W bezpośrednim otoczeniu Ziemi naukowcy odkrywają już obiekty o średnicy kilkudziesięciu centymetrów. Takie obiekty zwykle dostrzegane są zaledwie kilka godzin przed wejściem w ziemską atmosferę. Nieco dalej aktualnie obserwuje się planetoidy zbliżające się do Ziemi o rozmiarach rzędu kilkudziesięciu metrów. Teoretycznie jest to zakres całkowicie wystarczający, bowiem obiekty, które zagrażałyby istnieniu życia na Ziemi, musiałyby mieć co najmniej kilka kilometrów średnicy. Takie obiekty uderzają w Ziemię raz na kilkaset milionów lat. Możemy zatem być spokojni, że raczej za naszego życia do takiego zdarzenia nie dojdzie.
Większość planetoid w Układzie Słonecznym znajduje się jednak w tzw. Pasie Głównym rozciągającym się między orbitami Marsa i Jowisza. Tak daleko jednak zwykle dostrzegamy obiekty o średnicy mierzonej w kilometrach. Tak przynajmniej było do teraz. Warto jednak pamiętać, że to tam znajduje się niezliczona grupa obiektów o średnicach mierzonych w dziesiątkach metrów, które wskutek interakcji grawitacyjnych mogą być wyrzucane do wnętrza układu planetarnego i stawać się planetoidami zbliżającymi się do Ziemi. Obiekty takie nie zagrażają ludzkości jako całości, ale jednocześnie są w stanie spowodować spore zamieszanie. Wystarczy tutaj przypomnieć wejście 20-metrowej planetoidy w atmosferę Ziemi nad Czelabińskiem w 2013 roku.
Czytaj także: Planetoida-bliźniaczka zbliżyła się do Ziemi. Naukowcy zaskoczeni
Problem w tym, że planetoidy o rozmiarach dziesiątek metrów były dotychczas poza zasięgiem naukowców badających Pas Planetoid. Szkoda, bowiem nowe informacje o populacji takich obiektów mogłyby rzucić nowe światło na populację takich obiektów w otoczeniu Ziemi. Teraz jednak wszystko się zmieni, bowiem naukowcy z MIT poinformowali właśnie o opracowaniu metody pozwalającej na badanie planetoid o średnicy nawet 10 metrów, a znajdujących się wciąż w Pasie Głównym.
Warto tutaj podkreślić, że owa metoda pojawiła się niejako jako skutek uboczny projektu mającego na celu badanie planet należących do oddalonego od nas o 40 lat świetlnych układu planetarnego TRAPPIST-1. Starając się przyjrzeć atmosferom tych planet, naukowcy musieli wykonywać tysiące zdjęć, na których bezustannie pojawiał się szum, za którego część odpowiadały właśnie małe planetoidy.
Naukowcy postanowili sprawdzić, czy analizując takie dane obserwacyjne, będą w stanie przyjrzeć się dokładniej planetoidom.
Najpierw badacze przetestowali swój pomysł na danych z przeglądu nieba SPECULOOS oraz z teleskopu na Antarktydzie. Już te testy potwierdziły, że badacze są w stanie zidentyfikować liczne planetoidy, których wcześniej nie obserwowano.
Czytaj także: Kolejne kosmiczne odwiedziny. Planetoida o rozmiarach samochodu przeleciała w pobliżu Ziemi
Nic zatem dziwnego, że naukowcy postanowili tę samą metodę zastosować na danych z Kosmicznego Teleskopu Jamesa Webba. Nadzieje były ogromne, bowiem JWST obserwuje niebo w zakresie promieniowania podczerwonego, a to właśnie w tym zakresie najwyraźniej widoczne są planetoidy w Pasie Głównym.
Analiza dziesięciu tysięcy zdjęć układu TRAPPIST-1 wykonanych przez JWST potwierdziła przypuszczenia badaczy. W danych udało się odkryć 8 już znanych planetoid i aż 138 planetoid wcześniej nieobserwowanych. Co ważne, większość z nich ma średnice zaledwie kilkudziesięciu metrów. Tym samym są to automatycznie najmniejsze spośród wszystkich dotąd znanych obiektów Pasa Głównego.