszy więcej napięcia niż rozluźnienia, nie ma mowy, by natychmiast była zdolna kochać się ponownie. Musi poczekać, tak samo jak mężczyzna, by napięcie i rozluźnienie się wyrównały. Można to porównać z punktem syngularności – otóż jest taki punkt, kiedy w morzu wszystkie fale, nakładając się na siebie, dają wartość zero. Jednak to zero nie oznacza, że nic się nie dzieje.

 

A jeśli kobieta ma męski typ seksualności?

– Kiedy kobieta o męskim typie seksualności (np. George Sand) spotka mężczyznę o kobiecym typie seksualności (np. Chopin) – nie ma problemu: nie będzie między nimi dysproporcji. Gorzej, kiedy na taką kobietę trafia „męski” facet, ponieważ dochodzi między nimi do walki o orgazm. Ona raczej nie czeka, aż mężczyzna dojrzeje do seksu, tylko bierze sprawy w swoje ręce. Preferuje pewne pozycje seksualne (wiadomo, że nie będzie leżeć na plecach pod mężczyzną, nie odwróci się do niego tyłem, bo to dla niej upokarzające), a kiedy tylko mężczyzna wykona nie taki ruch, wypowie nie takie słowo albo nie z taką intonacją – ta kobieta natychmiast wyrzuci go z łóżka; będzie się z niego wyśmiewać, spróbuje go upokorzyć.

Znam dużo takich historii. Przychodzili do mnie mężczyźni z impotencją i opowiadali, że – według partnerki – w czasie stosunku mieli nieodpowiednią erekcję albo za wcześnie wytrysk, albo czegoś nie zrobili tak, jak powinni. I zostali przez nią całkowicie przekreśleni. Można powiedzieć, że kobiety górują nad mężczyznami chociażby dlatego, że nie mają erekcji. Bo gdy mężczyzna ma jakikolwiek problem z erekcją, kobieta może go załatwić łatwo i szybko: w trzy sekundy. I pani, która ma męską seksualność, która chce udowodnić, że mężczyzna jest impotentem, że ona tu rządzi, robi to. W taki sposób podnosi swoją wartość we własnych oczach.

Jedną z moich pacjentek jest właśnie tego typu kobieta. Interesują ją tylko starsi, żonaci mężczyźni, których najpierw podnieca, doprowadzając do szału, a potem prowokuje, by użyli wobec niej przemocy. Czasami nawet musi ingerować policja. Raz tak wyśmiewała się z mężczyzny, że ten w końcu zakuł ją w kajdanki. Kiedy policjant spytał: „Zgwałcił panią?”, ona na to: „Kto?! Przecież ten impotent nie może nikogo zgwałcić!”. Chociaż wydawało się, że została pokonana, i tak znalazła sposób, by go upokorzyć. A kiedy znowu spotkała się z tym mężczyzną, on rzeczywiście był impotentem.
 

Taka kobieta nie może dopuścić do tego, żeby mieć orgazm, bo gdyby miała, musiałaby przyznać, że facet jednak jest coś wart. Że może ją do orgazmu doprowadzić…

Dobrze by było, gdyby tego typu kobieta pomyślała, skąd się w niej bierze ta chęć walki. I dlaczego koniecznie musi mieć tego, a nie innego mężczyznę. Pacjentka, o której przed chwilą mówiłem, robi wszystko, by zdobyć pewnego pana. Po drodze zdobyła dziesięciu innych, przy czym każdemu mówi, że kocha tylko tamtego, a oni są tylko na chwilę, żeby zaspokoić jej nadzwyczajną namiętność. Mężczyzna, którego kocha, tak jej się boi, że ucieka, gdy ją widzi. Ale ona musi go mieć!

A jak jest z „kobiecymi” mężczyznami?

To mężczyźni, którzy tak naprawdę chcieliby się kochać ze swoją matką, dlatego odgrywają rolę dziecka – chcą, by kobieta o nich dbała, a także by wymuszała na nich seks. Wtedy oni łaskawie się zgadzają. Nie tak dawno przyszła do mnie dziewczyna, która bardzo kocha swojego chłopaka, ale on ciągle czuje się nieszczęśliwy. Dziewczyna opowiada: „Leżymy w łóżku, on ma erekcję, ale gdy próbuję na nim usiąść, nie pozwala. Twierdzi, że nie będzie się ze mną kochać, bo go wykorzystam i porzucę – takie są według niego wszystkie kobiety. A on nie chce cierpieć z powodu porzucenia”. To typowy sposób myślenia: „Matka mnie porzuciła, matka urodziła inne dziecko, matka kocha ojca, matka chodzi do pracy, ogląda telewizję, a ja jestem biedny, nieszczęśliwy, nikt mnie nie kocha”. I ta reakcja przenoszona jest na partnerkę. Tacy mężczyźni po każdym orgazmie muszą długo odpoczywać, zanim staną się zdolni do następnej erekcji. Powiedziałem tej dziewczynie, jak ma chłopaka dotykać, co przy tym mówić. Zaczęła się z nim bawić, że członek jest ich dzieckiem. I to podziałało tak niesamowicie, że chłopak podniecony rzucił się na nią natychmiast. Teraz kochają się od rana do wieczora.

 

Alexander Lowen uważa, że problemy z orgazmem spowodowane są napięciami w miednicy. Z kolei moja koleżanka, która prowadzi zajęcia terapii tańcem, uważa, że jest tak dużo ćwiczeń na jej odblokowanie dlatego, że rozluźnienie miednicy powoduje odblokowanie w seksie.

Poruszyłaś ciekawy temat. Wielu ludzi zawodowo ćwiczy taniec, gimnastykę artystyczną, jazdę figurową na lodzie. Są rozciągnięci, poruszają się z niebywałym wdziękiem, ich ruchy są niesamowicie zmysłowe. Ale to tylko taniec, pewna konwencja. Ich dotyk ma charakter czysto estetyczny, ma budzić zachwyt widzów. Tymczasem kiedy zaczyna się prawdziwy seks, ta sama kobieta, która na scenie rusza wszystkimi mięśniami, nawet mięśniami pochwy, natychmiast robi się sztywna. Jeżeli pojawia się intencja seksualna, która jej bezpośrednio dotyczy, taniec natychmiast się kończy. Tak więc na pewno każde ćwiczenie rozluźniające nam służy, tylko jeśli jest to ćwiczenie dla samego ćwiczenia, dla techniki, problemu nie rozwiążemy. Bo jego źródła trzeba szukać gdzie indziej.

Rozluźnienie miednicy musi „wyjść z głowy”?

Nie z głowy, lecz z całokształtu. Ale dobrze by było, żeby głowa nie blokowała impulsu seksualnego. Uważa się, że tancerze, łyżwiarze figurowi, artyści baletu są wspaniałymi kochankami. Nie zgadzam się z tą opinią. Wielu z tych ludzi to moi pacjenci, więc wiem, że ich problemy i napięcia czasami przekraczają wyobraźnię. Dla tych ludzi taniec czy uprawianie sportu wyczynowego to sposób łagodzenia silnego napięcia seksualnego. Kiedy ćwiczą, rozluźnia się ich miednica. Ale kiedy po treningu lub występach wracają do rzeczywistości, znowu pojawia się zagrożenie, znowu powstaje problem.

Lowen twierdzi również, że im bardziej jesteśmy cywilizowani, tym mniejsza jest nasza możliwość osiągnięcia orgazmu.

To prawda. Kiedy pacjent mówi, że ma problemy z partnerem, że mają problem z osiągnięciem orgazmu, wtedy zadaję proste pytanie: „Chcesz się ze swoim partnerem kochać czy chcesz z nim być?”. Jeśli pacjent mówi, że chce się kochać, to znaczy, że chce partnera zdobyć. I nawet jeśli doświadcza „filmowego” orgazmu, to nie jest to orgazm całkowity. Natomiast gdy mówi: „Chcę z nim być”, nie ma powodów do niepokoju, bo ten całkowity orgazm jutro, pojutrze albo za rok się pojawi. Jeśli wierzysz, że Bóg dał ci partnera, który jest twoją drugą połówką, to są to tylko przejściowe trudności. Jeśli pokonasz przymus osiągnięcia orgazmu, przestaniesz winić partnera, odpuścisz sobie, okaże się, że orgazm przyszedł „sam”. A kiedy partnerzy mówią, że muszą się starać, by mieć orgazm, muszą sobie wzajemnie pomóc – to koniec. Nie będzie ani orgazmu, ani pomocy, zostaną tylko walka, agresja, frustracja.

Ale zdaniem seksuologów orgazm dowodzi udanego życia seksualnego. I dlatego mamy się o niego starać. Dawno temu w Tybecie czy w Chinach, kiedy rodził się chłopiec, astrologowie sprawdzali, kim ma być w dorosłym życiu. Jeśli gwiazdy mówiły, że lekarzem, po ósmych urodzinach zabierano go od rodziców i umieszczano w klasztorze. Tam wykonywał trudne zadania – najpierw fizyczne, potem duchowe. Nie tylko zgłębiał tajniki zawodu lekarza, ale także pracował nad sobą, co było równie ważne. Kiedy uznawano, że osiągnął odpowiednią wiedzę, że jego psychika dojrzała, a dusza wykrystalizowała, pozwalano mu rozpocząć praktykę. Jednak on leczył ludzi nie dlatego, że korzystał z prastarych recept, że znał jakieś cudowne leki, lecz dlatego, że sam był w pełni świadomym człowiekiem.

Tak samo jest z seksem i orgazmem: jeżeli będziemy mówić o szczegółach, nigdy nie pozbieramy ich w całość. Gdy zaś będziemy mówić o świadomości, człowieku jako jedności, wartości bycia razem, efekty terapeutyczne osiągniemy szybciej. W dzisiejszych czasach zagubiono proporcje między całością a szczegółem, bo nasza cywilizacja jest zorientowana na technologię, tabletki i ekspresowe, magiczne sposoby: „Powiedz mi, co trzeba zrobić, żeby było dobrze”. Dlatego często powtarzam pacjentom: „Nie rób nic”. Jeżeli miłość, seksualność są wartością, wartością prawdziwego ja, wszystko przyjdzie samo. Nawet orgazm.
 

 

To trudne, ponieważ traktujemy orgazm jako największą nagrodę, najlepszą rzecz, jaka może nam się przytrafić.

– Zauważ, jak często ludzie porównują z orgazmem wyjątkowe, niezwykłe sytuacje, których doświadczają: szybką jazdę samochodem, skok ze spadochronem, jedzenie wykwintnego dania. Miałem może osiemnaście lat, gdy pewien dojrzały mężczyzna opowiedział mi dowcip. Przychodzi jeden Czukcza do drugiego Czukczy i mówi: – No i jak smakuje?! – Nie wiem, jak ci to powiedzieć… – Smakuje jak ryba? – Nie, zupełnie inaczej. – Jak mięso renifera? – Nie. – No to jak?! – Jak orgazm! Wtedy długo zastanawiałem się, o co chodzi. Teraz wiem, że jeśli człowiek chociaż raz był w stanie otwartej seksualności, będzie wszystko do niego porównywał. A jeśli nie ma takiego doświadczenia, to słuchając kogoś, kto opowiada o tym rozanielony, dojdzie do wniosku, że to musi być najwspanialsza rzecz na świecie. Co może być bardziej święte od Boga? Tylko Bóg. Podobnie jest z orgazmem. Co może być lepszego od orgazmu? Jeszcze jeden orgazm!

Kiedy tłumaczyłem na rosyjski książkę o tarocie i doszedłem do karty, która nazywa się „Kochankowie”, przeczytałem na niej coś, co bardzo mnie poruszyło: „Jedyną naszą wolnością na Ziemi, w tym bardzo mocno uwarunkowanym świecie, jest wybór partnera do miłości”. Faktycznie – możemy uprawiać seks z każdym, kogo wybierzemy. Innej wolności nie mamy. Musimy chodzić do przedszkola, do szkoły, na uczelnię, do pracy. Bardzo możliwe, że religia zawsze tak mocno walczyła z seksem, ponieważ seks jest luką, dzięki której nie daje się do końca kontrolować człowieka. Na czym polega władza? Na kontroli. A w seksie wszyscy są równi, wszyscy mogą mieć takie samo przeżycie. To, że człowiek ma władzę czy pieniądze, nie oznacza, że jest lepszym kochankiem. Miłości ani orgazmu nie kupisz. Seks, orgazm to jedyna sfera wolności, którą człowiek ma w otaczającym go świecie. A wolność jest największym pragnieniem człowieka. Bo wolność to radość, spokój, rozluźnienie. To ona daje prawdziwe poczucie bezpieczeństwa i sprawia, że nasze życie na Ziemi ma sens.