Istna dyskoteka. Jak wyglądałoby nocne niebo, gdyby twoje oczy widziały promienie gamma?

Choć wydaje nam się zupełnie inaczej, to nasz wzrok to bardzo niedoskonały narząd wzroku przystosowany do rejestrowania promieniowania elektromagnetycznego w wąskim pasmie widzialnym. Całej reszty promieniowania nie jesteśmy w stanie zobaczyć, niezależnie od tego czy mówimy o podczerwieni, czy o promieniowaniu gamma. Od czego jednak mamy instrumenty naukowe.
Istna dyskoteka. Jak wyglądałoby nocne niebo, gdyby twoje oczy widziały promienie gamma?

Kiedy przez zwykły teleskop optyczny spojrzymy dla przykładu w kierunku Mgławicy Oriona, niewielką mglistą strukturę znajdującą się pod tzw. pasem Oriona składającym się z trzech jasnych gwiazd: Alnitak, Alnilam i Mintaka, to zobaczymy co najwyżej mglistą poświatę. Gdybyśmy jednak mogli przekręcić jakiś prosty przełącznik na skroni i włączyć widzenie w podczerwieni, zobaczylibyśmy coś zupełnie innego. Ten niepozorny obłok pyłowy skrywa w swoim wnętrzu ponad 700 młodych gwiazd na różnych etapach rozwoju. Dla ludzkiego wzroku widok ten jest nieosiągalny, bowiem w zakresie widzialnym pył nie jest przezroczysty tak jak w podczerwieni.

Możliwość oglądania wszechświata gołym okiem w podczerwieni dałoby nam zupełnie nowy wgląd w strukturę wszechświata, wszak moglibyśmy w końcu zobaczyć trochę czerwonych karłów, najliczniej występujących gwiazd w naszej galaktyce. To jednak wciąż nic, w porównaniu do tego, co byśmy mogli zobaczyć patrząc w niebo, gdybyśmy mogli obserwować promieniowanie gamma.

Dane z Kosmicznego Teleskopu Fermiego pokazują dokładnie jak wygląda niebo w promieniach gamma. Nie trzeba sobie tego wyobrażać.

Gdybyśmy zatem przełączyli się z promieniowania widzialnego na promieniowanie gamma, wszystkie obiekty wcześniej widoczne gołym okiem zniknęłyby z nocnego nieba. Jednocześnie pojawiłyby się liczne pulsujące punkty, których wcześniej nie byłoby widać. Zamiast gwiazd obserwowalibyśmy aktywne jądra galaktyk, blazary, rozbłyski promieniowania gamma, gwiazdy neutronowe, pulsary, mgławice wiatru pulsarowego, masywne gwiazdy podwójne, pozostałości po supernowych, czy w końcu promienie gamma emitowane w rozbłyskach na Słońcu.

Kosmiczny Teleskop Fermiego, który od 2008 roku obserwuje niebo w tym zakresie na przestrzeni swojej misji zarejestrował już kilka tysięcy źródeł promieniowania gamma, które znajdują się zarówno w naszej galaktyce, jak i daleko poza nią.

Naukowcy analizujący dane zebrane przy pomocy Fermiego w okresie od lutego 2022 roku do lutego 2023 roku stworzyli animację przedstawiającą 1525 zarejestrowanych w tym czasie źródeł promieniowania gamma. Każdy fioletowy punkt na animacji to osobne źródło. Im większy punkt, tym jaśniejszy był rozbłysk. Widoczna na animacja żółta kropka przesuwająca się po nieboskłonie, to Słońce przemieszczające się na tle nieba w ciągu roku.

Większość obiektów widocznych na animacji powyżej to blazary, czyli galaktyki, w których centrach znajdują się aktywne supermasywne czarne dziury pochłaniające olbrzymie ilości materii. Otaczająca je materia: pył, gaz i gwiazdy rozgrzana jest na tyle, że emituje intensywne promieniowanie widoczne z odległości kosmologicznych. W części z tych kwazarów część materii opadającej na czarną dziurę kierowana jest liniami pola magnetycznego w kierunku biegunów czarnej dziury skąd wyrzucana jest w przestrzeń międzygalaktyczną z prędkością bliską prędkości światła w niezwykle silnym, wąskim dżecie. Taka galaktyka to kwazar, jeżeli jednak dżet skierowany jest bezpośrednio w kierunku obserwatorów znajdujących się na Ziemi, to taki kwazar nazywany jest blazarem.

Warto zwrócić uwagę na to, że przecinająca poziomo całą animację płaszczyzna Drogi Mlecznej także ma własny kolor. Wynika to z tego, że także nasza galaktyka posiada swoistą poświatę promieniowania gamma.

Jak widać, w sumie dobrze, że mamy wzrok przystosowany do promieniowania widzialnego. Dzięki temu nocne niebo jest spokojne, niezmienne i pełne uroku. Wszak, czy naprawdę chcielibyśmy obserwować taką dyskotekę jak na animacji powyżej?

Ciekawostka o teleskopie Fermiego

O mały włos nie mielibyśmy okazji oglądać tej fascynującej wizualizacji. Cztery lata po wyniesieniu teleskopu Fermiego w przestrzeń kosmiczną naukowcy otrzymali ostrzeżenie, że teleskop znajduje się na kursie kolizyjnym ze starym, niedziałającym radzieckim satelitą Kosmos 1805. Wszystko wskazywało na to, że oba obiekty znajdą się w dokładnie tym samym punkcie w odstępie zaledwie 0,03 sekundy. Natychmiast podjęto decyzję o próbie uniknięcia zderzenia. W tym celu inżynierowie złożyli antenę wysokiego zysku na pokładzie teleskopu, odwrócili panele słoneczne, a następnie na dosłownie jedną sekundę uruchomili silnik, który po raz ostatni działał cztery lata wcześniej. Tylko dzięki temu manewrowi teleskop nie tylko dokończył planowaną na 5 lat misję, ale działa także i dzisiaj, 14 lat po starcie.