Ludzie do zabawy

Poniżani i wyśmiewani, zamykani w klatkach, z obrożą na szyi. Ich zadaniem było bawienie swoich właścicieli. Karły. Niewielu z nich wywalczyło sobie na europejskich dworach status człowieka
Ludzie do zabawy

Katarzyna Medycejska miała na ich punkcie obsesję. Na francuskim dworze kazała zbudować specjalną fosę, w której nagie karły zażywały kąpieli. Ten widok niezwykle ekscytował damy i towarzyszących im panów, karły chętnie bowiem oddawały się na oczach wszystkich wymyślnym pieszczotom. Królowa, nazywana po cichu „karlą fetyszystką”, liczyła, że pieszczoty nie skończą się tylko na przyjemnościach. Chciała, żeby karły rodziły karły i aby w ten sposób powstała nowa rasa małych ludzi.

WYPOSAŻENIE DWORU

Najprostsza definicja mówi, że karłowatość jest spowodowana zbyt małą ilością hormonu wzrostu w okresie rozwoju lub brakiem receptora dla tego hormonu w wątrobie. Znamy wiele rodzajów karłowatości. Nicolas Ferry, zwany Bébé, francuski karzeł króla Stanisława Leszczyńskiego, w wieku 20 lat miał zaledwie 81 cm wzrostu. Jan Jakubowski, słynny karzeł z petersburskiego dworu hrabiego Zubowa, jako 19-latek sięgał 88,5 cm. A Mynheer Wybrand Lolkes z Holandii mierzył zaledwie 63 cm. Niskorośli, nazywani potocznie karłami, na dawnych dworach byli nieodłącznym elementem… wyposażenia. Trzymani dla uciechy, mieli ten sam status, co zwierzęta, zamknięte w klatkach papugi, czarni niewolnicy, niepełnosprawni i chorzy psychicznie. Cesarz Domicjan nie obchodził się z nimi czule – ulubionego karła z premedytacją zranił. Utworzył też specjalny oddział małych gladiatorów. Damy oglądały ich zapasy, a następnie zabierały ich na swoje komnaty. W celu wiadomym.

Karły były ludzkimi zabawkami. „Nikt bowiem nie wątpił, że karzeł jest istotą pośrednią między człowiekiem a zwierzęciem domowym – pisał Maurice Druon w „Królach przeklętych” – zwierzęciem, bo można było włożyć nań obrożę, stroić niby tresowanego psiaka i kopać w pośladki; człowiekiem – bo mówi i chętnie się zgadza pełnić poniżającą rolę w zamian za płacę i wikt”. Karzeł stanowił niewątpliwie prezent najcenniejszy i bardziej gustowny niż niedźwiedź czy lew. W 1665 r. Anna Bawarska dostała w darze szlachcica Bonarowskiego – karzełka. Polak był dodatkiem do perskiego dywanu i biżuterii. Jan Klemens Branicki ukrywał swojego karła w torcie – w najmniej oczekiwanym momencie człowieczek wyskakiwał na stół i zabawiał damy grą na malutkich skrzypcach. Żyjący w XVII w. Jeffrey Hudson, pierwszy angielski karzełek, którego autentyczość jest potwierdzona, został wniesiony na stół Karola I w pasztecie. Prezencik wydostał się z niego w odpowiednim momencie i szczęśliwie został adoptowany przez królową.

Nie zawsze jednak małych ludzi traktowano w ten sposób. Status karłów był zależny od czasów i szerokości geograficznej. W Egipcie, gdzie wierzono w boga karła, mali ludzie mogli prowadzić normalne, pełnowartościowe życie. W Starym Państwie malutcy dorośli byli złotnikami i jubilerami, pracowali dla władców. Karzeł o imieniu Chnumhotep został nadzorcą garderoby kapłanów. Karierę na dworze Pepiego II zrobił Seneb. Był zarządcą tkactwa w pałacu i nadzorcą innych karłów, zajmował się również administracją Dolnego Egiptu. Jego żona o normalnych rozmiarach nosiła tytuł księżniczki.

DZIECI Z WAZONU

Kilkanaście wieków później na europejskich dworach karły miały służyć głównie zabawie i zostać najzwyklejszą „ludzką menażerią”. Prawdziwa moda na ich kolekcjonowanie pojawiła się w XVI w. i trwała prawie 200 lat. Władcy szukali niezwykłości. Karły były elementem większej układanki, która sprawiała, że dwór odznaczał się nieco dziwaczną wspaniałością. Robił przez to większe wrażenie na gościach. Z czasem więc karzełki stały się poszukiwanym towarem. Im były mniejsze, tym droższe i bardziej pożądane. W średniowieczu i jeszcze w renesansie szczególnym zainteresowaniem cieszyły się te mocno dotknięte przez los. Garbate, głuche, nieme, z licznymi defektami. Potem nastała moda na harmonijnie zbudowanych małych ludzi. Popyt zaś rodził podaż. Szybko więc szemrani handlarze zorientowali się, że wyszukiwanie karzełków i oferowanie ich na dworach może się bardzo opłacać. Niestety malutkich ludzi nie było zbyt wielu, zaczęto więc kombinować, jak „wyprodukować” tak pożądane przez bogaczy karliki. Niektórzy wierzyli, że aby niemowlęta przestały rosnąć, wystarczy podawać im w minimalnych ilościach jedzenie. Aby spowodować obkurcz stawów, owijali je mocno bandażami, każdego dnia podawali wódkę, kąpali w alkoholu. Wyjątkowo okrutne było zamykanie dzieci w specjalnych pojemnikach, które uniemożliwiały im wzrost. Metodę stosowano też w wariancie „ceramicznym”. Malutkie dziecko wtłaczane było do wazonu bez dna i pozostawało w nim przez kilka lat. Jedynie na noc pojemnik był kładziony, aby malec mógł spać. Po latach dziecko o kształcie wazonu sprzedawane było za spore pieniądze. Jednak najpopularniejszą metodą na dzieci karzełki było smarowanie im kręgosłupa maścią z kreta, nietoperzy i koszatki.

Odmienność, której szukali bogacze, przerażała prostych ludzi. W Rosji dzieci, które nie rosły, poddawano „kuracji chlebowej”. Karzełki zawijano w surowe ciasto i na szufli wsuwano do rozgrzanego pieca. Jak można się domyślić, nie przynosiło to zamierzonych efektów.

POMYSŁOWOŚĆ BEZ GRANIC

 

Los naturalnych niskorosłych, jak i specjalnie zniekształconych dzieci zmieniał się, choć raczej pozornie, z chwilą przybycia na dwór. Ubierani w piękne stroje, traktowani często jak żywe lalki, od tej pory mieli służyć zabawie, niekoniecznie wyrafinowanej. Rzadko ktoś zauważał, że myślą, czują i kochają tak samo jak ludzie normalnego wzrostu. W karlej obsesji celował dwór Katarzyny Medycejskiej. Oprócz „fosy miłości” karły miały do dyspozycji specjalne apartamenty, nauczycieli, medyków, szewców, praczki i krawca. Zabawki królowej matki nosiły podobnie jak ona futra i drogą biżuterię. Na dworze był nawet karzeł mnich. W archiwach Medyceuszy znajduje się wzmianka o uciechach, jakich dostarczył „pojedynek pomiędzy karłem a naprawdę dobrą małpą. Karzeł miał dwie rany, na ramionach i na dłoni, podczas gdy małpa pozostała na placu boju z bezwładnymi kończynami. Koniec końców małpa się poddała i błagała karła o litość. Ten zaś, nie rozumiejąc zwierzęcego języka, chwyciwszy małpę za nogi, walił jej głową o ziemię”.

Inne dokumenty wspominają o ośmieszających karły pojedynkach z indykami albo kolegami równie niskiego wzrostu. Na XVII-wiecznym dworze tureckiego sułtana „ludzka menażeria” żywiła się tym, co biesiadnicy rzucali z pańskiego stołu, zaś sam władca ochoczo rozdawał swoim karłom kopniaki i kuksańce.

Sam siebie przeszedł car Iwan V. Najpierw podczas godów swojej córki urządził karle wesele. Z całej Rosji ściągnął w tym celu 60 małych ludzi. Karle pary siedziały przy malutkich stolikach na środku sali, a goście weselni usadzeni byli przy stołach dookoła. Bogacze mieli szczególne upodobanie, podobnie jak na francuskim dworze, w podglądaniu karlich zalotów i pieszczot. Z równą fascynacją brali udział w karlich pogrzebach. 14 lat po weselu córki car Iwan zorganizował imponujący pochówek dla swojego ulubionego karzełka. Wszystko było tak jak trzeba, tyle że w innych rozmiarach. Dwunastu parom karłów towarzyszył specjalnie dobrany niewysoki pop, filigranowe damy dworu, zamiast koni wystąpiły kucyki, śpiewali mali chłopcy. Sam car szedł ze świtą na końcu konduktu, wieńcząc w ten sposób tę osobliwą uroczystość. Stypa, podobnie jak wesele przed laty, odbyła się przy miniaturowych mebelkach, zaś car i jego dwór bawili się znakomicie.

Także na dworze cara Piotra I w 1714 r. odbył się bal wydany w celu wyswatania wszystkich rosyjskich karłów. Na Kreml przybyło 93 malutkich ludzi, którzy popisywali się swoim kalectwem, chcąc zaskarbić sobie łaski arystokratów. Niestety pomysł nie wypalił, zawarty został tylko jeden ślub i to pomiędzy karłami, które długo się już znały. Odbyło się huczne wesele przy – rzecz jasna malutkich – stołach i wszystko by się dobrze skończyło, gdyby po dziewięciu miesiącach karliczka nie zmarła podczas porodu wraz z dzieckiem. Car zakazał wtedy karlich małżeństw, ucinając raz na zawsze ekstrawaganckie pomysły swego dworu.

WIELCY MALI LUDZIE

Nie każdy karzeł zgadzał się być częścią żywego gabinetu osobliwości. Na przykład Jan Krasowski, jak sam mawiał o sobie: kasztelanic podlaski, karzeł Katarzyny Medycejskiej.

Mały człowiek miał wielki rozum i niezwykłą inteligencję. To on został wysłany do Polski, aby przekonać szlachtę do wybrania na króla Henryka Walezego. Krasowski biegle posługiwał się francuskim, zaś korespondencję z Medyceuszką prowadził po włosku. Z pewnością nigdy nie trafił do przeznaczonej dla karłów „fosy miłości”. Pozostał za to jego wizerunek uwieczniony na gobelinie, który można dziś oglądać w galerii Uffizi we Florencji. Katarzyna Medycejska wspiera się na nim na ramieniu kształtnego karła, ubranego w dworskie szaty i ze szpadą u boku. Trudno sobie wyobrazić, jaką siłą charakteru musiał odznaczać się ten mały człowiek, skoro wypracował sobie taką pozycję na dworze. A przy okazji nie zginął, karły bywały bowiem bardzo zazdrosne o konkurencję i względy swoich panów.

XVIII wiek pozostawił pamiętniki dwóch wybitnych niskorosłych. Pierwszy z nich, urodzony w 1770 r. Jan Jakubowski, przeżył na dworze hrabiów Zubowów większość swego życia. Choć wiodło mu się lepiej niż innym karłom, to w czasie inwazji wojsk napoleońskich odczuł dotkliwie, że jest tylko zabawką. Przerzucany z miejsca na miejsce, został w końcu sam z woźnicą. Zapisał potem: „Bóg jeden wie, ileż to razy przeżywałem w życiu smutek i gorycz”.

Drugi, urodzony w 1739 r. Józef Boruwłaski, nazywany na dworze Joujou, należał do najsławniejszych niskorosłych wszystkich czasów. Jego rodzice mieli sześcioro dzieci, z których aż troje było karzełkami. Sam Józef odznaczał się już w dorosłym wieku bardzo ładnym wyglądem, był proporcjonalnie zbudowany, podobnie jak jego siostra karliczka Nasiusia. Pamiętniki Boruwłaskiego ukazują go jako człowieka wyjątkowo wrażliwego, uwięzionego w swoim malutkim ciele. Jako dwudziestolatek miał zaledwie 70 cm. Władał francuskim i niemieckim. Znał się na muzyce. Umiał grać na gitarze; ładnie tańczył; miał talent literacki. Jako ludzka zabawka przeżywał jednak tragedię. Tak wspominał swoją wizytę u Stanisława Leszczyńskiego: „Książę ten miał wówczas u siebie słynnego Bébé, który aż do owego czasu uważany był za jednego z najniezwyklejszych karłów (…) ale jego umysł i jego sposób myślenia znamionowały wszystkie wady, które nam się zazwyczaj przypisuje. (…) Podczas pierwszego spotkania okazał mi wiele życzliwości i czułości, lecz kiedy spostrzegł, że nad jego towarzystwo przedkładam rozmowę z ludźmi rozsądnymi, kiedy zwłaszcza zobaczył, że król znajduje przyjemność w moim towarzystwie, zapałał do mnie najgwałtowniejszą nienawiścią i zazdrością”.

Dalej Boruwłaski opisuje rozmowę z Leszczyńskim, po której monarcha tak zwrócił się do swojego karła. „Widzisz, Bébé, różnicę między Joujou a tobą: on jest miły, wesoły, umie zabawić i jest wykształcony, podczas gdy ty to tylko maszynka”. Mały Bébé tak zdenerwował się tymi słowami, że kiedy król wyszedł, postanowił wrzucić Boruwłaskiego do palącego się kominka. „Szczęśliwie zdołałem się uchwycić obiema rękami żelaznego zaszczepu, który przy kominku służy do zawieszania szufli i szczypiec, unicestwiając w ten sposób złe zamiary Bébé” – wspominał Boruwłaski.

Dorosły już Józef Boruwłaski był traktowany przez damy jak dziecko, pieściły go i przytulały do piersi, chętnie trzymały na kolanach, podczas gdy młody mężczyzna odczuwał jak najbardziej naturalne podniecenie. Dzięki pomocy przyjaciół z dość szemranego towarzystwa wdał się nawet w romans z pewną aktoreczką. On zakochany po uszy, ona żądna jedynie rozgłosu, zamieniła ich związek w farsę.

W końcu gdy Boruwłaski dobiegał czterdziestki, na dworze jego pani, miecznikowej Anny Humienieckiej, pojawiła się piętnastoletnia Izalina Barboutan, nowa panna do towarzystwa. I malutki mężczyzna – mierzył wtedy 99 cm – zakochał się ponownie bez pamięci w młodszej i normalnego wzrostu kobiecie. Pisał do niej piękne, pełne czułości listy. Nikt jednak nie traktował tego uczucia poważnie. Panienka go wyśmiała, miecznikowa zamknęła na kilka dni, aby uspokoił nieco swoje rozszalałe emocje. W końcu oddaliła Boruwłaskiego ze swego domu.

Izalina również stała się obiektem żartów, ponieważ związek z karłem wszystkim dokoła wydawał się niedorzeczny. Los karła odmienił się, kiedy w sprawę wmieszał się brat króla Kazimierz Poniatowski. Sam Stanisław August Poniatowski wyznaczył Boruwłaskiemu pensję 120 dukatów i dzięki pomocy protektorów w końcu doszło do ślubu. Izalina urodziła trzy zdrowe córeczki. Jednak życie Boruwłaskich nie było usiane różami. Jeździli po Europie, usiłując zarabiać na wyglądzie karzełka. Jak ten niezwykle wrażliwy człowiek musiał przeżywać występy na jarmarkach! Pieniędzy brakowało nieustannie. W końcu karzeł został na obczyźnie sam. Przyciśnięty biedą sprzedał jakiemuś amatorowi niezwykłości swój szkielet. Dożył 98 lat.

„Gdybym był zbudowany na kształt innych, utrzymywałbym się z własnej pracy, ale mój wzrost wykluczył mnie nieodwołalnie z kręgu społeczności; zdaje się, że wielu ludzi nie bierze nawet pod uwagę tego, że jestem człowiekiem, tego, że jestem człowiekiem uczciwym, tego, że jestem człowiekiem wrażliwym” – zapisał w pamiętniku.

GENERAŁ PALUSZEK

 

I choć moda na karły skończyła się po dwóch wiekach, świat jeszcze na chwilę ogarnęła fascynacja odmiennością tego rodzaju. W 1863 r. Ameryka żyła ślubem 84-centymetrowego Charlesa Sherwooda Strattona z równie malutką Lavinią Warren. Kiedy Stratton był dzieckiem, daleki krewny nauczył go śpiewu, tańca, nieco mimiki i chłopak zaczął robić karierę na scenie. Obrał pseudonim Generał Tomcio Paluch. Najczęściej grywał postaci Kupidyna, Napoleona Bonapartego albo dla śmiechu – Herkulesa. Już w wieku 10 lat był gościem Izabeli Hiszpańskiej, królowej Wiktorii, a także króla Francji. W dniu ślubu przyjął go w Białym Domu prezydent Lincoln. Przysięgę małżeńską obserwowało 2 tysiące gości. Nad wszystkim czuwał przedsiębiorczy krewny, który pełnił również rolę menedżera. Wspólnie z parą karzełków wpadli na pomysł, że dodatkową popularność zapewniłoby im dziecko. Ponieważ Paluszkowie nie mogli mieć dzieci, zaadoptowali malucha z sierocińca. Niestety, dziecko zaczęło rosnąć, a to już nie było dobre dla interesu. Paluszkowie postanowili więc, że w każdym kraju będą pokazywać się z innym niemowlakiem. Jak to prosto określiła Lavinia: w Niemczech niemieckie dziecko, w Anglii angielskie, we Francji francuskie. To zgodnie z przewidywaniami ponownie nakręciło zainteresowanie. Tłumy uwielbiały Paluszków. Kariera Generała Tomcia została jednak nieoczekiwanie przerwana. W wieku 45 lat zmarł na udar mózgu. Na jego pogrzeb stawiło się 10 tysięcy osób. Był ostatnią „żywą zabawką”, w równym stopniu hołubioną, co traktowaną jak żywa lalka.