Przemiana Lwa Tołstoja. Najpierw uciekł od żony, a następnie od życia

Opromieniony sukcesami „Wojny i pokoju” i „Anny Kareniny” pisarz zwątpił w sens dotychczasowego żywota, upływającego w sławie i dostatku wśród rodziny, słowem – w sens egzystencji bogatego ziemianina arystokraty, dziedzica dużego majątku.
Przemiana Lwa Tołstoja. Najpierw uciekł od żony, a następnie od życia

28 października 1910 r. hrabia Lew Nikołajewicz Tołstoj obudził się ok. 3 nad ranem. Zobaczył żonę Zofię Andriejewnę, przetrząsającą papiery w jego gabinecie. Przez godzinę przewracał się w łóżku, ale wzburzenie nie pozwalało mu zasnąć. Wreszcie podjął decyzję. Prędko wstał, napisał pożegnalny list do żony, po czym obudził ukochaną córkę Aleksandrę oraz lekarza i przyjaciela Duszana Makowickiego, oznajmił im swój zamiar i poprosił o spakowanie najpotrzebniejszych rzeczy. Po jakiejś godzinie gorączkowych przygotowań (Zofia Andriejewna spała dwa pokoje dalej) Tołstoj kazał zaprzęgać i wraz z Makowickim w największej tajemnicy opuścił Jasną Polanę. Aleksandra miała pozostać na miejscu, trzymać rękę na pulsie, kontaktować się z ojcem, a w sprzyjających okolicznościach dołączyć do zbiega.

Moralna przemiana…

Około 6.30 byli już na stacji kolejowej w Szczekinie, gdzie po półtorej godziny nerwowego oczekiwania (czy żona nie dopędzi?) wsiedli do pociągu. Tak rozpoczęła się „wielka ucieczka”, podróż, z której nie ma powrotu. Ostatni akt osobistego dramatu pisarza. Potajemny wyjazd 82-letniego starca – choć nagły i nieplanowany – da się zrozumieć tylko w kontekście całego życia Lwa Nikołajewicza, a przynajmniej ostatnich 30 lat. Na przełomie lat 70. i 80. XIX w. w sposobie myślenia Tołstoja zaszły zmiany. Opromieniony sukcesami „Wojny i pokoju” i „Anny Kareniny” pisarz zwątpił w sens dotychczasowego żywota, upływającego w sławie i dostatku wśród rodziny, słowem – w sens egzystencji bogatego ziemianina arystokraty, dziedzica dużego majątku. Skonstatowawszy, jak wielu przed nim, marność ludzkiego bytowania, sens odnalazł w pracy własnych rąk, skromnym życiu w symbiozie z przyrodą przeciwstawionemu próżniactwu i demoralizacji klas wyższych.

Sztuce przypisał rolę wyłącznie utylitarną, wychowawczą. Odpowiedzią na rozterki duchowe pisarza stało się nawrócenie z ateizmu na radykalne chrześcijaństwo, oparte na rygorystycznie interpretowanych ewangelicznych zakazach stosowania przemocy, cudzołóstwa (z czasem rozumianego jako wszelkie kontakty cielesne – stąd niechęć do instytucji małżeństwa i pochwała celibatu w „Sonacie Kreutzerowskiej”), przysięgania. Towarzyszył temu krytyczny stosunek do państwa jako aparatu zinstytucjonalizowanej przemocy i do Cerkwi, głoszącej w sojuszu z tronem fałszywą i niemoralną naukę (co w 1901 r. doprowadziło do ekskomuniki pisarza).

…bez skutku

Prawdziwy dramat polegał jednak na tym, że Tołstoj nie potrafił tej nowej filozofii wprowadzić w czyn. Los chłopów w jego dobrach nie przestał go obchodzić, zorganizował dla nich szkołę, a w czasie głodu niósł pomoc, lecz przecież nie zrezygnował z dostatniego życia w jasnopolańskim dworze. Potępiając żądzę cielesną, nie potrafił oprzeć się wdziękom młodych wieśniaczek, a nawet niemłodej żony. Chadzał z kosą na pole, ale bardziej przypominało to poranną gimnastykę niż robotę. Z zapałem wykładał poglądy w tekstach publicystycznych i rozprawach religijno-filozoficznych, ale wciąż ciągnęło go do literatury pięknej. Tołstoj był przy tym – jak dowodzą jego dzienniki – człowiekiem o niezwykłej zdolności autoanalizy, szczerym wobec samego siebie i dlatego boleśnie przeżywającym własną słabość. Na to wszystko nakładały się pogarszające się z czasem stosunki rodzinne, zwłaszcza z żoną.

 

Zofia Tołstojowa, młodsza od pisarza o 16 lat, poślubiona, trzeba przyznać, z miłości jako 18-latka, była dobrą żoną i panią domu, matką jego 13 dzieci (pięcioro zmarło w dzieciństwie). Zofia angażowała się w pracę męża, przepisywała rękopisy, zabiegała o ich wydawanie. Przy tym wszystkim pozostała jednak kobietą praktyczną, dbającą o interes rodziny. Na duchową przemianę 50-letniego męża spoglądała ze zdumieniem, a niektóre jego pomysły, jak zrzeczenie się praw do swoich dzieł, traktowała jak niebezpieczne fanaberie. Ostatecznie stanęło na tym, że wszystkie utwory napisane do 1881 r. (w tym dwie wielkie powieści) pozostają własnością rodziny, późniejsze pisma stają się własnością publiczną. Konflikt na tym tle na tyle się zaostrzył, że Tołstoj spisywał testament w sekrecie przed żoną, podpisując go w lesie niedaleko Jasnej Polany w obecności sprzymierzonych z nim przyjaciół. To właśnie tego dokumentu szukała Zofia Andriejewna w pokoju męża owej październikowej nocy.

Zresztą nie chodziło wyłącznie o sprawy materialne. Żona była zazdrosna o wpływ, jaki na pisarza wywierali jego przyjaciele, a zwłaszcza nieodłączny Włodzimierz Czertkow, stały i niemile widziany przez gospodynię bywalec domu w Jasnej Polanie. Tołstoj skarżył się z kolei, że żona go nie rozumie. Kłótnie między małżonkami przeradzały się w wybuchy histerii Zofii, posunięte aż do prób samobójczych. Lew Nikołajewicz ze swej strony także daleki był od równowagi duchowej. Mocno przeżywał swą niedoskonałość. Czynił sobie wyrzuty po zjedzeniu wystawnego posiłku, za zbytek uważał codzienne przejażdżki konne (koń powinien przecież służyć tylko do pracy), okazjonalne stosunki płciowe z żoną wywoływały w nim poczucie wstydu, wstrętem napawał go próżniaczy tryb życia własnych synów. Na swój sposób kochał żonę, ale nie mógł z nią wytrzymać. Chciał wszystko rzucić. Wyjeżdżał. Wracał. Hamletyzował. „Moja sytuacja w domu staje się i stała się nie do zniesienia – pisał w liście pożegnalnym do żony. – Pomijając wszystko inne, nie mogę dalej żyć w warunkach zbytku, w których żyłem, i czynię to, co zwykle czynią starcy w moim wieku: odchodzę z życia światowego, by przeżyć w samotności i ciszy ostatnie dni mojego życia”.

Partyzancka odyseja

Plany podróżników były niezwykle mgliste. Wielka ucieczka okazała się bowiem wielką improwizacją. Tołstoj myślał o Kaukazie, a nawet o wyjeździe do Bułgarii, gdzie, jak sądził, byłby mniej rozpoznawalny niż w Rosji. Chwilowo jednak postanowił odwiedzić swoją siostrę Marię Nikołajewnę, mniszkę w klasztorze w Szamordinie pod Kozielskiem. Pojechali tam z przesiadką w Gorbaczewie, omijając Tułę i Moskwę, gdzie łatwiej byłoby o dekonspirację. Długa podróż w wagonie trzeciej klasy w spartańskich warunkach stanowiła przeżycie samo w sobie, Tołstoj był jednak szczęśliwy szczęściem człowieka, który po ciężkiej walce wewnętrznej wprowadził wreszcie w czyn długo rozważaną decyzję. Do Kozielska dotarli pod wieczór, a stamtąd, wynajętym na stacji powozem, pojechali do Pustelni Optyńskiej, męskiego klasztoru w drodze do Szamordina. Przenocowali w przyklasztornej gospodzie. Przed spoczynkiem Tołstoj napisał do Aleksandry, prosił o przysłanie rękopisu, nad którym pracował, i kilku książek (Dostojewski, Montaigne, Maupassant). Planował, widać, dłuższą podróż.

Tymczasem w Jasnej Polanie rozgrywały się sceny dantejskie. Tuż po przebudzeniu Zofia Andriejewna, przeczytawszy pierwsze zdanie listu od męża, wypadła z domu w stronę parkowego stawu. Aleksandra z lokajami ruszyła w pogoń. Matka wbiegła na mostek, pośliznęła się (skoczyła?) i wpadła do wody. Z trudem wyratowana z tego nieszczęśliwego wypadku (szczęśliwej próby samobójczej?) przystąpiła ze zdwojoną energią do działań, obliczonych na sprowadzenie męża do domu. W swej determinacji posunęła się nawet do wysłania do Tołstoja telegramu wzywającego go do powrotu, podpisanego „Sasza”, czyli zdrobniałą formą imienia ich córki. Ta jednak, zawiadomiona przez usłużnego lokaja, zadepeszowała natychmiast do ojca z ostrzeżeniem, by wierzył tylko wiadomościom podpisanym „Aleksandra”.

 

Śmierć coraz bliżej

Następnego dnia, 29 października, Tołstoj z Makowickim pojechali do Szamordina. Maria, która przy klasztorze miała własne mieszkanie, przyjęła brata serdecznie. Rozumiała jego motywy i wcale nie namawiała go do powrotu. Tołstoj czuł się w towarzystwie jej i jej córki Elżbiety Oboleńskiej na tyle dobrze, że początkowo myślał o pozostaniu na dłużej, szukał nawet izby do wynajęcia w sąsiedniej wsi. Tymczasem nazajutrz przyjechała Aleksandra. Przywiozła ojcu wiadomości z domu i list od matki utrzymany w pojednawczym tonie. Zofia miała nadzieję, że wszystko się ułoży, prosiła, by dożyli swoich dni razem, jak Bóg przykazał. Tołstoj stanowczo odmówił.

„Kocham Cię i lituję się nad Tobą z całej duszy – odpisał – ale nie mogę postąpić inaczej […] Wrócić do Ciebie, dopóki jesteś w takim stanie, oznaczałoby dla mnie wyrzeczenie się życia. Żegnaj, droga Soniu, niech Ci Bóg dopomoże. […] Miesiące, które nam pozostają do przeżycia, są ważniejsze niż wszystkie przeżyte lata i trzeba je dobrze przeżyć”. Nadmiar optymizmu. Pozostały dni. Nękany niepokojem, pisarz znowu zmienił plany. Obsesyjnie lękając się pościgu Zofii, postanowił wyruszyć w dalszą drogę. Na razie do Nowoczerkaska do córki Marii Nikołajewny Heleny Denisienko, której mąż mógł pomóc w wyrobieniu paszportu. Potem na Kaukaz, może za granicę? Byle dalej. Wieczorem przestudiowali mapy, a o świcie 31 października cała kompania wyjechała z Szamordina, by złapać poranny pociąg do Rostowa nad Donem. W pociągu Tołstoj źle się poczuł. Kaszlał, zaczynał gorączkować, 38 stopni. Mimo zdumiewającej tężyzny fizycznej trudy jesiennej podróży dały mu się we znaki. Czas deptał hrabiemu po piętach.

Gorąca herbata i kompresy przyniosły tylko chwilową ulgę. Próbował coś czytać, dyktować, przerwał jednak, bo gorączka rosła. Wreszcie doktor Makowicki zdecydował, że podróż trzeba natychmiast przerwać. Tołstoj początkowo nie chciał o tym słyszeć, zgodził się po długich perswazjach. Na najbliższym postoju – niewielkiej stacji Astapowo (dziś Lew Tołstoj) w guberni riazańskiej – Makowicki pobiegł do naczelnika stacji. Ten, słysząc o dostojnym gościu, natychmiast udostępnił mu dwa pokoje w swoim służbowym mieszkaniu. Chory Tołstoj ze słabym uśmiechem odpowiadał na pozdrowienia zaskoczonych pasażerów. Był dobrej myśli: podleczy się i najdalej za parę dni ruszy dalej.

Pod czujnym okiem paparazzich

Agonia Lwa Tołstoja stała się wydarzeniem medialnym. Jego wyjazd od początku był tajemnicą poliszynela, wszędzie go rozpoznawano, wieść rozniosła się lotem błyskawicy, trafiła na pierwsze strony gazet. Zanim do Astapowa zdołał dotrzeć ktokolwiek z rodziny, zebrał się już tłumek korespondentów prasowych. Mieszkanie naczelnika Ozolina przerodziło się w twierdzę, do której wpuszczano tylko najbardziej zaufane osoby. Dziennikarze godzinami wyczekiwali na jakąkolwiek informację o stanie jego zdrowia, czyhali na każdą wychodzącą osobę, okupowali stacyjny telegraf, by nadać korespondencje. Wbrew pozorom wywlekanie intymnych szczegółów życia gwiazd na widok publiczny nie jest wynalazkiem dzisiejszych paparazzich, a ekshibicjonizm niektórych XIX-wiecznych celebrytów wprawiłby w zakłopotanie niejednego współczesnego idola.

Sama Zofia Andriejewna, zapytana na gorąco o motywy ucieczki męża, powiedziała, że zrobił to dla reklamy. I choć ocena ta wydaje się niesprawiedliwa, to przecież Tołstoj nie zabiegał zanadto o ochronę prywatności, przez całe życie pisał szczere do bólu dzienniki , do których dostęp miało kilka innych osób, a scysje rodzinne rozgrywały się zwykle w asyście znajomych bądź gości. Admiratorzy pisarza każde jego słowo uważali za godne uwiecznienia. Dochodziło niemalże do stenografowania kłótni domowych, a Makowicki potrafił, towarzysząc Tołstojowi na spacerze, notować jego słowa ręką schowaną w kieszeni. Postęp dokonał się więc tylko w dziedzinie techniki (dyktafon), nie obyczajów.

 

Ostatnie chwile

W tłumie ludzi, którzy przybyli do Astapowa, by oddać hołd wielkiemu pisarzowi, a częściej po prostu pofolgować własnej lub cudzej ciekawości, prócz dziennikarzy nie zabrakło także agentów policji, lekarzy zwołujących się co jakiś czas na konsylia, a nawet popa, przysłanego tu przez Świątobliwy Sobór Cerkwi z misją przywrócenia zbłąkanej owcy na łono Kościoła. Opierano się na pogłoskach, jakoby Tołstoj podczas pobytu w Szamordinie wyraził chęć pojednania się z Cerkwią, co pozwoliłoby na zdjęcie zeń ekskomuniki. Ponieważ jednak nikt z jego ówczesnych towarzyszy nie mógł tego z czystym sumieniem potwierdzić, duchowny odjechał z kwitkiem. Tymczasem stan zdrowia pisarza pogarszał się z dnia na dzień. Lekarze nie potrafili powstrzymać rozwijającego się zapalenia płuc. Kaszlał, gorączka dochodziła chwilami do 40 stopni. Gdy na jakiś czas opadała, trochę się ożywiał, dyktował listy, prosił, by mu poczytać. Częściej jednak leżał wyczerpany, momentami majaczył.

Gdy tylko dowiedziała się o miejscu pobytu męża, 2 listopada w nocy do Astapowa przyjechała specjalnym pociągiem Zofia Andriejewna z dziećmi. Tołstoj serdecznie powitał najstarszego syna Sergiusza, który okazał mu wiele zrozumienia i nie stanął, jak Andrzej, po stronie matki. Samej Zofii w ogóle nie dopuszczono do męża. Aleksandra z Makowickim i Czertkowem – uznając, że spotkanie z żoną mogłoby dla pisarza stanowić zbyt silne przeżycie – ukrywali przed nim wiadomość o jej przybyciu, mimo że Tołstoj wielokrotnie wypytywał o wieści z domu. Doszło do tego, że zrozpaczona Zofia krążyła wokół domu naczelnika, usiłując zajrzeć przez okno do pokoju męża… Umieranie trwało tydzień. Ostatniej nocy, z 6 na 7 listopada, Tołstoj był niemal stale nieprzytomny. Dopiero wtedy wpuszczono do jego sypialni Zofię, ale nie odzyskał świadomości. Wreszcie, po dwóch zatrzymaniach oddechu – co odnotowali czuwający nad nim lekarze – około 6 rano chory wyzionął ducha. Tak zakończyła się ostatnia podróż Lwa Tołstoja. Jego odyseja. Odyseja… od Penelopy.