Największe ładunki nuklearne Rosjanie testowali na Nowej Ziemi

Siła wybuchów atomowych na radzieckim poligonie na Nowej Ziemi ponad sto trzydzieści razy przekroczyła sumę wszystkich wybuchów podczas II wojny światowej! Kreml nie liczył się ani z ludźmi, ani z przyrodniczymi konsekwencjami,

Koniec II wojny światowej. Plany niedawnych sojuszników – ZSRR i Zachodu – są nie do pogodzenia. Koalicja antyhitlerowska rozpada się, stosunki ulegają ochłodzeniu. Zaczyna się wyścig zbrojeń, w którym najmocniejszą kartą jest posiadanie broni atomowej. Amerykanie już ją mają i zastosowali, Rosjanie nie chcą pozostać w tyle. Pragną być liderami.

ZA MAŁY POLIGON

Na początku wydawało się, że wybrali dobre miejsce. Zdecydował o tym Ławrientij Beria, który jako szef NKWD uznał, że prawie 20 tysięcy km kw. stepu położonego w Kazachstanie nie powinno być zamieszkane. Do najbliższej miejscowości – Semipałatyńska było około 150 km. Bombę nazwano „Pierwsza błyskawica”. Odpalono ją w sierpniu 1949 roku i efekty przerosły oczekiwania samego Berii. Ustawiony do sprawdzenia jej działania wojskowy sprzęt uległ zupełnemu zniszczeniu! Nie przetrwało też ponad tysiąc różnych zwierząt umieszczonych w obszarze rażenia. Skażeniu uległy zamieszkałe osiedla, położone na północny wschód od eksplozji. Dla Berii nie miało to wielkiego znaczenia: najważniejsza była siła rażenia – nie ludzie. Kolejne próby wykazały, że atomowy poligon w Kazachstanie miał istotne ograniczenie – jego rozmiar nie przystawał do ambitnych planów. Trzeba było poszukać znacznie bardziej bezludnego miejsca. Wybór padł na Nową Ziemię.

Leżący pomiędzy morzami Barentsa i Karskim archipelag składa się z dwóch wielkich wysp – północnej i południowej, ciągnących się południkowo na długości około 800 km. Rozdziela je wąska cieśnina Matoczkin Szar. Wielkie obszary wyspy północnej pokrywają lodowce. Temperatura spa-da tam zimą poniżej minus 30 st. C. Krańce południowej są znacznie cieplejsze dzięki morskiemu prądowi.

31 lipca 1954 r. postanowieniem rządu ZSRR utworzono tam atomowy poligon. Nazywano go „obiektem nr 700”. Rosjanie zamierzali przygotować go do pierwszej próby w ciągu roku. Dla zmylenia obcych wywiadów operację określano kryptonimem „Amderma”. Owa Amderma istniała naprawdę i była niewielką osadą, tyle że położoną 350 km dalej, po drugiej stronie morza.

KŁOPOT Z NIEŃCAMI

Na Nowej Ziemi pojawiła się „speckomisja” z Moskwy i wyznaczyła obszar pierwszych testów jądrowych: zatokę Czornaja Guba. Problem stanowili mieszkańcy – plemiona żyjących tam od wieków Nieńców. Beria nie zawracałby sobie nimi głowy, ale w 1954 r. już nie żył, a figury na szczytach radzieckiej władzy zostały przestawione. Zapadła decyzja, że Nienców należy z archipelagu wysiedlić. Najlepiej gdyby przekonał ich do tego człowiek, który od dziesięcioleci miał wśród nich największy posłuch – Tyko Wyłka.

Był Nieńcem. Urodził się w 1886 r. na Nowej Ziemi i stał się z czasem jej najlepszym znawcą. W 1909 r., uczestnicząc w ekspedycji słynnego geologa Włodzimierza Rusanowa, nakreślił mapę archipelagu. W Rosji znany był przede wszystkim ze swoich prac malarskich.

 

W 1925 r. Nieńcy z Nowej Ziemi wybrali go na przewodniczącego swej Rady. Tytułowali Prezydentem. Był nim wciąż w 1955 r., kiedy Moskwa poinformowała go o zamierzeniach wobec archipelagu. Jak pisze Aleksiej Suchanowski, autor biografii Wyłki, po rozmowach wspominał: „Mnie w Moskwie wielcy ludzie przekonywali do oddania naszej ziemi po to, aby wojny na świecie nie było… Tak ich zrozumiałem – taka wojna to śmierć dla wszystkich”. Jednak Wyłka przeczuwał, co się stanie z archipelagiem. Wiedział też, że jakikolwiek sprzeciw pogorszy ich sytuację. Zamiast buntować się, przyjął postawę dobrego gospodarza i robił wszystko, by jego ludzie ucierpieli jak najmniej podczas wysiedlania. Helikoptery Mi-4 wylądowały bez zapowiedzi w 11 osadach i od razu przewieziono Nieńców do prowizorycznie wybudowanej osady (Lagiernoje na północnym wybrzeżu cieśniny Matoczkin Szar).

JESIENNA BOMBKA

Nadszedł wrzesień 1955 r. Ten pierwszy wybuch nie miał być wielki. Zaplanowano jego siłę na 3,5 kt (czyli czterokrotnie mniej niż osiągnął „Little boy” zrzucony przez Amerykanów na Hiroszimę). Otrzymał też odpowiedni, kolejny numer radzieckich prób jądrowych – 22. Tym razem wojskowi postanowili sprawdzić skutki rażenia torpedy uzbrojonej w głowicę jądrową. 21 września zawieszono ją na głębokości 12 m pod trałowcem zakotwiczonym w zatoce Czornaja Guba. Dookoła w promieniu 3 km rozstawiono cele uderzenia – m.in. okręty z psami, kozami, owcami. Nad trałowcem krążył samolot z ekipą filmową dokumentującą wybuch. W dole panował niezachwiany niczym spokój, kiedy operator otrzymał wiadomość: „Odpalenie za 20 sekund. Przygotuj się”.  Wspominał potem: „Gdybym powiedział, że nie było to dla mnie straszne, to bym skłamał”. 

Wybuch uruchomiono sygnałem radiowym. W miejscu trałowca z torpedą wzniósł się potężny słup wody. Zamarł, na jego wierzchołku utworzył się grzyb i podzielił się na niewielkie obłoki radioaktywnego pyłu. Słup wody spłynął w dół i na powierzchni morza powstała potężna fala. Zatopiła niszczycielce zakotwiczony 300 m dalej. Pozostałe jednostki, wśród nich zanurzone łodzie podwodne, przetrzymały uderzenie, ale doznały licznych uszkodzeń. Raport doniósł także lakonicznie: 6 psów zatonęło, 11 miało I i II stopień choroby popromiennej, 1 pies – III stopień.

Najbliżsi ludzie – ekipa kontradmirała Jewgienija Szitikowa – znajdowali się w odległości 7 km. Bali się choroby popromiennej? Szitikow wspomina, że otrzymał dawkę zaledwie 2,5 rtg. To był przecież niewielki wybuch.

Odpalenie torpedy w 1955 r. było czymś w rodzaju przecięcia wstęgi na otwarcie poligonu. Nadal panował tam budowlany i organizacyjny rozgardiasz. A w osiedlu Lagiernoje Nieńcy siedzieli na walizkach, niecierpliwie oczekując na wiadomość o kolejnym przesiedleniu. Mijały tygodnie i nic się w ich sytuacji nie zmieniało. Wszystkie zamierzenia dotyczące archipelagu spowijała mgła tajemnicy.

NOWE CZASY, STARE GRZECHY

W lutym 1956 r., na XX Zjeździe KPZR, pierwszy sekretarz Nikita Chruszczow oficjalnie potępił kult stali-nowski. Wystąpił nawet z propozycją pokojowej koegzystencji na świecie. Moskwa nie miała jednak zamiaru zrezygnować z nuklearnych prób! W marcu 1956 r. Komitet Centralny oraz Rada Ministrów wydały postanowienie (nr 357–228) rozszerzające obszar i zakres eksperymentów rozpoczętych na Nowej Ziemi. Kolejną eksplozję planowano przeprowadzić w atmosferze. Epicentrum znajdowało się nad półwyspem Suchoj Nos – u południowych krańców północnej wyspy. Zaledwie 55 km dalej Nieńcy czekali na wyjazd w osadzie Lagiernoje… Do przygotowania nowego obszaru poligonu skierowano 1500 osób. Zaplanowano zbudowanie ponad 300 obiektów, więc harmonogram pękał w szwach. Stawało się coraz bardziej oczywiste, że kolejną eksplozję trzeba będzie odłożyć o rok. Wiosną 1957 r. rozpoczęto w końcu wysiedlanie Nieńców. Rdzenni mieszkańcy archipelagu stłoczyli się w Murmańsku na kolejnej kwarantannie i próbowali przystosować się do miejskiego życia. Alkoholizm i cywilizacyjne choroby zaczęły zbierać wśród nich żniwo. Tymczasem archipelag tętnił życiem – kiedy na południu trwały intensywne przygotowania do kolejnego atomowego pokazu, na północy wylądowała ekspedycja o odmiennych, pokojowych zamiarach…

BADANIA W CIENIU GRZYBA

Zaczęło się od prywatnego spotkania w domu amerykańskiego fizyka i badacza kosmosu Jamesa Van Allena, podczas którego rozwinęła się interesująca dyskusja. Zbliżało się kolejne maksimum aktywności słonecznej i ktoś rzucił pomysł, że warto zorganizować skoordynowane międzynarodowe badania. Wystarczyło kilka miesięcy, by ta idea przybrała realne kształty. Została nazwana Międzynarodowym Rokiem Geofizycznym. Od 1957 r., praktycznie przez dwa lata, 67 krajów zamierzało prowadzić badania środowiska ziemskiego na ponad 2000 stacji badawczych. 16 lipca jedna z takich radzieckich ekspedycji wylądowała w zatoce Ruskaja Gawań położonej u czoła Lodowca Szokalskiego na północy archipelagu. Glacjolodzy założyli bazę i rozpoczęli przygotowania do badań na lodowcu. Ale w tym czasie na południu archipelagu trwały już intensywne przygotowania do kolejnych prób jądrowych! Na brzegu zatoki Czornaja Guba przeprowadzono test z wybuchem na-ziemnym o mocy 32 kt. Skażona została gleba, wody zatoki, a opad radioaktywny zanotowano nawet w odległości 1500 km. Później nad półwyspem Suchoj Nos, na wysokości 2000 m eksplodowały dwie termojądrowe bomby, każda o mocy kilku megaton. Wprawdzie Kreml zaproponował USA zaprzestanie wszelkich doświadczeń z bronią jądrową, ale Waszyngton uznał to posunięcie za czysty chwyt propagandowy i odmówił. W odpowiedzi Rosjanie do końca roku przeprowadzili na Nowej Ziemi aż 24 wybuchy jądrowe w atmosferze, największy o mocy 3 megaton. Zdarzało się, że odpalano dwie bomby dziennie. Amerykanie postępowali podobnie. Świat był jak na huśtawce – to następowały przebłyski pokojowej egzystencji, to pogrążał się w atomowej otchłani. Tymczasem w odległości około 400 kilometrów od radzieckich eksplozji pracowała wspomniana ekspedycja glacjologiczna…

 

GDY SŁOŃCE WSCHODZI NA ZACHODZIE

W wydanej w 1962 r. książce „Na lodowcach Nowej Ziemi” prof. Jewgienij Zinger opisał przebieg jej prac. Czytelnik nie znajdzie tam jednak żadnej wzmianki o nuklearnych wybuchach. Naukowcy opowiedzieli o nich dopiero po latach. Okazuje się, że podczas prac na lodowcu Zinger zobaczył jednocześnie dwa słońca. Jedno z nich wschodziło szybko po zachodniej stronie wyspy. Zastanawiał się nawet, co to za meteorologiczne zjawisko. Profesor Jan Marcin Węsławski z Instytutu Oceanologii PAN, który w latach 90. współpracował z Rosjanami podczas międzynarodowych ekspedycji w Arktyce, przytacza następującą opowieść jednego z nich: „Pewnego pochmurnego dnia przyszedł z obserwacji kolega i powiedział, że chyba zobaczył słońce po niewłaściwej stronie horyzontu. Uznali, że jeszcze nie wytrzeźwiał, i nabijali się z niego przez cały dzień. Na drugi dzień wylądował samolot z facetami w gumowych kombinezonach. Kazano im wyjść ze stacji, nie wolno było nic ze sobą zabrać. Przebrano ich w kombinezony i wywieziono na kontynent, gdzie przez miesiąc odbywali kwarantannę. Następnie musieli podpisać deklarację, że nic nie widzieli”.

Z końcem 1959 r. glacjolodzy zakończyli badania i opuścili archipelag. Nie przeczuwali, że skutki choroby popromiennej dadzą o sobie znać – nawet w następnym pokoleniu. A i dziś, mimo upływu lat, poszkodowani mówią o chorobach swych dzieci tylko w tajemnicy…

JAK PRZETESTOWAĆ ATOMOWĄ WOJNĘ?

Tymczasem w latach 60. świat stanął na krawędzi wojny. Zaczęło się wprawdzie od konferencji rozbrojeniowej w Genewie, ale zestrzelenie amerykańskiego samolotu szpiegowskiego U-2, konflikt kubański oraz kontrowersje wokół muru berlińskiego spowodowały kolejny kryzys.

Na wszystkich poligonach atomowych panował ruch. W sierpniu 1961 r. na łamach „Prawdy” ukazał się lakoniczny komunikat: „Ministerstwo Obrony ZSRR ostrzega wszystkich właścicieli radzieckich i zagranicznych statków, okrętów i samolotów, że nie ponosi odpowiedzialności za naruszenie przez nie strefy zagrożenia i wyrządzone przez to szkody”. Rozpowszechniono wykaz tych stref, po czym na obszarze kraju zaczęły się masowe ćwiczenia z użyciem broni jądrowej. Kontradmirał Szitikow tak to ujął: „zaplanowano pokaz siły, z uwagi na rosnące napięcie między ZSRR a Stanami Zjednoczonymi”.

Na poligonach Nowej Ziemi z bombowców zrzucano bomby jądrowe i odpalano je w powietrzu. Z ziemi wystrzeliwano rakiety, które eksplodowały nad wschodnim brzegiem zatoki Czornaja Guba. Z rejonu północnego Uralu startowały pociski balistyczne z głowi-cami jądrowymi R-12 i kierowały się ku Nowej Ziemi, aby eksplodować nad tamtejszym poligonem. Nad południowymi rejonami ZSRR przeprowadzono eksplozje jądro-we nawet w kosmosie!Szczyt tej symulowanej wojny atomowej nastąpił jesienią. We wrześniu i październiku dokonywano wybuchów nuklearnych średnio co drugi dzień. Czasami eksperymenty przeprowadzano z dużym ryzykiem, żeby tylko nie opóźnić napiętego harmonogramu. Tak było np. podczas ćwiczeń o kryptonimie „Raduga”, kiedy wystrzelono rakiety z łodzi podwodnej K-102. Pierwsza była próbna, bez głowicy, i nie trafiła nawet w rejon z celem. Ale termin naglił, więc pomimo ryzyka uzbrojono w głowicę następną rakietę i wystrzelono. Całe szczęście odchylenie od celu było niewielkie.

CAR BOMBA I POKÓJ

Za takie i podobne sukcesy partia obsypywała medalami. Nic dziwnego, że w 1961 r. z niecierpliwością oczekiwano niezwykłej próby: megabomba ważyła prawie 27 ton i miała długość 8 m. Powstała na osobiste polecenie Nikity Chruszczowa. Szitikow wspomina, że miała być „podarunkiem od obradującego właśnie XXII Zjazdu KPZR”. Podarunkiem o sile wybuchu 50 megaton!

Popularnie nazywano ją „Car bombą”. 30 października bombowiec Tu-95b wzbił się z nią z lotniska w pobliżu Murmańska i skierował się ku Nowej Ziemi. W pobliżu leciał drugi samolot – z laboratorium pomiarowym.

Bombę zrzucono na spadochronie, na wysokości około 10 km nad rejonem poligonu. Wybuchła 4 km nad nim. Kulista kula ognia prawie dosięgnęła powierzchni ziemi. Skały topiły się i ulatniały, niewielkie wysepki całkowicie znikały. Według załogi samolotu laboratorium atomowy grzyb średnicy prawie 40 km wzniósł się do wysokości 60 km. Wybuch widziano nawet z odległości prawie 1000 km, a wstrząs zarejestrowały sejsmografy w różnych rejonach świata. Obszar zagłady miał około 100 km średnicy. Wyginęły tysiące reniferów, padły niedźwiedzie polarne, lisy, morsy, zaś stada zimujących tam ptaków doszczętnie się spaliły. Załogi obu samolotów, mimo że udało im się uciec od uderzeniowej fali, zostały silnie napromieniowane.

 

Autorów tego osiągnięcia uhonorowano kolejnymi medalami, a Chruszczow nie ukrywał radości. Zapragnął też kolejnego eksperymentu – o mocy dwukrotnie większej. Świat zamarł z trwogi, bo konsekwencje byłyby nieobliczalne. Pół roku później w Genewie wznowiono jednak rozmowy o rozbrojeniu.

I tak to szło: dwa kroki w przód, jeden w tył. Wreszcie, 5 sierpnia 1963 r. w Moskwie, ZSRR, USA oraz Wielka Brytania podpisały układ o zakazie prób jądrowych w atmosferze, wodzie i kosmosie. Pozostawiły jednak sobie wygodną furtkę. Można było nadal eksperymentować pod ziemią.

WYDRĄŻONA NOWA ZIEMIA

Wzdłuż cieśniny Matoczkin Szar wiercono tunele i to w nich eksperymentowano z wybuchami. Czasami jednak następował „wyciek” – gazy wydostawały się na zewnątrz. Prób zaprzestano dopiero w końcu 1990 r.

Jak podsumowuje raport o próbach atomowych, sporządzony w 2004 r. dla Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej w Wiedniu, na Nowej Ziemi przeprowadzono 130 testów z bronią nuklearną. To co prawda zaledwie jedna czwarta wszystkich testów na obszarze ZSRR, ale ponad 90 proc. uwolnionej w nich atomowej energii (265 megaton; dla porównania USA zdetonowały w tym czasie w sumie około 219 megaton). A jak szacuje prof. Paul Richards, sejsmolog z Columbia University, moc wszystkich wybuchów z czasów II wojny światowej, włączając obie atomowe bomby zrzucone na Japonię, wynosiła zaledwie ok. 2 megaton…

Dzisiaj, 60 lat od pierwszej próby, Nowa Ziemia wraca do normy. Według badań poziom napromieniowania nie odbiega od przeciętnego. Gdzie więc się podziały radioaktywne pierwiastki z wybuchów? Wiatry, prądy morskie i opady poprze-nosiły je w różne zakątki globu. Wędrowały również łańcuchem pokarmowym. Czasami bez śladu, czasami powodowały mutacje i stopniowo zanikały…