Nowa Zelandia: importowane mrożonki możliwym źródłem zakażenia COVID-19

Ponad 100 dni bez wirusa i status jednego z państw najlepiej radzących sobie z pandemią na Ziemi. To wszystko co można było mówić o Nowej Zelandii przeszło do historii, gdy we wtorek 11 sierpnia świat obiegła informacja o pracowniku sklepu spożywczego w Auckland, który zaraził siebie i troje członków swojej rodziny SARS-CoV-2.
Nowa Zelandia: importowane mrożonki możliwym źródłem zakażenia COVID-19

Już w pierwszych doniesieniach medialnych zaczęto wskazywać na możliwość wwiezienia wirusa na powierzchni importowanych mrożonek a sprzedawanych w tymże stołecznym sklepie. Choć teoretycznie taki właśnie scenariusz mógł się rozegrać, prawdopodobieństwo jest małe. Niemal w tym samym czasie w Chinach odkryto RNA koronawirusa na mrożonych kurzych skrzydełkach, ale nikt tam się z tego powodu nie zaraził.

Najnowszego odkrycia dokonano testując opakowania drobiu importowanego z  Brazylii do Shenzhen. Dzień wcześniej podczas rutynowej inspekcji w mieście Wuhu znaleziono wirusa na mrożonych krewetkach z Ekwadoru. Z kolei 10 sierpnia do portu Yantai zawinął statek z zainfekowanymi owocami morza, ale media nie zdołały ustalić ich pochodzenia.

 

Powrót wirusa

Tymczasem nowozelandzkie ministerstwo zdrowia poinformowało, że po wykonaniu w ciągu 48 godzin 30 tys. testów wykryto 30 nowych przypadkach infekcji SARS-CoV-2. Chwilowo 38 osób umieszczono w izolatkach a służby medyczne szykują już przeprowadzenie kolejnych 300 tys. testów. 

Pierwszą osobą która się zaraziła był pracownik sklepu spożywczego. Stało się to 31 lipca. To nie koniecznie musi być miejsce skąd wirus wrócił do populacji, ale według informacji dostępnych 14 sierpnia jest to najwcześniejszy znany przypadek powrotu wirusa. Nie ma jasnego dowodu na pochodzenie patogenu. Badania genetyczne nie potwierdziły, aby źródłem był ktoś chory kto przedostał się przez granicę czy wyszedł zbyt wcześnie z kwarantanny.

Wirus, który pojawił się w Nowej Zelandii pod koniec lipca ma inną budowę genetyczną niż ten, który pierwotnie zaatakował kraj kilka miesięcy temu. Stąd przeświadczenie władz, że został zaimportowany raczej, niż obudzony po okresie bezczynności. O tym, czy został faktycznie dowieziony na powierzchni produktów spożywczych premier Jacinda Ardern wspomina jako o jednej z badanych możliwych dróg.

 

Kraj (znów) pod kluczem

– Z naszego punktu widzenia ustalenie tego nie jest konieczne do powstrzymania dalszego rozsiewu – stwierdziła dodając po chwili, że wprowadzenie w Auckland restrykcji III (najwyższego) stopnia na dwa tygodnie powinno skutecznie zatrzymać dalszy rozsiew wirusa. – O ile obywatele nadal będą postępować zgodnie z naszymi wytycznymi – podkreśliła.

Premier Nowej Zelandii wprost oznajmiła zebranym na konferencji prasowej, że ”zgodnie z dostępną wiedzą o inkubacji wirusa nowych przypadków będzie przybywać”. – Z czasem przyrost powinien zwolnić a wirus wygasnąć. Docelowo do 26 sierpnia cały kraj pozostanie na II poziomie ograniczeń a Auckland na III – stwierdziła. 21 sierpnia władze zweryfikują sytuację i ocenią, czy należy okres obowiązywania restrykcji wydłużyć na wrzesień.

 

Wirus w podróży

– Ryzyko złapania wirusa z mrożonego jedzenia jest możliwe, ale wirus poza ludzkim ciałem jest bardzo niestabilny – przekonuje Caitlin Howell, inżynier biochemik z uniwersytetu stanowego w Maine.

Dodaje, że zakłady mięsne są tak często ogniskami wirusa, bo w chłodzie, tym bardziej zamrożony, patogen dłużej pozostaje groźny. – Niemniej zakażenie się przez kontakt z powierzchnią na której jest wirus należy do rzadkości – powiedziała serwisowi Business Insider.

Odkrycia dokonane przez służby sanitarne w Chinach dotyczą sytuacji, przypomina Światowa Organizacja Zdrowia, gdzie po przetestowaniu setek tysięcy próbek z opakowań odkryto RNA wirusa w 10 z nich. Według Michaela Ryana, który w WHO szefuje Programowi Zagrożeń dla Zdrowia, brak dowodów by transmisja wirusa odbywała się poprzez jedzenie czy w ramach łańcucha dostaw tegoż.

 – Ludzie nie powinni bać się jedzenia, procesu jego przetwarzania ani opakowań – powiedział 13 sierpnia na konferencji prasowej. Jeżeli wirus trafi nawet na opakowanie, to nie przetrwa czasu jaki potrzeba by statek z mrożonkami dopłynął do odbiorcy.

Cząsteczki wirusa nawet w zimnie wysychają, co czyni je niezdatnymi do infekcji. A i samo rozmrażanie przed zjedzeniem może je zabić. Epidemiolodzy od początku pandemii powtarzają, że jeżeli ktoś ma wątpliwości względem higieny produktów spożywczych w sklepie, powinien zabezpieczyć się rękawiczkami, unikać dotykania twarzy a po powrocie do domu jedzenie wypakować a opakowania wyrzucić.