Jak to możliwe, że pokojowa polityka Europy doprowadziła do katastrofalnej wojny?

“Kiedy wybuchnie wojna? 1938. Studium kryzysu” Piotra M. Majewskiego to książka o kulisach uprawiania polityki. Autor przedstawia w niej modelowy przypadek sytuacji, gdy w imię ratowania pokoju Europa uczyniła milowy krok w kierunku wyniszczającej wojny. Prezenty fragment książki wydanej przez Krytykę Polityczną
Jak to możliwe, że pokojowa polityka Europy doprowadziła do katastrofalnej wojny?

12 maja, czwartek, Nové Zvolání w Rudawach Czeskich
GRANICA CZECHOSŁOWACKO-NIEMIECKA

Wszystko odbyło się niemal tak samo jak dwa miesiące wcześniej. Wieczorem, punktualnie o zapowiedzianej godzinie, Voral wynurzył się z tonącego w mroku przygranicznego lasu, wsiadł do jednego ze stojących na poboczu nieoświetlonych samochodów i został zawieziony na posterunek żandarmerii w Lounach, gdzie szybko zamówiono coś do jedzenia i od razu przystąpiono do pracy. Tym razem oprócz kartonowego pudełka po parówkach delikatesowych, w którym wśród kostek mydła była ukryta niemiecka radiostacja szpiegowska, agent A-54 dostarczył wybór niemieckich map sztabowych ze szczegółowo zaznaczonym położeniem umocnień w północnych Czechach, egzemplarze antypaństwowych ulotek, jakie wkrótce miały pojawić się na ulicach czeskich miast i miasteczek, a także wykazy agentów i skrzynek kontaktowych drezdeńskiej ekspozytury Abwehry znajdujących się na terenie Czechosłowacji.

Dla oficerów czechosłowackiego wywiadu równie cenne były informacje, które Voral przekazał im ustnie: Abwehra przystąpiła właśnie do rekrutowania grup dywersyjnych spośród Niemców sudeckich; placówka w Dreźnie, w której pracował A-54, otrzymała rozkaz dokładnego rozpoznania czechosłowackich umocnień w rejonie przełomu Łaby w północnych Czechach; tam też miały zostać przeprowadzone główne działania dywersyjne. Wiadomości te zgadzały się z marcowymi doniesieniami Vorala, że niemieccy wojskowi planują opanować z zaskoczenia właśnie ten odcinek czechosłowackich fortyfikacji. Brzmiało to przekonująco. Gdyby Wehrmachtowi udało się przejąć odcinek bunkrów nad Łabą, system obrony Republiki zostałby rozerwany, a dywizjom Wehrmachtu zostałoby do Pragi zaledwie dziewięćdziesiąt kilometrów drogi pozbawionej jakichkolwiek przeszkód naturalnych.

A-54 zastrzegał wprawdzie, że w najbliższym czasie nie należy spodziewać się wybuchu konfliktu zbrojnego ze względu na niepewne stanowisko Anglii, ale jednocześnie potwierdził informację, która już wcześniej dotarła do czechosłowackiego wywiadu innymi kanałami: 22 maja, w dniu rozpisanych w końcu przez rząd wyborów samorządowych, w Sudetach może zostać sprowokowany incydent, który posłuży Rzeszy jako pretekst do interwencji wojskowej. Oficerom czechosłowackiego wywiadu dostarczone przez A-54 informacje układały się w niepokojący obraz przygotowań do wojny, którą przeciwnik może rozpocząć pod byle pretekstem i bez wypowiedzenia.

Czechosłowacki minister spraw zagranicznych Kamil Krofta – ceniony historyk, bezpartyjny fachowiec i posłuszny wykonawca polityki prezydenta Beneša.

Podobnie jak poprzednio na wypadek nagłej eskalacji kryzysu ustalono staroświecki sposób kontaktu: Voral miał wysłać dowolnie brzmiący telegram z podpisem „Spedition Schenker” na znany mu już adres Emila Schwarza w Pradze. Czechosłowacki wywiad wciąż nie dysponował, niestety, miniaturowymi radiostacjami. Niemieckie urządzenie, które zaprezentował agent, zapakowane na powrót w karton po parówkach, miało następnego dnia rano zostać wysłane na jeden z adresów kontaktowych Abwehry na Rusi Podkarpackiej, aby okrężną drogą dotrzeć stamtąd później do Pragi. Rozmówcy Vorala obiecywali sobie, że śledząc przesyłkę, zdołają zdemaskować jedną z niemieckich siatek szpiegowskich działających na terenie Republiki.

Zastępca szefa czechosłowackiego wywiadu wojskowego pułkownik František Moravec, który osobiście przybył do Loun na spotkanie z Voralem, był bardzo zadowolony. A-54 dostarczył materiały o sporej wartości merytorycznej, a posiadanie wtyczki w drezdeńskiej ekspozyturze Abwehry pozwalało liczyć w przyszłości na jeszcze cenniejsze informacje. Niezwykle, zdaniem niektórych z jego kolegów wręcz chorobliwie ambitny i skłonny do intryg Moravec od dawna wiązał z Voralem wielkie nadzieje, również gdy planował własną karierę. Wiedział, że wysoko ulokowany agent, zapewniający szeroki wgląd w zamiary wroga, może stać się doskonałą trampoliną do awansu na szefa II Oddziału Sztabu Głównego, któremu podlegał cały wywiad wojskowy. Stanowisko to zdawało się być na wyciągnięcie ręki, bo piastujący je aktualnie pułkownik František Hajek uchodził za leniwego sybarytę.

Moravec orientował się też doskonale, że gotowi do współpracy oficerowie Abwehry nie ustawią się sami w kolejce przed jego gabinetem. Druga taka szansa jak pojawienie się A-54 mogła się mu już nigdy w życiu nie przytrafić. Może dlatego, od kiedy tylko Voral zaoferował swoje usługi, Moravec robił wszystko, by go nie spłoszyć. Na wyraźny rozkaz pułkownika nie podjęto nawet próby identyfikacji prawdziwej tożsamości agenta. Odstąpiono też od rutynowego w tej branży zadawania pytań weryfikujących prawdomówność szpiega. Nie usiłowano chociażby wyjaśnić, dlaczego A-54 nie ostrzegł czechosłowackiego wywiadu przed wkroczeniem Wehrmachtu do Austrii, mimo że kilka dni po powrocie z pierwszego spotkania w Lounach musiał dowiedzieć się o mobilizacji Abwehry, zarządzonej 11 marca przez admirała Canarisa. W czasie Anschlussu zawiedli jednak niemal wszyscy czechosłowaccy agenci w Rzeszy i milczenie Vorala nie wzbudziło szczególnych podejrzeń.

Niefrasobliwe podejście pułkownika Moravca do procedur bezpieczeństwa nikogo nie cieszyło tak bardzo jak Herr Vorala. Gdyby bowiem czechosłowacki wywiad zechciał być bardziej dociekliwy, udałoby mu się prawdopodobnie ustalić, że mężczyzna figurujący w jego tajnej kartotece pod kryptonimem A-54 jako działający przeciwko Niemcom as wywiadu to niejaki Paul Thümmel – niebezpieczny niemiecki agent kierujący siatką wywiadowczą na pogranicznych obszarach Republiki, który pracował w drezdeńskiej placówce Abwehry i od dawna był znany czechosłowackiemu kontrwywiadowi. 

Thümmel, z zawodu piekarz, a z zamiłowania awanturnik i poszukiwacz przygód, na długo przed 1933 rokiem szpiegował dla nazistów, dzięki czemu po przejęciu przez nich władzy trafił wprost do tajnych służb III Rzeszy. Jak wielu jemu podobnych uwielbiał ryzyko, kobiety i pieniądze. Tych ostatnich naturalnie notorycznie mu brakowało, co szybko popchnęło go do gry na dwa fronty. Pracował dla Abwehry przeciwko Czechosłowacji, a jednocześnie pokątnie sprzedawał Czechom różne niemieckie tajemnice. Nie byłby sobą, gdyby w tych okolicznościach nie wpadł na pomysł, aby połączyć obie działalności i zaproponować przełożonym w Dreźnie występowanie w roli agenta-prowokatora, celowo dezinformującego pułkownika Moravca. Oczywiście nie przyznał się swoim rodakom do wcześniejszej zdrady ani nie przestał prowadzić na boku intratnych interesów z Czechami .
Thümmel wymyślił plan genialny w swej prostocie: mógł teraz kontaktować się z czechosłowackim wywiadem bez wzbudzania jakichkolwiek podejrzeń Abwehry, a autentyczne niemieckie dokumenty, które na własną rękę sprzedawał przy okazji ludziom pułkownika Moravca, budowały w Pradze jego szpiegowską wiarygodność. Thümmela mogło zgubić tylko zdobycie przez Niemców tajnego archiwum czechosłowackiego wywiadu, bo znajdujące się tam raporty (nawet bez ujawnionej tożsamości ich autora) pozwoliłyby niechybnie odkryć zdradę ich agenta. No, ale aby do tego do tego doszło, musiałaby wybuchnąć wojna, a Wehrmacht musiałby zająć Pragę.
Tymczasem pozostawało kwestią przypadku i widzimisię podwójnego agenta, którego ze swoich mocodawców zechce bardziej wystrychnąć na dudka. Chwilowo Paul Thümmel alias Herr Voral alias A-54 z powodzeniem wodził za nos Czechów, działając zgodnie z planem wypracowanym przez Abwehrę. Niemcy nie szykowali bowiem jakiegokolwiek uderzenia na północne Czechy, a przecieki na temat rzekomych przygotowań do takiej operacji miały zmylić czechosłowackie dowództwo co do prawdziwych kierunków inwazji, planowanych w rzeczywistości zupełnie gdzie indziej.