Polski wiceminister miał zatrudniać internetowe trolle, by niszczyć kariery sędziów. Łukasz Piebiak do niedawna był sekretarzem stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości. Zastępca Zbigniewa Ziobro miał angażować się w rozpętaną w sieci karierę czarnego PR-u wymierzoną przeciwko niezgadzającym się na zmiany w sądownictwie oraz ich zwolennikom. O sprawie jako pierwszy napisał Onet.pl.
Według dziennikarzy celem akcji była między innymi kompromitacja prezesa Stowarzyszenia Sędziów Polskich “Iustitia”, prof. Krystiana Markiewicza. Dowodem na proceder są rozmowy z komunikatorów Messenger oraz Whatsapp między Piebiakiem, a osobą posługującą się imieniem Emilia. To ona miała rozkręcać siatkę fałszywych kont, z których internet zalewały niepochlebne informacje o sędziach, a do mediów miały trafiać niewygodne szczegóły ich życia prywatnego.
Emilia, która na Twitterze funkcjonuje jako MalaEmiE, prywatnie ma być związana z jednym z sędziów, którzy obecnie pracują w Krajowej Radzie Sądownictwa. Jak podają dziennikarze, miała wyrazić skruchę i żal z powodu działań na szkodę przynajmniej 20 sędziom. Obecnie na jej koncie nie przeczytamy wiele.
Witajcie, to ja. Jestem i byłam -zawsze. Ktos mnie zdradzał. Długo,bardzo długo. Teraz juz wiem kto. Tym co mnie bronili – dziekuję. Jestem dla Was. Tym co hejtowali: wypadac pajacem
— MalaEmiE (@MalaEmiE) 11 sierpnia 2019
Oświadczam,że w sprawach karnych,cywilnych i rodzinnych ustanowiłam adwokatów do reprezentowania mnie.Kaźda sugestia,że przywłaszczyłam sobie pieniądze ze zbiórki spotka się z reakcją prawną moich pełnomocników.
— MalaEmiE (@MalaEmiE) 13 sierpnia 2019
Łukasz Piebiak, sam będący sędzią, popierał reformę sądownictwa przeprowadzoną przez Prawo i Sprawiedliwość. W lutym ubiegłego roku został za to usunięty ze Stowarzyszenia Sędziów Polskich “Iustitia”.
Łukasz Piebiak, Źródło: ANDRZEJ IWANCZUK/REPORTER
W XXI wieku internet stał się bardzo skutecznym i chętnie wykorzystywanym narzędziem politycznych rozgrywek oraz manipulacji. Prezydent USA Donald Trump, który do niedawna każdą negatywną informację na swój temat komentował określeniem „fake news” (ang.: fałszywe wiadomości) sam miał w sztabie ludzi powiązanych z Cambridge Analytica. Co więcej, osoby związane niegdyś z tą firmą mają pomóc mu w kampanii w wyborach 2020. Przypomnijmy krótko: firma zajmowała się profilowaniem użytkowników mediów społecznościowych by pomagać w kampaniach politycznych zatrudniającym ją partiom, stronnictwom, politykom. Cambridge Analytica w sposób niezgodny z regulaminem przekazała dane około 50 milionów użytkowników Facebooka.
Poszła jednak kilka kroków dalej, nie tylko zbierając informacje, ale także wykorzystując je do wymierzania celowo wytwarzanych treści, które miały wpływać na ich decyzję. Mając w arsenale dokładne dane o poglądach danych osób szyto na miarę informacje, które podsycały strach, poczucie zagrożenia, paranoję, ksenofobię i tak dalej. Skutek? Udało się przekonać nieprzekonanych w referendum w sprawie Brexitu, udało się przesunąć szalę zwycięstwa na stronę Donalda Trumpa w USA.
Świat usłyszał o tej aferze w 2018 roku, jednak prawda jest taka, że opinia publiczna Ameryki i Europy zainteresowała się sprawą dopiero wtedy gdy problem ugryzł ich w siedzenie. Gdy podobne działania doprowadzały do przewrotów politycznych w krajach biedniejszych, biały człowiek niespecjalnie się temu przyglądał.
Tymczasem wcześniej, w 2015 roku, firma „sprawdziła” skuteczność w Trynidadzie i Tobago, gdzie rozkręciła akcję bojkotu głosowania wśród młodych ludzi. Akcja miała na celu protest przeciwko skorumpowanym politykom, „Do so!” oznaczało „Nie głosuj!”, bojkotuj zgniły system i estabilishment. Jednak wcale nie chodziło tu o bunt, a o przekonanie afrokaraibskiej części społeczeństwa do pozostania w domach. W tym samym czasie młodzież z domów hinduskich (gdzie hierarchizacja rodziców względem dzieci znacznie silniejsza) poszła do urn. Dało to aż sześcioprocentowy przepływ poparcia w stronę klienta Cambridge Analytica. Wystarczyło ogłosić modę na apatię. Identyczny mechanizm sprawdził się podczas wyborów w sprawie Brexitu.
W dzisiejszej Mjanmie (dawna Birma) tworzenie internetowych fałszywek stało się bronią czystce etnicznej dokonywanej na mniejszości Rohindżów. Muzułmańska mniejszość ukazywana jest w memach, filmikach i udających prawdziwe newsy artykułach jako spiskujący przeciwko buddyjskiej większości terroryści.
– Mjanma doświadcza okropnego renesansu ludobójczej propagandy – mówi Matthew Smith z organizacji Fortify Rights w rozmowie z Southern China Morning Post – Rozprzestrzenia się ona na Facebooku niczym pożar.
At a cursory glance, more than 80 anti-Rohingya propaganda cartoons have been tweeted at me since Aug 25. Just the ones I’ve counted. A sampling: pic.twitter.com/1q3bdDUnlK
— Matthew Smith (@matthewfsmith) 29 września 2017
W kwietniu 2018 Facebook poinformował o usunięciu 70 kont należących do rosyjskiej farmy trolli. Obsługiwały one 138 stron w serwisie społecznościowym i miały być odgórnie zarządzane przez kremlowską proputinowską firmę Internet Research Agency.
Sprawa Łukasza Piebiaka oraz Emilii pokazuje, że problem sterowania wyborami i nastrojami społecznymi przez manipulację internetem oraz mediami nie jest czymś odległym. To tocząca się wciąż wojna, w której Polska jest kolejnym terenem działań. Największym przegranym za każdym razem pozostaje tu demokracja, która opiera się w końcu na zaufaniu wyborców do tego, na kogo głosują. W sytuacji wojny kłamstw, nie możemy mieć żadnej pewności komu ufać, a to idealne pole dla zwolenników rządów autorytarnych i dyktatur, do których populizm nierzadko bywał w historii wstępem.