Na cztery łapy

Palą zazwyczaj więcej, ale jazda samochodami z napędem na wszystkie koła jest bezpieczniejsza, pewniejsza i bardziej dynamiczna. A jak się zjedzie poza utarte twarde szlaki, auta AWD lub 4×4 zamieniają się w niepokonane krążowniki bezdroży.

Historia napędzania  wszystkich kół w samochodach osobowych zaczyna się od Ferdynanda Porsche. Genialny konstruktor na przełomie XIX i XX w. w prototypie dla firmy Lohner zamontował CZTERY silniki elektryczne bezpośrednio w kołach. Auto – dzięki temu rozwiązaniu – jeździło szybciej niż konkurenci. Rozpędzało się do 60 km/godz.! W roku 1905 pobiło austriacki rekord prędkości. Mniej więcej w tym samym czasie spece z Mercedesa zastosowali mechaniczny napęd obu osi. Chcieli, by ich auta sportowe były szybsze przy starcie. Tak pozostało do dzisiaj. Wprawdzie wyczynowe wyścigówki mają zazwyczaj tylko jedną napędzaną oś (dzięki czemu są lżejsze, więc szybsze), ale auta rajdowe wygrywają właśnie tym, że moc trafia do każdego koła. Spotyka się rajdówki z napędem jednej osi, ale te – zwłaszcza na śliskim – nie mają szans.   

Co oznaczają skróty AWD lub 4×4? Czy można ich używać zamiennie? Nie, bo odnoszą się do konkretnych rozwiązań technicznych. Układy 4×4 to stały napęd na obie osie. „Konie i niutonometry” są wyprowadzane z silnika i skrzyni biegów poprzez wał napędowy, który przekazuje je na tylny dyferencjał-mechanizm różnicowy (stamtąd, przez półosie moc trafia na koła). Po drodze jest jeszcze skrzynia rozdzielcza najczęściej z reduktorem (żeby „podać” napęd na przód i wykorzystać inne przełożenia w terenie). Układ 4×4 miał początkowo (kilkadziesiąt lat temu) pewne ograniczenia. Wystarczyło na przykład, żeby jedno z kół zostało zablokowane (np. w błocie), żeby samochód nie mógł już jechać dalej. Po drugie nie można było jeździć po asfalcie z  napędem wszystkich kół, bo to obciążało układ przeniesienia napędu. Problem rozwiązano w ten sposób, że pomiędzy osie dołożono jeszcze jeden dyferencjał „centralny”. Dlatego Jeep Wrangler czy Land Rover Defender mogą  dziś spokojnie jeździć po twardym.

Jeśli samochód  nie musi pokonywać błota czy pustyni, lepszy jest AWD – napęd, w  którym podział momentu na koła następuje dynamicznie, w zależności od warunków jazdy. Przy normalnej jeździe (gdy przyczepność jest dobra), napęd trafia na jedną oś. Gdy elektroniczne czujniki (bądź sprzęgło lepkościowe) wyczują poślizg jednego z kół, nastąpi samoczynne dołączenie napędu do drugiej osi. Taki patent ma np. Fiat Freemont AWD. Najnowszy wan włoskiego koncernu nie boi się złych dróg. Sprawia to właśnie aktywny napęd AWD „on demand” (na żądanie), który daje temu samochodowi maksimum trakcji w każdych warunkach. Napęd dołącza się praktycznie niezauważalnie, bez szarpnięć i hałasów. Podobne rozwiązanie stosuje w swoich autach również Subaru. Japońska firma chwali się swoim SAWD – napędem tzw. symetrycznym. Co to znaczy? Moment na poszczególne osie trafia rozdzielony dokładnie na połowę. Innymi słowy, auto prowadzi się jak tramwaj. Francuzi z Citroëna wymyślili, że napęd AWD można rozwiązać jeszcze inaczej. Wystarczy posłużyć się zapomnianym pomysłem Porsche i w każdym kole zamontować mocny motor elektryczny. Resztę – utrzymanie samochodu na właściwym torze jazdy – za kierowcę zrobi komputer…