Kryzys lepszy od viagry? To działa

Gdy spadają wskaźniki gospodarcze, rośnie wskaźnik urodzeń.
Kryzys lepszy od viagry? To działa

Nie czytać gazet, nie oglądać telewizji. Wyłączyć światło i zająć się tym, do czego nas natura stworzyła. Z badań wynika, że seks jest nie tylko najlepszą darmową rozrywką na czas ekonomicznego kryzysu, ale też świetnym sposobem na odstresowanie. A także poprawę wskaźników demograficznych, bo nasze atawistyczne geny właśnie w sytuacji zagrożenia każą nam zabierać się za przedłużanie gatunku. „Wszystko to prawda” – komentuje prof. Zbigniew Lew-Starowicz, seksuolog. „Pamiętajmy jednak o tym, że kryzys może też prowadzić do depresji, a ta zmniejsza zainteresowanie seksem”. Jak więc postępować, by w trudnych czasach mieć więcej przyjemności niż zmartwień?

Brytyjska agencja marketingowa YouGov pod koniec 2008 r., czyli w szczytowym momencie światowego kryzysu finansowego sprawdziła, jakim darmowym rozrywkom podczas kryzysu oddają się Brytyjczycy

Przepytano 2000 respondentów – najlepiej wypadli Szkoci: aż 43 proc. ankietowanych stwierdziło, że dysponując większą ilością wolnego czasu, przeznaczy go na seks. Mieszkańcy południowej Anglii byli o 9 punktów procentowych gorsi.

EWOLUCYJNY PROGRAM

Podobnie było z Amerykanami. Według miesięcznika „Forbes” 78 procent par badanych z okazji walentynek stwierdziło, że ówczesne problemy ekonomiczne nie wpłynęły na częstotliwość ich kontaktów seksualnych ani na skrócenie czasu przeznaczonego na intymne przyjemności. Potwierdzają to statystyki branży erotycznej w USA, która mimo kryzysu (a może właśnie z jego powodu) przeżywa rozkwit.

Także w Polsce, jak donosiła „Gazeta Prawna”, sprzedaż filmów erotycznych wzrosła o 20 proc. Podobnie sprzedaż prezerwatyw. Pokonać ekonomię seksem? Czemu nie! „Kryzys może pomóc tym parom, które są w sytuacji zagrożenia, ale nie straciły jeszcze dużo” – uważa prof. Lew-Starowicz. „Jeżeli są w udanym związku, mogą się konsolidować. Takie pary w obliczu zagrożenia jednoczą się w swojej prywatności”.

Socjologowie przypominają, że podobna sytuacja zaistniała w Polsce na początku lat 80., szczególnie w czasie stanu wojennego. Kryzys gospodarczy i niepewność jutra zaowocowały – paradoksalnie – nagłym wzrostem liczby urodzin dzieci. W latach 1981–1984 przychodziło ich na świat ponad 700 tys. rocznie. Na początku XXI w. – o połowę mniej.

„Dzieci stanu wojennego” wkroczyły w wiek rodzicielski i… same stanęły w obliczu ekonomicznego kryzysu 10 lat temu. Czy przekazane przez rodziców geny zmobilizowały je do działania, tak jak stało się to ponad ćwierć wieku temu?

Według psychologii ewolucyjnej w sytuacji niebezpieczeństwa program atawistyczny zapisany w naszych mózgach mówi nam: gatunek jest zagrożony, trzeba się mnożyć. Chociaż dziś nie ma mowy o fizycznym zagrożeniu – np. braku pożywienia – utrwalone przez tysiąclecia zachowania dają o sobie znać. Kiedyś ludzie rozmnażali się, gdyż większa liczba dzieci dawała szansę na przetrwanie przynajmniej jednego z nich, a tym samym na ocalenie puli genów ich rodziców. Dziś warunki są zupełnie inne, a jednak nasze mózgi reagują na zagrożenie podobnie jak 10 tysięcy lat temu.

Niestety – dla tracących pracę i pozycję menadżerów nie jest to dobra wiadomość. Ewolucyjne mechanizmy każą bowiem kobietom w takiej sytuacji szukać samców bardziej zaradnych. Dotychczasowy partner przestaje być dobrym obiektem do genetycznej inwestycji. Może więc warto spróbować z innym?

Liczby wizyt u psychoterapeutów i prawników z powodu zdrad małżeńskich rosną w czasach ekonomicznych kryzysów o 40 proc. Ale nie tylko panie są tu winne – statystyki wykazujące 30-procentowy wzrost liczby klientów agencji towarzyskich mówią same za siebie. „Zdrady małżeńskie mają miejsce szczególnie wtedy, gdy jedna ze stron w związku załamuje się” – mówi prof. Lew-Starowicz. „Wtedy naprawdę traci na atrakcyjności”.

 

KRYZYSOWA SEKSEKONOMIA

Kiedy partnera/partnerkę zaczyna dopadać związana z kryzysem depresja, nie ma sensu pogłębiać jej, siedząc przed telewizorem i oglądając wiadomości. Lepiej spędzić ten wieczór w łóżku. Korzyści z udanego seksu mogą być nie tylko psychologiczne, ale także całkiem wymierne. Aktywne życie seksualne pobudza wydzielanie hormonów i stabilizuje ich poziom we krwi. W rezultacie poprawia się cera, włosy i paznokcie. Polepsza się ukrwienie skóry, dzięki czemu staje się bardziej napięta. Wydzielanie się endorfin, hormonów szczęścia w mózgu, wprowadza w stan długotrwałego zadowolenia.

Przestają być potrzebne używki, słodycze, a także środki uspokajające. Złagodzenie napięć mięśniowych pozwala na lepszy dopływ krwi do mózgu, dzięki czemu ustępują uporczywe bóle głowy. Nie trzeba więc wydawać pieniędzy na tabletki. Tym bardziej że regularne współżycie uaktywnia też system odpornościowy, szczególnie w nocy, gdy działa najintensywniej. Pracują tu zwłaszcza nadnercza, wydzielając substancje przeciwzapalne.

Jeśli do tego dodamy, że wydzielające się podczas seksu feromony podnoszą seksualną atrakcyjność, a to ma niewątpliwy wpływ na samoocenę i pewność siebie – można powiedzieć, że natura sama zadbała, by przygotować nas na trudne czasy.