Krach w szkocka krate

Gospodarcze cuda bywają kosztowne. W przypadku eksperymentu Johna Lawa, bankiera Filipa II Orleańskiego, cena była wyjątkowo wysoka. Krach do złudzenia przypominał to, co niedawno działo się na światowych giełdach

Kiedy po 54 latach osobistego panowania zmarł Król Słońce – Ludwik XIV, Francja znajdowała się w opłakanym stanie. Rozrzutność monarchy, liczne wojny i absurdalnie wysokie podatki zrujnowały niegdyś bogaty kraj. Jego następca Ludwik XV niespecjalnie pojmował, co grozi państwu. Natomiast sprawujący rzeczywistą władzę regent Filip II Orleański rozumiał, że wynoszące 3 miliardy liwrów długi Francji, przy ledwie 145 milionach rocznych dochodów budżetu, grożą bankructwem państwa. Żeby ratować sytuację, regent postanowił zmniejszyć ciężar bitych monet. Wprawdzie dzięki temu królewska mennica mogła ich wypuścić więcej, ale spodziewany zysk natychmiast pożarła inflacja, zaś Francuzi stracili zaufanie do swej waluty. Po kilku miesiącach rządów Filipa II Orleańskiego w Paryżu pachniało rewolucją. Nagle wiosną 1716 r. na dworze regenta zjawił się dawny znajomy Filipa John Law. Niegdyś obaj zaprzyjaźnili się podczas wspólnego zwiedzania paryskich domów uciech, a teraz szkocki awanturnik twierdził, że zna sposób, jak nie tylko uratować budżet Francji, ale też uczynić z niej najbogatszy kraj w Europie.

Kryminalista ekonomista

Pochodzący z Edynburga John Law, choć wykształcono go na złotnika, od dziecka miał dwie pasje: matematykę i gry hazardowe. Po śmierci ojca jako siedemnastolatek spieniężył spadek i wyjechał do Londynu. Tam, wykorzystując swoją zdolność szybkiego liczenia i opracowując wzory na prawdopodobieństwo, przez lata zajmował się głównie hazardem, wygrywając i tracąc fortuny. Z czasem zdobył taką sławę, że w Londynie bukmacherzy prowadzili zakłady, czy Law wygra tego dnia. W końcu po dziewięciu latach przegrał wszystko, a do tego jeszcze z powodu kłótni o kobietę zastrzelił podczas pojedynku niejakiego Wilsona. Sąd pierwszej instancji skazał Szkota na śmierć, ale po apelacji uznano, że zabójstwo było nieumyślne i egzekucję zamieniono na wieloletnie więzienie. Jakimś sposobem (Law nigdy go nie ujawnił) Szkot wydostał się z wiezienia King’s Bench i zbiegł na kontynent. Przez kilka lat spekulował papierami na giełdzie w Amsterdamie, aż w końcu ok. 1700 r. wrócił do Szkocji. Tam napisał rozprawę „Rozważania nad pieniądzem i handlem wraz z pewną propozycją dostarczenia narodowi pieniędzy”, ogłaszając w niej tezę, że „kraje bogate mają dużo pieniędzy, a biedne są kraje, w których pieniędzy jest mało”. Z czego wyciągnął wniosek, iż uczynić bogatym można każde państwo, jeśli do obiegu wprowadzi się wystarczającą ilość waluty. Żeby to osiągnąć, proponował zastąpić monety ze srebra i złota papierowymi banknotami. Jak obliczył, można by wówczas puścić w obieg banknoty warte dziesięć razy więcej od zgromadzonego jako zabezpieczenie kruszcu. Swoją teorię przedstawił na forum parlamentu Szkocji. Jednak posłowie odrzucili rewolucyjną ideę ekonomiczną i rozczarowany Law wyjechał na kontynent. Przez kolejne 15 lat podróżował po całej Europie, oddając się grom hazardowym, a przy okazji obserwując życie gospodarcze odwiedzanych państw. Bawiąc w Paryżu, zaprzyjaźnił się ze sławnym hulaką księciem Filipem Orleańskim, któremu w przerwach pomiędzy kolejnymi zabawami opowiadał o swych ekonomicznych teoriach. Wówczas pewnie nie sądził, że ta niezobowiązująca znajomość odmieni nie tylko jego życie, ale też Francję.

Ostatnia nadzieja francuzów

Na wieść, że Filip Orleański został regentem, Law spisał dwa memoriały i pojechał z nimi do Paryża. Szkot obiecał w nich, iż wyciągnie budżet Francji z długów, jeśli państwo wycofa z rynku i zgromadzi monety zrobione z metali szlachetnych, zastępując je papierowymi banknotami o nominalnej wartości wielokrotnie większej od zebranego kruszcu. Żeby tego dokonać, proponował stworzenie banku gromadzącego zapasy srebra i złota oraz drukującego pieniądze. Regent z entuzjazmem podszedł do przedstawionych mu planów i w maju 1716 r. Law dostał pozwolenie na założenie Banque Generale. Wkrótce Szkot dokonał kilku genialnych pociągnięć. Żeby ludzie zaufali pieniądzom z papieru, regent za radą Lawa zezwolił płacić nimi podatki. Ponadto banknoty można było w każdej chwili wymienić na monety. W ciągu zaledwie kilku miesięcy papierowy pieniądz zyskał na wartości 15 proc. w stosunku do liwrów w srebrze, stając się poszukiwaną lokatą kapitału. Wówczas Law namówił Filipa Orleańskiego, by pozwolił mu założyć pierwszą we Francji spółkę, emitującą akcje na okaziciela – Compagnie d’Occident. Przedsiębiorstwo potocznie nazywane Kompanią Missisipi miało wybudować kopalnie złota i srebra we francuskich koloniach w Ameryce Północnej. W rzeczywistości przy pomocy Kompanii Missisipi Szkot chciał ściągnąć z rynku nadmiar banknotów, bo tylko nimi można było płacić za akcje. Plotki o wielkich zyskach, jakie miała przynieść spółka, powodowały stały wzrost cen akcji, co napędzało sprzedaż i tą drogą banknoty wracały do Banque Generale.

Nadzieje na przyszłe bogactwo, jakie Law obudził wśród Francuzów, sprawiły, że ci coraz bardziej mu ufali. Tym bardziej że wkrótce regent zgodził się przekształcić bank Szkota w centralny bank Francji – Banque Royale. Ci, którzy protestowali przeciw takiej polityce, jak kanclerz D’Aguesseau, otrzymywali dymisję. Kiedy zaś zbuntował się paryski parlament i uchwalił w sierpniu 1718 r. edykt zabraniający cudzoziemcom zajmowania się finansami Francji, Filip Orleański go anulował, a przewodniczącego izby i dwóch inicjatorów uchwały kazał wtrącić do więzienia. Tymczasem przez rok swej działalności Banque Royale wypuścił na rynek banknoty na sumę 1 miliarda liwrów, napędzając tym koniunkturę gospodarczą.

Garb finansowy

 

Jednak to nie zadowoliło Lawa. Na jego prośbę regent zgodził się, by Kompania Missisipi przejęła istniejącą od dawna Kompanię Wschodnioindyjską, mającą monopol na francuski handel z Dalekim Wschodem. Tak powiększona spółka wkrótce ogłosiła, że wypuści na rynek nowy pakiet akcji.

Wieść, że w swym paryskim biurze na rue de Quincampoix Law będzie prowadził zapisy chętnych do zakupu akcji, wzbudziła wielkie poruszenie we Francji. Pod drzwiami biura utworzyła się gigantyczna kolejka. By trzymać w niej miejsce, hrabiowie, markizowie, książęta wynajmowali mieszkania w sąsiednich domach, płacąc czynsze, które wzrosły nawet szesnastokrotnie. Żeby kupić udziały w spółce, do Paryża przybyło 35 tys. bogatych cudzoziemców z całej Europy. O zaledwie 50 tys. akcji walczyło ponad 300 tys. osób. W tych tygodniach szaleństwa majątek zbijali przypadkowi szczęśliwcy. Szewc, mający warsztat naprzeciw biura Szkota, za wynajmowanie swego pomieszczenia na miejsce spisywania umów zarabiał 200 liwrów dziennie (tysiąc liwrów wynosił całoroczny czynsz, jaki płacił). Ubogi garbus Bombarino zarobił krocie na swym kalectwie, bo poszła fama, że transakcje podpisane na jego garbie przynoszą największy dochód. Inwestorzy płacili mu słone napiwki za użyczenie pleców jako pulpitu pod papier.

Ścisk na rue de Quincampoix zmusił Lawa, by kupił hotel de Soissons i tam przeniósł biuro. Właściciel przylegającego do budynku parku książę de Carigna polecił ustawić tam pół tysiąca namiotów, pobierając miesięcznie 500 liwrów za wynajęcie każdego. Tymczasem wpływy Szkota rosły z każdym dniem. Najważniejsi ludzie we Francji zjawiali się u niego, by prosić o sprzedanie pakietu akcji Kompania Missisipi poza kolejnością.

Zaślepienie Francuzów miało tę zaletę, że napędzało koniunkturę. Ludzie kupowali coraz więcej towarów, a przybysze z zagranicy zostawiali w Paryżu olbrzymie sumy. Tymczasem po nowej emisji akcji Kompanii Missisipi, ich cena wzrosła z 500 liwrów do ponad 10 tys. za jedną. Ta progresja sprawiła, że kapitał z giełdy w Londynie zaczął odpływać na kontynent. W maju 1719 r. brytyjski ambasador w Paryżu lord Stair wezwał brytyjski rząd do walki z ekspansją Lawa. Tymczasem Szkot puszczał w obieg wciąż nowe banknoty, żeby ludzie mieli za co kupować drożejące akcje Kompanii. Nie zważał przy tym na to, że papierowy pieniądz nie miał już pokrycia w zapasach metali szlachetnych. Ten szczegół natomiast dostrzegli Anglicy i niespodziewanie brytyjski rząd oraz przedsiębiorcy zażądali pod koniec 1719 r. wymiany banknotów na srebrne lub złote liwry. Żeby nie stracić renomy, Banque Royale dokonał stosownej operacji, ale system Lawa znalazł się na krawędzi katastrofy. Niedługo potem książę de Conti obraził się na Szkota, bo ten odmówił sprzedania mu udziałów w Kompanii Missisipi poza kolejnością. Zażądał więc, by Banque Royale wymienił jego banknoty na monety. Bilonem zapełniono… 3 wozy. Przerażony Law pognał do regenta ze skargą. Filip Orleański też zrozumiał powagę sytuacji i natychmiast nakazał księciu de Conti zwrot wozów z monetami. Po tym wydarzeniu co bystrzejsi inwestorzy giełdowi zaczęli się domyślać, że hossa może dobiec końca lada dzień. Dlatego zaczęli wymieniać banknoty na monety i po cichu wywozić je za granicę.

Tymczasem Law, by umocnić swą pozycję, przeszedł na katolicyzm i dzięki temu regent mógł go mianować Generalnym Kontrolerem Finansów Francji (czyli ówczesnym ministrem finansów). Niedługo potem Szkot połączył Banque Royale z Kompanią Missisipi, tworząc gigantyczny koncern.

Czas apokalipsy

Kiedy nadal rosła liczba osób chcących wymienić banknoty na monety, Law wymyślił edykt stanowiący, że jeden człowiek może pobrać z banku tylko sto liwrów w złocie. Przepis ten sprawił, że monety znikły z obiegu, bo wszyscy zaczęli je chować na czarną godzinę, a banknoty poczęły tracić wartość. Szkot, broniąc swego systemu, przekonał wówczas Filipa Orleańskiego do wydania w lutym 1720 r. kolejnego edyktu, zabraniającego posługiwania się metalowym pieniądzem we Francji. Zakazano też posiadania monet na sumę większą niż 500 liwrów. Nieposłusznym grożono konfiskatą majątku. Zabroniono też handlu biżuterią, srebrami i kamieniami szlachetnymi. Lord Stair w raporcie dla brytyjskiego rządu kpił, że już nie sposób wątpić w nawrócenie Lawa na katolicyzm: „po tym jak aż nadto dowiódł swej wiary w przemienienie (aluzja do sakramentu komunii – przyp. aut.), zamieniając tak wielkie ilości złota w papier”. Charles Duclos we „Wspomnieniach z czasów regencji” zapisał o wiośnie 1720 r.: „Niepojęte jest, jak to się stało, że nie wybuchła wówczas rewolucja, że Law i regent nie zginęli śmiercią tragiczną. Ludzie byli zbyt upodleni, by popełnić zbrodnię”.

Bojąc się społecznego wybuchu, Law sfałszował ogłaszane wyniki finansowe Kompanii, co podtrzymało popyt na jej papiery. A następnie przekonał regenta, by ogłosił, że dzięki świetnym dochodom budżetu rząd zapewni obywatelom dostęp do darmowych studiów, co wywołało kolejną falę entuzjazmu. Grając va banque, Szkot ogłosił wśród paryskich bezdomnych nabór do pracy w kopalniach w Luizjanie. Siłą zgromadzono ok. 6 tys. biedaków, dano im nową odzież, łopaty i kilofy, po czym zorganizowano ich paradę ulicami stolicy. Po tym, jak bezdomni odegrali rolę pierwszego transportu robotników, wyruszających do kopalń złota w Nowym Świecie, nikt nie zadbał o to, żeby ich tam wysłać. Wywiezieni jedynie poza Paryż biedacy powłóczyli się po Francji, sprzedali narzędzia, a po 3 tygodniach ponownie znaleźli się w stolicy. Ich masowy powrót pod koniec maja 1720 r. sprawił, że runęło zaufanie Francuzów do Kompanii Missisipi. Kiedy zaczęła się wyprzedaż jej akcji, 27 maja regent zdymisjonował Lawa. To nie zapobiegło katastrofie, podobnie jak mianowanie Generalnym Inspektorem Finansów dawnego przeciwnika Szkota – D’Aguesseau. Przez następny miesiąc w Paryżu wybuchały zamieszki spowodowane tym, że zarówno akcje Kompanii Missisipi, jak i banknoty Banque Royale (wkrótce zamkniętego) stały się nic niewartymi świstkami papieru. Ludzie żądali oddania im dorobku życia, sprzedanego aby kupić akcje, oraz głowy Lawa, którego regent nie pozwolił skrzywdzić. W końcu rząd zgodził się, by wymienić banknoty na wybite przez mennicę miedziane monety (na srebrne i złote zabrakło kruszcu). Miedziaki zaczęto wypłacać w lipcu 1720 r. w ogrodach koło hotelu de Soissons. Codziennie kłębiły się tam tłumy i ginął ktoś stratowany przez ludzi. Wreszcie 17 lipca, kiedy stratowano 15 osób, rozjuszony tłum wziął zwłoki na ręce i poniósł je do królewskiego pałacu, gdzie przebywał Law. Po drodze napotkano powóz Szkota i choć właściciel nim nie jechał, motłoch rozniósł pojazd na kawałki. Na wieść o tym obradujący parlament paryski ogarnął szał radości. Deputowani zerwali się z miejsc i pytali z nadzieją: „Czy Law był w środku?”. Regent jednak nie pozwolił na wybuch rewolucji. Manifestację spacyfikowało wojsko, a nim deputowani coś uchwalili, zostali aresztowani.

Jesienią, gdy sytuacja się trochę uspokoiła, Filip Orleański, by ratować budżet, zmusił wszystkich proskrybentów akcji Kompani Missisipi do wykupienia papierów, o które niegdyś tak zażarcie walczyli. I to po 3,5 tys. liwrów za sztukę. Zrozpaczeni pechowcy próbowali uciekać z Francji. Na drogach, w portach i na granicy polowało na nich wojsko i miejskie straże. Złapanym konfiskowano cały majątek i wsadzano ich do więzień. Łupiący bezlitośnie Francuzów regent miał dużo więcej serca dla swego przyjaciela Lawa. Pod koniec 1720 r. wydał mu paszport i odprowadził z pałacu królewskiego do czekającej na dziedzińcu karety pocztowej, jadącej do Brukseli. Przez Niderlandy i Niemcy Law dotarł do Wenecji.

Po aferze Lawa francuska gospodarka podnosiła się na nogi przez wiele lat, a banku centralnego w tym kraju nie odważono się znów otworzyć aż do rewolucji, czyli praktycznie przez prawie całe XVIII stulecie.