Zjawisko dewastacji ortografii (i nierzadko interpunkcji) zaobserwował z pewnością każdy, kto spędził w mediach społecznościowych dłużej niż kilka dni.
Rozpoznanie zagrożenia to jedno, ale pozostaje pytanie o jego przyczynę. Czy rzeczywiście w dobie smartfonów, “emotek” i social media jesteśmy skazani na powrót do pisma obrazkowego?
– Wnioski z przeprowadzonego badania powinny posłużyć do szerokiej dyskusji na temat przyszłości polszczyzny nie tylko w Internecie, lecz także w mowie, ponieważ nawyki z rzeczywistości wirtualnej coraz częściej przenikają do życia codziennego – ocenia Krzysztof Kacprzykowski z portalu Polszczyzna.pl.
Gdybyśmy mówili o błędach językowych jak o chorobie, to największym jej rozsadnikiem jest Facebook. To tutaj autorzy raportu wykopali około 40,2% wszystkich błędów. Kolejny w zestawieniu jest YouTube, gdzie autorzy komentarzy włączają się w torturowanie polszczyzny na poziomie 20,8%, a następne są fora internetowe, gdzie według badaczy generowane jest około 10,8% błędów językowych polskiego internetu.
Autorzy spekulują, że może to wynikać z wewnętrznych regulaminów takich miejsc. Możliwe także, że komunikacja w takich miejscach sieci odbywa się na innych zasadach niż w mediach społecznościowych: jest wolniejsza, użytkownicy sami redagują swoje posty i sczytują je przed publikacją.
Na Facebooku czy YouTube często piszemy pod wpływem chwili i w emocjach staramy się jak najszybciej odpowiedzieć, zapominając o zasadach językowych. Mikroblogi i fotoblogi, czyli Twitter i Instagram, uplasowały się na czwartym miejscu mając współczynnik generowania błędów na poziomie 9,8%. Wreszcie na końcu listy pojawiły się informacje redagowane przez publicystów i dziennikarzy – to około 3.1%. To niewiele, jednak w przypadku tych konkretnych profesji nie powinno mieć zupełnie miejsca. Z drugiej strony redakcje ścigające się o „kliki” użytkowników często rezygnują z działów korekty, lub nie mają ich od początku działalności, nastawiając się na produkcje treści, które najwyżej „poprawi się w praniu”.
Interesujące jest to, że mnóstwo kłopotów sprawia nam pisownia słów, których używamy w mowie codziennie.
„Na pierwszym i drugim miejscu znalazła się para na pewno (15,03%) i naprawdę (9,52%)” – czytamy w raporcie – „Wyniki badań potwierdziły, że Polacy nie znają zasad pisowni łącznej i rozłącznej. Na czwartym miejscu pojawiły się błędy w zapisie wyrażenia w ogóle. Oprócz tego, że internauci zapisują je przez u, stosują też pisownię łączną (8,45%). Na razie (8,34%), poza tym (4,44%), na co dzień (3,76%) i nie wiem (2,79%) – wyrażenia te notorycznie zapisywane są łącznie.
Kolejne miejsca zajęły błędy w wyrazach mój (pisane przez u), wziąć (zapisywane uporczywie jako wziąść), à propos (zniekształcone na apropo/a propo), co najmniej (pisane łącznie), sprzed (zniekształcone na z przed), naprzeciwko (zapisane rozdzielnie), już (pisane przez sz).”
Niestety kłopotów z językiem mamy znacznie więcej. Lubimy używać pleonazmów („masło maślane”), mamy kłopoty ze związkami frazeologicznymi, fleksja dla wielu z nas jest czarną magią.
„Czasownikiem, którego bezokolicznik jest wciąż podawany w niewłaściwej formie, jest wziąć. Błędny zapis, czyli wziąść, stanowi 44,12% wszystkich wynotowanych błędów” – piszą autorzy raportu.
Jak poprawić swój język, skoro przecież większość z nas nie ma czasu na korepetycje, powrót do szkoły i ponowną naukę? Odpowiedzią są książki, szczególnie te, które zostały uznane za kanon literatury. Ich tłumaczenia są starannie sprawdzane, a kolejne wydania poprawiane. Czytając wbijamy sobie podświadomie do głów odpowiednie wzorce konstruowania zdań i korzystania z języka. Nie możemy zagwarantować, że z „365 dni” wyniesiecie dobrą lekcję, ale już z książek naszych felietonistów: Łukasza Orbitowskiego oraz Jakuba Żulczyka – zdecydowanie tak!
Raport został przygotowany dla sklepu Nadwyraz.com oraz portalu Polszczyzna.pl w oparciu o dane zebrane od początku stycznia do końca grudnia 2018 roku.
Pełną listę błędów znajdziesz tutaj.