Szczepić czy nie szczepić? Używać pasty z fluorem? Umiarkowane poglądy są już niepopularne [RAPORT]

Jakikolwiek temat dziś podejmiemy, natkniemy się na przeciwne opinie zwaśnionych stron. Między nimi zaś jest przepaść. Skąd się wzięła?

Szczepić czy nie szczepić? Przyjąć uchodźców czy odesłać do domu? Wpuszczać dzieci do restauracji? Używać pasty z fluorem? Dać klapsa? Podkładać bomby pod elektryczne hulajnogi czy może na nich jeździć? Szansa na stonowaną odpowiedź na jakiekolwiek kontrowersyjne pytanie dotyczące zagadnień medycznych, politycznych, religijnych czy seksualnych jest dziś znikoma. Natomiast chętnych do zabrania głosu nie brakuje. Mogłoby się wydawać, że zażarte spory, które prowadzimy ze sobą w mediach i w sieci, ożywiają publiczną debatę i wzmagają zaangażowanie w to, co wspólne. Niestety, tak nie jest. Debatę zastępuje hejt, a zaangażowanie ogranicza się do utwierdzania
się we własnych opiniach.

„Pojednanie w obecnych czasach to scenariusz trudny do zrealizowania” – uważa amerykański psycholog prof. Jamil Zaki, dyrektor Laboratorium Neurokognitywistyki Społecznej na Uniwersytecie Stanforda. „O konsensus czy kompromis najtrudniej w warunkach silnych podziałów i spirali agresji. A z tymi zjawiskami mamy do czynienia w Ameryce i w Europie” – diagnozuje w nowo wydanej książce „The War for Kindness: Building Empathy in a Fractured World” („Wojna o życzliwość: Budowanie empatii w podzielonym świecie”). Niełatwo pogodzić się z tą diagnozą, bez tego jednak niemożliwe jest znalezienie sposobów na uzdrowienie sytuacji. Pierwszym krokiem, jaki możemy wykonać, jest poznanie psychicznych – indywidualnych i społecznych – uwarunkowań, które spowodowały, że obecnie przeżywamy opisany przez Zakiego trudny okres, naznaczony podziałami i wzajemną agresją. Dlaczego tak bardzo polubiliśmy mieć skrajne poglądy?

W PUŁAPCE GRUPOWEJ POLARYZACJI

Geneza określenia grupowa polaryzacja sięga 1961 roku, kiedy to amerykański student Massachusetts Institute of Technology, obecnie profesor zarządzania na Uniwersytecie Fordham, James Stoner, zaobserwował, że grupy znacznie ostrzej wchodzą w starcie niż pojedyncze osoby. Wydało mu się to sprzeczne z intuicją. Teoretycznie bowiem „co dwie głowy, to nie jedna”. A więc grupa powinna wypracować bardziej wyważone rozwiązanie niż jednostki o odmiennych poglądach. Osiem lat później prof. Serge Moscovichi dowiódł, że dyskusje wewnątrz grupy w poszukiwaniu konsensusu prowadzą do czegoś całkiem przeciwnego – uskrajnienia poglądów jej członków. Innymi słowy, opinia jednostki zradykalizuje się po omówieniu dyskusyjnej kwestii w szerszym gronie.

– Jeśli zaproponujemy na forum, by nie dawać klapsów dzieciom, początkowo opinie uczestników debaty mogą być podobne. Jednak pod wpływem wymiany zdań staną się bardziej rozbieżne, aż w końcu grupa się podzieli. Na tych, którzy zażądają ustawowych kar dla bijących, oraz na zwolenników klapsów jako nieszkodliwego sposobu ustawienia dziecka – wyjaśnia psycholog społeczny dr Jarosław Kulbat z wrocławskiego oddziału Uniwersytetu SWPS. – Z polaryzacją grupową będziemy też mieć do czynienia, gdy rywalizacja między dwoma obozami okaże się bardziej zaciekła niż konkurencja, która ma miejsce między jednostkami. Uczestnicy sporu zrezygnują wtedy chętniej z własnego zdania na rzecz wspólnego frontu, by ich grupa wygrała.

Zbiorowość nie tylko modyfikuje, ale i radykalizuje poglądy, a skutki tego zjawiska mogą być opłakane. Bo im bardziej nieprzejednane i skrajne są stanowiska wegan i mięsożerców, pisowców i opozycji, szczepionkowców i antyszczepionkowców, tym trudniej zburzyć barykadę i podać sobie ręce. Niezbędne wydaje się zrozumienie przyczyn tego rozdwojenia. Jak podkreśla prof. Zaki, dla naszego dobra i dobra naszej przyszłości powinniśmy wszyscy dobrze pojąć skomplikowaną machinę polaryzacji. „Lubimy wierzyć, że myślimy samodzielnie – pisze psycholożka i psychoterapeutka Nina Sobczak-Matysiak na portalu opsychologii.pl. – Że nasze sądy i decyzje są zależne jedynie od nas. Jesteśmy jednak istotami społecznymi, funkcjonującymi w różnych grupach, które znacząco zmieniają nasze myślenie”. Jak do tego dochodzi? Choć najczęściej nie zdajemy sobie z tego sprawy, wszyscy działamy i kształtujemy swoje opinie, podlegając pewnym stałym regułom.

 

KONFORMIZM INFORMACYJNY

– Ktoś, kto jest niechętny szczepieniom dzieci, poszukuje raczej informacji potwierdzających słuszność swojego stanowiska niż je podważających. W psychologii zjawisko to nazywamy dążeniem do konfirmacji hipotez i dotyczy ono również poszukiwania osób podobnie myślących – wyjaśnia dr Jarosław Kulbat. – Innym błędem myślenia, który napędza polaryzację, jest konformizm informacyjny. Polega na wychodzeniu z założenia, że większość nie może się mylić, słusznie więc jest się jej podporządkować. Ludzie najczęściej uważają też, że ich przekonania są racjonalne i powinny być akceptowane, a także – zgodnie z psychologiczną zasadą autowaloryzacji – że są nieco lepsze niż poglądy innych członków zbiorowości. Gdy zaś np. zwolennik ograniczenia liczby przyjmowanych uchodźców napotka w swojej grupie
bardziej ekstremalne postawy, to w efekcie tzw. błędu porównania społecznego może poczuć się niewystarczająco „dobry”. Nierzadko zmienia wówczas swoją opinię na bardziej radykalną i dla lepszego samopoczucia w tym wypadku będzie domagał się wydalenia przyjętych już cudzoziemców – tłumaczy psycholog.

Na tym nie koniec. O sile i sztywności poglądów decydować może również tzw. konformizm normatywny. I tak np. nie muszę sam negatywnie oceniać niejedzących mięsa, ale by zyskać akceptację grupy, opowiem się za radykalnym podejściem. Dzięki temu utrzymam pozycję w firmie, rodzinie, klubie sportowym, w partii politycznej czy wśród aktywistów. Co więcej, jeśli raz wygłoszę na forum konkretną opinię, muszę się jej trzymać w myśl zasady „zaangażowania w działanie”. Zgodnie z nią wszelka niekonsekwencja jest postrzegana przez grupę jako zagrożenie i bezlitośnie tępiona. Nawet wtedy, gdy zmiana stanowiska wydaje się jedynym racjonalnym rozwiązaniem.

GENETYCZNE FUNDAMENTY

Troska przeciwstawiona krzywdzie. Wolność przeciwstawiona uciskowi. Sprawiedliwość przeciwstawiona oszustwu. Lojalność przeciwstawiona zdradzie. Szacunek dla autorytetów przeciwstawiony działaniom wywrotowym i wreszcie nienaruszalność zasad (świętości) przeciwstawiona degradacji, rozpadowi. To sześć tzw. fundamentów moralnych, które sformułował w 2012 roku psycholog społeczny prof. Jonathan Haidt. W swojej książce „Prawy umysł” pisze, że grupy antagonizują się nie tylko z powodu podatności ich członków na zniekształcenia w myśleniu – również dlatego, że w swej ocenie świata i postępowaniu mogą się odwoływać do całkiem różnych fundamentów moralnych, które… kryją się w genach.

Fundamenty moralne to nic innego jak wykształcone w naszych mózgach wskutek ewolucji tzw. moduły poznawcze, które uruchamiają zaprogramowane zachowania adaptacyjne. Zdaniem Haidta reakcje te nie mają nic wspólnego z rozumowym wnioskowaniem i opierają się na intuicji.
 

ROZMOWA DR JAROSŁAW KULBAT, UNIWERSYTET SWPS – PRZEKROCZYLIŚMY RUBIKON

Choć Polacy są członkami jednego narodu, postrzegają się jako dwie różne wspólnoty – mówi psycholog społeczny, którego prace badawcze koncentrują się między innymi na problematyce wpływu społecznego na jednostkę

Dorota Mierzejewska-Floreani, Focus: Dlaczego właśnie teraz nadeszły czasy silnych polaryzacji?

Jarosław Kulbat: Mam wrażenie, że nowe technologie wprowadziły do debaty nową jakość. Skrajne postawy zawsze istniały, ale były mniej widoczne. Teraz manifestują się bardzo wyraźnie w mediach społecznościowych i dzielą nas. Nie brakuje przesłanek, by sądzić, że antagonizmy światopoglądowe obserwowane w Europie Zachodniej i w Stanach Zjednoczonych są celowo podsycane przez rządy niektórych państw.

Politykę stanowią dziś wszyscy. Redaktorzy naczelni gazet czy administratorzy serwisów utracili już monopol na filtrowanie informacji, równoważenie głosów w debacie, eliminowanie ewidentnych kłamstw czy przekłamań. Opinię publiczną w coraz większym stopniu kształtuje internet.

 

Ciężka atmosfera podziałów ma szansę samoistnie zelżeć?

– Byłoby to wbrew prawidłom psychologii. Nasze spory zaszły zbyt daleko, by ot tak złagodniały. Rubikon został przekroczony. Bo już nie chodzi tylko o pojedynczy spór o aborcję, od którego zaczynaliśmy, czy waśnie między psiarzami i kociarzami.

Doszło do wyrazistej polaryzacji światopoglądowej. Choć Polacy są członkami jednego narodu, można odnieść wrażenie, że należymy do różnych wspólnot. Trwałość tego układu związana jest z odczuwanym przez nas strachem. Psychologiczna teoria opanowania trwogi wyjaśnia, że wszyscy ludzie boją się śmierci i aby zapanować nad tym
lękiem, tworzą psychologiczny bufor. Składają się na niego dwa elementy: względnie spójny światopogląd oraz związana z nim samoocena. Światopogląd jest skutecznym
buforem, gdy wierzymy w życie po śmierci – opuszczenie tego świata nie wydaje się tak przerażające. Z kolei wysoka samoocena pozwala osłabić lęk przed śmiercią, gdy wierzymy, że przetrwamy w pamięci tych, którzy doceniali naszą wartość.

Spolaryzowaliśmy się więc na śmierć i życie?

– Spirala przemocy zrobi swoje. Może się polać krew, ale ulice raczej nią nie spłyną. Antagonizmy narosną, co może całkiem uniemożliwić pracę nad racjonalnymi, korzystnymi rozwiązaniami społecznymi. Będzie więc tak samo, tylko gorzej.

A czy istnieje coś, co mogę osobiście zrobić, by wyjść z pułapki polaryzacji i więcej w nią nie wpaść?

– Możesz starać się identyfikować podziały, ich genezę czy okoliczności ich eskalacji. Być krytyczna wobec informacji, które uzasadniają twoje poglądy. Nauczyć się rozpoznawać fake newsy w sieci i mediach tradycyjnych. Promować w dyskusji dążenie do prawdy jako głównego jej celu. Jeśli opowiadamy się za jakąś tezą, szukajmy jednocześnie przykładów, które jej zaprzeczają, i przyglądajmy się uzasadnieniom. Jeśli konflikt angażuje nas emocjonalnie, poszukajmy reprezentanta, który na chłodno podejdzie do sprawy.

Starajmy się nie porównywać do innych i nie naginać do nich swych opinii. Warto też pamiętać o efekcie rozproszenia odpowiedzialności, z którym mamy do czynienia w przypadku grupy: ludziom łatwiej zmienić swoje poglądy, gdy mają poczucie, że za negatywne konsekwencje tej zmiany nie będą odpowiadać osobiście, lecz poniesie je cała grupa.
 

Moduły bywają czasem porównywane do smaków, na które w różnym stopniu jesteśmy wrażliwi. Wszyscy rozpoznają ten sam zestaw smaków, jednak jedni preferują słony, inni słodki, jeszcze inni kwaśny. Są tacy, którzy reagują, gdy komuś dzieje się krzywda, nawołują też do surowego karania oszustów, bo w ich odczuciu zarówno troska, jak i sprawiedliwość są podstawą przetrwania. Dla tych, którzy walczą o prawa mniejszości czy kobiet, wolność jednostki jest ważniejsza od poważania autorytetów czy świętości (religii). – W zależności od tego, na jakich fundamentach moralnych budujemy swoją wizję świata, co innego dostrzegamy wokół siebie, co innego staje się dla nas ważne, do innych zbiorowości lgniemy. Nie decydujemy do końca sami – wyjaśnia dr Jarosław Kulbat.

MÓZGI LIBERAŁÓW I KONSERWATYSTÓW

Przyczyny, dla których wykazujemy tak nieprzejednane postawy, od dawna są przedmiotem badań neurobiologów. Do niezwykłych wniosków doszedł w 2007 roku prof. David Amodio z Uniwersytetu Nowojorskiego. Dowodzi on, że ideologia może znaleźć swoje odzwierciedlenie w budowie mózgu. W 2011 roku dr Ryota Kanai, neurokognitywista z Uniwersytetu Sussex, wykazał, że osoby reprezentujące poglądy liberalne mają powiększoną przednią korę obręczy, natomiast konserwatyści – większe prawe ciało migdałowate odpowiadające za emocje.

Przednia kora obręczy nazywana jest egzekucyjnym systemem uwagi i uaktywnia się m.in. w sytuacjach niestandardowych, niewyuczonych czy nierutynowych. Liberałowie
wrażliwi są więc na dwuznaczność, złożoność informacyjną i na nowości, z którymi świetnie sobie radzą. Sposób myślenia konserwatystów jest z kolei uporządkowany, analizowanie czy wnioskowanie przebiega u nich wytyczonymi ścieżkami. Lepiej radzą sobie z zadaniami, których przebieg jest znany. Podczas gdy liberałowie sprawniej monitorują konflikty i niepewność, regulują swoje emocje i kontrolują poziom pobudzenia, konserwatyści zdolni są do lepszego odczytywania emocji z twarzy oraz skuteczniej przetwarzają strach. Właśnie przez pryzmat emocji interpretują komunikaty, a na zagrażające im sytuacje reagują bardziej agresywnie. Ponieważ lojalność i wiara w autorytety są w nich głęboko zakorzenione, silniej też identyfikują się z grupą i są dla jej dobra skłonni poświęcić jednostkowe interesy. – Nie da się ukryć, że osoby z większym ciałem migdałowatym wykazują również większą empatię, ale też są bardziej narażone na traumę – komentuje Andrea Kuszewski, terapeutka behawioralna i autorka słynnego za oceanem bloga „The Rogue Neuron”.

Wierzy ona, że dokładniejsza analiza badań dr. Kanai może pomóc w znalezieniu skuteczniejszych metod komunikacji pomiędzy spolaryzowanymi środowiskami. Żeby to było
możliwe, musimy sobie uświadomić, że nie różnią nas intencje, wykształcenie, przynależność do konkretnej płci czy pokolenia. Różni nas przede wszystkim stopień wrażliwości w odniesieniu do poszczególnych fundamentów moralnych. Haidt sformułował wniosek, że każdy z nas tkwi w swoistym matriksie moralnym i żeby zyskać do niego dystans, musi „zanurzyć się” w świecie przeciwstawnej moralności. Tym samym tropem podąża prof. Jamil Zaki, który antidotum na skrajności upatruje m.in. właśnie w empatii. Zauważa, że jej nasilenie w grupie jest odwrotnie proporcjonalne do obserwowanej w niej polaryzacji.

Niestety, o czym pisze w swojej „Wojnie o życzliwość”, na początku XXI w. zanotowano gwałtowne osłabienie tej cechy. Przeciętny Amerykanin w 2009 r. okazał się mniej empatyczny niż 75 proc. ludzi w 1979 r. Pytany o to, w jaki sposób można pobudzić empatię, Zaki zaleca codzienną 15-minutową praktykę kontemplacji, polegającą na wyobrażaniu sobie aktów naszej troski o innych. Uważa też, że poziom empatii podnosić mogą w skali makro rządy państw, a także urbaniści – poprzez przemyślane zagospodarowanie przestrzeni. Miejsca pracy, szkoły i instytucje powinny być tak zaprojektowane, by wymuszać interakcję ludzi pochodzących z różnych środowisk. To szansa na wzajemny szacunek w myśl zasady, że „im lepiej się znamy, tym mniej nienawidzimy”.

– Jedną z najlepiej zweryfikowanych empirycznie interwencji w konflikcie – podsumowuje dr Kulbat – jest kontakt międzygrupowy opisany przez Gordona Allporta w 1954 roku. Skuteczność tej metody została potwierdzona w kilkuset badaniach naukowych. Przełamywanie wzajemnej niechęci jest konsekwencją bezpośredniego kontaktu członków skonfliktowanych grup. Skuteczny kontakt wymaga jednak spełnienia pewnych warunków. Spotkać się muszą osoby o podobnym statusie, mające wspólny cel – coś bardzo ważnego, czego nie osiągną bez kooperacji. Musi dojść do współdziałania między grupami w dążeniu do celu, a cały proces musi być popierany przez autorytety szanowane przez obie grupy.

Dorota Mierzejewska-Floreani – dziennikarka i psycholog. Doktorantka Uniwersytetu SWPS (www.mierzejewska.eu). Bada stres i mindset
 

Więcej:poglądy