Potworne odmładzanie, czyli najdziwniejsze terapie kosmetyczne

Dla części osób prawdziwie skuteczny zabieg kosmetyczny musi być trochę straszny lub obrzydliwy. Oto krótki przegląd takich terapii.

Urynoterapia 

Według jej zwolenników oddawanie moczu do sedesu jest marnotrawstwem – to tak, jakby wyrzucić do śmieci drogie kosmetyki. Mocz bowiem ma usuwać trądzik i zmiany uczuleniowe, a nawet leczyć łuszczycę. Należy po prostu przetrzeć skórę nasączoną nim ściereczką. Jak twierdzą urynoterapeutyczne autorytety, do stosowania na twarz najlepszy jest mocz poranny.

Masaż wężami 

Stosuje się go np. w Izraelu i Indonezji. Metoda jest nieskomplikowana: kładzie się żywe niejadowite węże na ciele człowieka. W grę wchodzą gady różnej wielkości, od kilkudziesięciocentymetrowych do potężnych pytonów. Choć zabieg jest bezpieczny, to jednak niewiele osób się na niego decyduje, trzeba bowiem pokonać strach. Trudno natomiast jakkolwiek ocenić skuteczność takiego masażu.

Zobacz, jak wygląda masaż wężami:

Maseczka z ludzkiego łożyska 

Nie, nie chodzi o to, że łożysko zaraz po porodzie nakłada się na twarz klientki. Procedura jest bardziej złożona. Łożysko zostaje zamrożone, starte na proszek i wymieszane z dodatkowymi składnikami. Kilka lat temu gwiazda piosenki Jennifer Lopez ujawniła, że jest wielką fanką tego właśnie rodzaju kuracji odmładzającej. Ale użycie łożysk w medycynie i kosmetyce ma znacznie dłuższą historię. W roku 1933 badania w tej dziedzinie rozpoczął w Odessie radziecki okulista Władimir Pietrowicz Fiłatow. Chciał za pomocą łożyskowych ekstraktów leczyć zaćmę. Jego badaniami zainteresowali się francuscy i niemieccy, a potem amerykańscy wytwórcy kosmetyków. Od lat 50. ludzkich łożysk próbuje używać się do odmładzania skóry. W roku 2008 wybuchł nawet w Wielkiej Brytanii skandal, kiedy okazało się, że państwowy szpital sprzedaje firmie kosmetycznej łożyska bez wiedzy rodzących tam kobiet.

Policzkowanie 

Zabieg wywodzi się z Tajlandii, gdzie ma już stuletnią tradycję. Jednak niewielu jest adeptów tej sztuki, gdyż jeden mistrz może mieć tylko 10 uczniów podczas całego życia. Poza Tajlandią zabieg wykonuje się w San Francisco – kosztuje 350 dolarów. Jak twierdzi właścicielka kalifornijskiej kliniki, umiejętne policzkowanie rozluźnia mięśnie, poprawia ukrwienie skóry i spłyca zmarszczki.

Maseczka ze słowiczych odchodów 

Wywodzi się z tradycji japońskiej. Szczególnie lubili ją aktorzy teatru kabuki oraz gejsze. Obie te profesje stosowały bardzo gruby makijaż, zawierający m.in. związki ołowiu. Słowicze fekalia (po japońsku: uguisu no fun) usuwały te toksyczne kosmetyki, a także wybielały skórę i koiły podrażnienia. Również mnisi buddyjscy chętnie pielęgnowali swoje łysiny używając tego specyfiku. Dziś odchodów słowiczych dostarczają specjalne hodowle. Są zeskrobywane z klatek, odkażane promieniowaniem UV, suszone i ścierane na proszek. Do fanów uguisu no fun zaliczają się Wiktoria i David Beckhamowie.

Krem z jadem pszczelim 

To kosmetyczna nowinka ostatnich kilku lat. Efektem nałożenia specyfiku na twarz jest wniknięcie toksyn w skórę, na co organizm reaguje tak jak na ukąszenie: zwiększając dopływ krwi i pobudzając komórki do dzielenia się. Ponoć dobrze wpływa to na zdrowie i wygląd cery. Jad pszczół zbiera się, nie szkodząc przy tym owadom. Substancja ta jest bardzo droga – za wysokiej jakości nowozelandzki produkt zapłacimy ok. 1000 zł za gram, czyli kilka razy więcej niż za złoto. Do zastosowań kosmetycznych truciznę należy rozcieńczyć (typowa proporcja to 1 do 1000). Jak donoszą tabloidy, mikstury z pszczelim jadem mają być ulubionym kosmetykiem Kate Middleton, żony brytyjskiego księcia Williama.

Czytaj więcej: Młodość mamy we krwi