Made in Kopernik

Nie wszystko w warszawskim centrum nauki powstało w zagranicznych firmach. Blisko 40 eksponatów wykonali nasi specjaliści

Nie sposób precyzyjnie określić, ile czasu potrzeba na stworzenie eksponatu – od pomysłu do udostępnienia zwiedziającym. „Niemal wszystko, co robimy, to prototypy, więc zdarza się, że coś nie działa tak, jak przewiduje projekt, albo całość nie dość jasno pokazuje prezentowane zjawisko” – tłumaczy Borys Zieleniak, szef warsztatu Centrum Nauki Kopernik. Wtedy trzeba szukać pomysłów, próbować, sprawdzać. Pierwszy etap to sam pomysł, czasem szkice czy wstępny projekt. Taki materiał trafia do piątki konstruktorów: dwóch inżynierów elektroników i trzech mechaników. Przygotowują oni szczegółowy projekt i odsyłają pomysłodawcom do konsultacji. Jeśli wszystko jest w porządku, zaczyna się tworzenie projektu wykonawczego. Dopiero po jego ukończeniu do akcji wkraczają wykonawcy: stolarz, tokarz-frezer i ich pomocnicy. Wszyscy muszą mieć głowy pełne pomysłów, bo zdarzają się różne niespodzianki. „Kiedy robiliśmy eksponat z zjeżdżającymi kulami, konieczne było wybranie idealnie wyważonych kul. Myśleliśmy, że takie będą bilardowe, ale się nie sprawdziły. W końcu ktoś zaproponował kulki z tworzywa, używane do łożysk w przemyśle spożywczym” – opowiada Borys Zieleniak. Warsztat zajmuje 500 m kw. w budynku CN Kopernik. Na powierzchni tej mieszczą się: stolarnia, hala obrabiarek, spawalnia-szlifiernia, warsztat elektroniczny i pracownia montażowa. Eksponaty, które stąd wychodzą, muszą być bezpieczne i wytrzymałe. Dotychczasowe doświadczenia pokazują, że praktycznie każdą rzecz da się zepsuć, ale awaryjność eksponatów pochodzących z warsztatu Kopernika jest taka sama, jak tych przygotowanych przez zagraniczne firmy. „To sukces, bo te firmy mają wieloletnie doświadczenie. Przy nich jesteśmy debiutantami” – zaznacza szef warsztatu.

Rozety

(galeria „Korzenie cywilizacji”)

Urządzenie automatycznie rysuje na ekranie tzw. krzywe Moritza, korzystając z równania matematycznego. Są w nim wartości, które zwiedzający może sam podstawić – od tego zależy kształt jego rozety, „koronki” czy rozgwiazdy.

Wahadło Foucaulta

(niedaleko głównego wejścia)

Kula o wadze 242 kg wisząca na linie długości 15,5 m ilustruje tzw. efekt Coriolisa – wynikające z ruchu obrotowego Ziemi odchylenie kierunku poruszania się spadających wolno ciał. Jedno wahnięcie ma amplitudę 2,1 m i trwa osiem sekund. Obszar, po którym porusza się wahadło, otaczają ustawione pionowo pałki. Kula po kolei je przewraca w miarę obracania się Ziemi. Pełny obrót wahadła na naszej szerokości geograficznej zajmuje ok. 30 godzin.

Mozaika rzymska zbudowana jest z pikseli

galeria „Korzenie cywilizacji”

W skrzyni przykrytej szkłem znajdują się fragmenty mozaiki umieszczone na obrotowych graniastosłupach; można obejrzeć mniejszą lub większą jej część. Zwiedzający ma tak ułożyć kolorowe kostki, żeby odtwarzały wzorzec. Na tej samej zasadzie powstaje obraz na współczesnych monitorach czy wyświetlaczach – tyle że zamiast elementów mozaiki mamy piksele.

Camera lucida

galeria „Korzenie cywilizacji”

To pryzmat, który rzutuje na papier pozorny obraz twarzy osoby siedzącej w kabinie. Druga osoba może odrysować ten obraz na papierze, tworząc całkiem udany portret – nawet, jeśli ma więcej niż skromne zdolności artystyczne.

Kalejdoskop XX wieku

galeria „Korzenie cywilizacji”

W szklanej klatce zamknięty został przedmiot. W każdą z jej ścian wmontowano różne elementy optyczne: szkła pomniejszające, szkła dające efekt zwielokrotnienia albo ruchu. Zwiedzający ogląda przedmiot i zależnie od tego, przez który element patrzy, za każdym razem widzi inny obraz: ta sama rzecz może być powiększona, innym razem rozmyta albo „pocięta” na przesunięte względem siebie pasy.

Skakanie oraz Gibkość

galeria „Człowiek i środowisko”

Te dwa eksponaty dają zwiedzającym szansę sprawdzenia swej sprawności  fizycznej i porównania jej z osiągnięciami różnych zwierząt. Platforma do skakania mierzy, przez jaki czas nogi były oderwane od podłoża, a potem wylicza wysokość skoku i zestawia ją z rekordami pchły czy kangura. Z kolei gibkość testujemy na siedzisku, które pozwala wykonać skłon bez uginania kolan – tu mierzona jest odległość, na jaką uda się nam sięgnąć rękami.