Niemcy wstrzymują szczepienia preparatem Astra Zeneca. Obawy udzielają się też Polakom

Zwiększa się lista krajów niechętnie patrzących na produkt firmy Astra Zeneca, choć statystyki nie dają powodów do obaw co do skuteczności czy potencjalnych zagrożeń.
Niemcy wstrzymują szczepienia preparatem Astra Zeneca. Obawy udzielają się też Polakom

Niemcy dołączyły do listy krajów wstrzymujących immunizację „oksfordzką” szczepionką do czasu rozwiania obaw przed występowaniem zakrzepów u pacjentów. Na ten sam krok zdecydowały się ostatnio Hiszpania i Francja. Polska zamówiła 16 mln dawek i nadal planuje szczepić, choć ostatnio rząd poinformował o – nadal marginalnym – problemie ludzi nie przychodzących na umówiony termin szczepienia właśnie tym środkiem. Faktem jest, że w powszechnej świadomości środek Astra Zeneca stał się „szczepionką drugiej kategorii”. Faktem też jest, że do dziś podano przynajmniej jedną dawkę tego środka 17 mln ludzi z czego zakrzepy pojawiły się o 37 z nich.

Na tę proporcję zwrócił uwagę brytyjski wirusolog Sterghios Moschos z Northumbria University w rozmowie z Deutsche Welle. Ktoś może pomyśleć, że broni on wynalazku kolegów z Oksfordu, ale gdy chodzi o życie ludzi lepiej sztywno trzymać się naukowo weryfikowalnych informacji.

– Obowiązkiem władz jest przekazywanie swoim obywatelom jasnej i rzeczowej informacji na temat planów zawieszania szczepień środkiem Astra Zeneca. W tym sensie wspieram decyzję rządów, które mówią stop i chcą sprawdzić dane o szczepieniach. Ale stosunek wszystkich zaszczepionych do tych, u których pojawiły się zakrzepy odpowiada 0,0002 proc. wszystkich u których po zaszczepieniu pojawił się zakrzep. Gdyby ktoś zaoferował mi środek Astra Zeneca zaszczepiłbym się bez wahania – wyjaśnił niemieckiemu serwisowi.

Co zrozumiałe, media u naszych sąsiadów poświęcają szczepieniu wyjątkowo dużo miejsca. Tym bardziej, gdy pojawiły się obawy już nie tylko co do skuteczności, a także bezpieczeństwa tego medycznego produktu. A teraz 15 marca Niemcy ustami ministra zdrowia Jensa Spahna ogłosiły czasowe zawieszenie stosowania środka AZD1222 (ChAdOx1), jak naukowcy z Oksfordu nazwali swoja szczepionkę.

Bundesministerium für Gesundheit (BMG), czyli resort zdrowia naszych sąsiadów, zdecydował się na ten ruch „z ostrożności” i na podstawie sugestii krajowego regulatora rynku medycznego, Instytutu Paula Ehrlicha (PEI), najwyższego urzędu federalnego odpowiedzialnego m.in. za dopuszczanie szczepionek do powszechnego stosowania. Według BMG o dalszych losach szczepionek Astra Zeneca w Niemczech zadecyduje werdykt Europejskiej Agencji Leków (EMA), która w tej sprawie prowadzi własne śledztwo a wstępne wyniki ogłosić ma 18 marca. 

– Nasza decyzja ma charakter czysto techniczny, nie polityczny. Najważniejsza dla nas jest transparentność. Tylko tak budujemy zaufanie – zapewnił Spahn. Tego samego dnia co niemiecki kolega w mediach pojawił się polski wiceminister zdrowia. Waldemar Kraska oświadczył, że jak dotąd w Polsce nie stwierdzono przypadków powikłań zakrzepowo-zatorowych po szczepionce AstraZeneca. Szef KPRM i pełnomocnik rządu ds. szczepień Michał Dworczyk zwrócił uwagę, że „pojawiają się informacje od punktów szczepień, że część osób nie stawia się w umówionym terminie, natomiast w tym tygodniu będziemy mieli statystyki za poprzedni tydzień”. Dodał on, że „nie jest to masowe zjawisko”.

Nie jest jasne, czy ktoś zawczasu informuje pacjentów jakiego typu szczepionką będą zaszczepieni (byłaby to niecodzienna praktyka), czy po prostu skonfliktowane z producentem brytyjskiej szczepionki władze krajów UE niechcący nakręciły spiralę strachu przed szczepieniami.

Poza tym, kto z nas nie słyszał przypadku (pandemia czy nie), że pacjent umówiony na wizytę u lekarza po prostu nie stawił się. Ile w tym wszystkim prawdy pokażą wspomniane przez Dworczyka statystyki.