Krew na metkach. Prawdziwa cena twoich ubrań

Kiedy kupowałeś kolejny T-shirt lub spodnie, czy przeszło ci przez myśl, że być może uszyły go dzieci, pracujące za głodową stawkę w warunkach zagrażających życiu?
Krew na metkach. Prawdziwa cena twoich ubrań

Sandblasting, czyli piaskowanie, to jeden z najpopularniejszych zabiegów w branży tekstylnej. Wykorzystuje się go głównie przy produkcji jeansów, dzięki czemu powstaje ceniony przez konsumentów efekt „wytarcia” Przy pracy stosuje się wysokociśnieniowe pistolety, które rozpylają piasek bezpośrednio na materiał. W czasie piaskowania w powietrzu słabo wentylowanych pomieszczeń unosi się mnóstwo drobinek krzemionki. Nie pomagają prowizorycznie zawiązane na ustach chusty, jeśli w ogóle ktoś takie nosi. W efekcie pracownicy zapadają na krzemicę płuc – chorobę, na którą do dzisiaj nie wynaleziono lekarstwa, a która w skrajnych przypadkach prowadzi do śmierci.

W 2009 r. w Turcji zabroniono stosowania tej metody, co przyczyniło się do przeniesienia produkcji piaskowanego jeansu do innych krajów o słabszych mechanizmach kontroli, takich jak Chiny, Indie, Bangladesz czy Pakistan. Choć oficjalnie międzynarodowe marki deklarują, że nie stosują sandblastingu przy produkcji swoich spodni, organizacje pozarządowe co chwila ujawniają nowe przypadki, podobnie jak rosnącą liczbę zachorowań.

Krzemica płuc to i tak niewiele w porównaniu z cierpieniami, na jakie narażeni są pracownicy hal produkcyjnych w krajach Trzeciego Świata.

24 kwietnia 2013 r. na przedmieściach Dhaki, stolicy Bangladeszu, zawalił się budynek Rana Płaza. Mieściły się w nim zakłady odzieżowe i centrum handlowe. Ośmiokondygnacyjny pawilon złożył się jak domek z kart, grzebiąc pod gruzami ponad 1100 osób. Zanim doszło do katastrofy, robotnicy na próżno sygnalizowali, że w murach powstają pęknięcia. W gruzach znaleziono metki takich firm jak Primark, Saddlebred, Easy Care Oxford, Next, Tweeti.com, LcWaikiki, a nawet polskiej firmy Cropp. O korzystanie z niewolniczej pracy oskarżony został również największy producent odzieży na świecie: hiszpańska firma Inditex, do której należą takie marki jak Zara czy Massimo Dutti.

Przez chwilę zrobiło się głośno na temat skandalicznych warunków, w jakich pracują mieszkańcy Bangladeszu. W całym kraju w wielkich szwalniach produkujących ubrania dla międzynarodowych korporacji odzieżowych jest zatrudnionych prawie 4,5 mln ludzi. Często są wśród nich dzieci. Pracownicy nie skarżą się – nie chcą stracić jedynego źródła utrzymania. Pracują po kilkanaście godzin na dobę, bo wiedzą, że o tanią siłę roboczą nietrudno.

Bangladesz uchodzi dziś za potentata przemysłu tekstylnego. Ma ponad 5000 fabryk, głównie szwalni i garbarni, które szyją dla popularnych sieciówek. To imponujący wynik w stosunku do 2500 fabryk w Indonezji czy 2000 w Wietnamie. Coraz częściej przenoszą się tu nawet wytwórcy z Chin. Siła robocza w Bangladeszu jest tańsza niż w jakimkolwiek kraju Azji (płaca minimalna wynosi 38 dol. miesięcznie), a wyprodukowanie jednego T-shirtu kosztuje jedynie 20 groszy za sztukę. Jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że w przeciwieństwie do Chin czy Indii, Bangladesz korzysta z bezcłowego dostępu do Unii Europejskiej, nie dziwią prognozy, które przewidują, że w ciągu najbliższych 20 lat produkcja odzieży w tym kraju wzrośnie czterokrotnie.

Kto jeszcze wyzyskuje

Praca w warunkach zagrażających zdrowiu to grzech nie tylko branży tekstylnej. W 2013 r. organizacja Rainforest Rescue doniosła o niewolniczej pracy na plantacjach palm olejowych w Indonezji. Spółka Cargill, która pozyskuje olej palmowy od miejscowych rolników, sprzedaje go następnie koncernom takim jak Kellogg’s, Nestle czy Unilever. Okazało się, że ludzie pracujący na plantacjach byli oszukiwani przy wypłacie wynagrodzeń, a nawet bici za nieposłuszeństwo. Groźbami wymuszano na nich, by rozpylali szkodliwe herbicydy bez odzieży ochronnej i masek.

W ostatnich latach podobne przypadki odnotowano na plantacjach kakao, czekolady, orzeszków ziemnych, a także wśród producentów elektroniki. Wskazuje to, że z wyzyskiem powinny być kojarzone nie konkretne produkty, ale ubogie kraje, w których są wytwarzane. Niestety wiedzą o tym również duże firmy, które często na metkach zamiast kraju pochodzenia wpisują „zaprojektowano w Paryżu”.

 

Naturalna bawełna

Co jeszcze zagraża zdrowiu bangladeskich szwaczy i szwaczek? Równie niebezpieczne jak piasek stosowany w sandblastingu są sztuczne barwniki, którymi zabarwia się tkaniny. Powodują nie tylko obrzęki skóry, ale przyczyniają się również do zwiększenia zachorowań na nowotwory. Zabójcze chemikalia znajdują się już w tkaninach, które docierają do Bangladeszu. Pryska się nimi towar, by chronić go przed pleśnią i innymi grzybami. Łatwo więc wyobrazić sobie, jakie konsekwencje niesie ze sobą już samo przekładanie tych materiałów bez masek i rękawiczek.

Najgorzej sytuacja wygląda w przypadku bawełny. Na masową skalę produkuje się ją w Indiach. Niewiele osób zdaje sobie sprawę, że bawełniane produkty, tak ochoczo rekomendowane przez sprzedawców, bardzo szkodzą środowisku i ludziom. Żadna inna uprawa nie wymaga tylu środków chemicznych co bawełna. Pochłania 20 proc. globalnego zużycia pestycydów, z których większość jest w Europie zakazana. Aby wyprodukować jeden T-shirt, trzeba zużyć około 20 litrów wody, a wraz z nią do środowiska trafia średnio 20 proc. użytego do farbowania barwnika. W ten sposób rocznie przedostaje się do wód gruntowych ok. 40-50 tys. ton często żrących i rakotwórczych substancji.

Choć wiele firm zapewnia, że wytwarza bawełnę w sposób organiczny (obecnie 0,08 proc. ogólnej produkcji), nie oznacza to, że w dalszym etapie produkcji nie zostanie ona skażona. Wystarczy wspomnieć o dodawanych do tkanin sztucznych barwnikach, spośród których czerń jest kolorem wymagającym użycia największej ilości chemikaliów. Bawełna może być organiczna, ale barwniki już nie.

Etyczny łańcuch dostaw

Czy istnieje jakiś sposób na zmniejszenie wyzysku i upewnienie konsumentów, że sięgając w sklepie po koszulkę ulubionej firmy, nie przyczyniają się do pogłębiania ubóstwa mieszkańców drugiej części globu?

Teoretycznie ma temu służyć koncepcja społecznej odpowiedzialności biznesu (CSR), która opiera się na uwzględnieniu w działalności gospodarczej praw człowieka, godnego wynagrodzenia i poszanowania środowiska. Działanie zgodnie z postulatami CSR deklaruje wiele międzynarodowych koncernów.

Niestety różnica między deklaracjami a rzeczywistością zwiększa się wraz z liczbą kilometrów dzielących filie od głównej siedziby firmy – uważa dr Małgorzata Grącik-Zajaczkowski z Zakładu Bezpieczeństwa Międzynarodowego SGH, zajmująca się badaniem m.in. alternatywnych modeli handlu. „Centrala może żądać od swojego zagranicznego oddziału przede wszystkim wypracowania zysku, co powoduje, że kwestie CSR pozostają jedynie w sferze deklaracji”.

Globalne spodnie – etapy produkcji odzieży na przykładzie szwajcarskich jeansów.

  • Bawełna jest zbierana w Burkina Faso, Kazachstanie albo Indiach i wysyłana do Chin.
  • W Chinach przędzie się nici na szwajcarskich maszynach, a potem wysyła je na Filipiny.
  • Na Filipinach bawełna jest farbowana barwnikami indygo pochodzącymi z Niemiec albo ze Szwajcarii.
  • W Polsce tkany jest materiał przy użyciu szwajcarskich maszyn. Wszystkie elementy (metka z Francji , guziki z Włoch, materiał z Polski) są ponownie transportowane samolotem na Filipiny i zszywane.
  • Jeansy sprzedaje się w Szwajcarii.
  • Znoszone spodnie trafiają do organizacji zbierającej odzież używaną i są wysyłane do Afryki (np. do Ghany), gdzie nosi się je raz jeszcze.
 

Konkretną inicjatywą pomocową, która sprzyja zamienianiu ideałów CSR w rzeczywistość, jest działalność ruchu Sprawiedliwy Handel (Fair Trade). Zakłada on etyczną kooperację między biednymi plantatorami z Południa a konsumentami z Północy z wyeliminowaniem nieuczciwych pośredników. Ceny produktów oznaczonych logo fair trade są co najmniej o 20 proc. wyższe od swoich odpowiedników. Jednak kupując je, konsument może być przekonany, że zapewnia w ten sposób godziwe zarobki plantatorom i pracownikom z krajów Trzeciego Świata. To oczywiście w wielkim uproszczeniu – nadwyżka pokrywa m.in. koszty produkcji oraz premię, która jest wypłacana jako dodatek do ustalonej ceny.

Idea fair trade jest coraz popularniejsza i z biegiem lat zyskuje coraz większą rzeszę zwolenników. Globalny rynek „sprawiedliwych” produktów wart jest dziś ponad 7 mld dolarów i rośnie w tempie kilkunastu procent rocznie. Do 2020 r. będzie wart trzy razy tyle. Problem jednak w tym, że wbrew deklaracjom ruchu nie ma żadnej pewności, że jeśli zapłacimy 10 zł więcej za opakowanie np. kawy, owe pieniądze trafią wprost do rolnika.

Wątpliwości zgłasza prof. Victor V. Claar, ekonomista z Henderson State University. „Pomimo swoich wspaniałych intencji, jak również szczerych ofiar pieniężnych ponoszonych przez konsumentów przy wyborze droższej kawy, sprawiedliwy handel nie doprowadzi nigdy do długoterminowego wzbogacenia biednych. Zamiast tego tworzy dodatkową zachętę dla ubogich do pozostania przy pracy, która nigdy nie przyniesie większych zysków niż w tej chwili” – pisze w książce „Czy fair trade rzeczywiście zwalcza problem ubóstwa”

Raport brytyjskiego Instytutu Adama Smitha wykazuje, że w 2010 roku do producentów trafiło zaledwie 10 proc. nadwyżki wartości wytworzonych produktów. Reszta przeznaczona była m.in. na koszty transportu, marże sklepów, a także koszty zdobycia i utrzymania certyfikatów fair trade (!). „Problem polega na tym, że przeciętny konsument wprowadzany jest w błąd jeśli chodzi o skalę pomocy, jakiej udziela się za pośrednictwem systemu fair trade. Nie ma wystarczających informacji, w jaki sposób dokonuje się podziału dochodów w ramach fair trade, a więc jaką płacę otrzymują ostatecznie producenci i spółdzielnie fair trade” – mówi dr Małgorzata Grącik-Zajaczkowski.

O tym, że pojęcie biznesu i etyki da się jednak pogodzić, przekonany jest Michael Munger, profesor ekonomii z amerykańskiego Duke University w Karolinie Północnej. „Wielu producentów, którzy stawiają na jakość, jak choćby Google, Apple, Carmax lub Cisco, nie tylko nie wyzyskuje pracowników, ale wynagradza ich ponadprzeciętnie. Wierzę, że to właśnie jest klucz do sukcesu” – mówi „Focusowi”. To oczywiście prawda, wiadomo jednak, że wiele innych globalnych marek odniosło sukces, choć na przestrzeni lat wielokrotnie zarzucano im wyzysk pracowników Trzeciego Świata.

 

Niezwykle trudny jest również monitoring całego skomplikowanego łańcucha dostaw dla firm. Jeansy, o których była już mowa, zanim dotrą do klienta, okrążają Ziemię średnio 1,5 raza. Do ich wyrobu wykorzystuje się 18 składników z różnych części świata, m.in. bawełnę z Indii lub Mali, barwnik indy- go z Niemiec, miedź na guziki z Namibii, cynk do nitów z Australii, pumeks do przecierania z Turcji, czy zamki błyskawiczne z Japonii. Na każdym z tych etapów istnieje sieć zależności. Nawet jeśli główna firma zażąda egzekwowania pewnych standardów, nie ma pewności, że zachowają je pośrednicy. Nie da się całkowicie wyeliminować wyzysku, można starać się go maksymalnie ograniczyć. Najbardziej rażąca jest jednak hipokryzja bogatych państw Północy, które z jednej strony subsydiują kraje Trzeciego Świata, z drugiej bez skrupułów kontynuują politykę postkolonialnych zależności handlowych.

Certyfikaty, na które warto zwrócić uwagę:

Najbardziej rozpoznawalne certyfikaty na rynku odzieżowym, które gwarantują, że ubrania zostały uszyte i wyprodukowane w godziwych warunkach, bez narażania życia i zdrowia pracowników.

Global Organie Textile Standard – to najpopularniejszy w Europie certyfikat świadczący o tym, że dany produkt odzieżowy powstał z poszanowaniem środowiska. Odnosi się do produktów wykonanych z materiałów naturalnych. Znak GOTS świadczy o tym, że 95% produktu powstało z surowców naturalnych pochodzenia ekologicznego.

Fair Wear Foundation – holenderska firma powstała na skutek działań Clean Clothes Campaign. Znak ten nie jest certyfikatem, lecz raczej informacją o przynależności firmy do FWF. Firma, która staje się członkiem FWF, zobowiązana jest do stałego poprawiania warunków pracy we wszystkich fabrykach dla niej produkujących. Główny nacisk kładziony jest na przyzwoite wynagrodzenie pracowników. W przypadku wykrycia nieprawidłowości firma dostaje krótki czas na naprawę naruszeń, w przeciwnym wypadku zostaje wykreślona z listy członków.

Fair Trade – choć kojarzy się głównie z żywnością, ma swój odpowiednik dotyczący produkcji bawełny. W ramach tego systemu pośrednicy zobowiązani są do utrzymywania długookresowych relacji handlowych z producentami, udzielania im kredytów na preferencyjnych warunkach oraz corocznego wypłacania specjalnej premii społecznej. Rolników obowiązuje zaś zakaz stosowania genetycznie modyfikowanej bawełny oraz nakaz ograniczenia pestycydów do poziomu nieprowadzącego do degradacji czy pustynnienia gleby.

Ecolabel – Certyfikat Ecolabel nadawany jest wielu różnym “”f grupom produktów, takim jak sprzęt RTV i AGD, kosmetyki, środki czystości, a także tekstylia i odzież. Certyfikat zapewnia, że ilość substancji niebezpiecznych dla ludzi i środowiska w surowcu została ograniczona do minimum, jednak nie gwarantuje w pełni, że produkt powstał z surowców wyprodukowanych w ramach standardów rolnictwa ekologicznego.

Więcej:przemysł