Zakażała koronawirusem przez 70 dni. Nie miała objawów

Choć żadne dwa przypadki COVID-19 nie są takie same, konsensus dotyczący długości rozsiewania wirusa przez osobę zainfekowaną zamyka się na 8 dniach. Tymczasem w czasopiśmie ”Cell” opisano przypadek pacjentki z białaczką, która zarażona była koronawirusem przez 105 dni, a sama rozsiewała go przez 70.

Posiadanie sprawdzonych danych dotyczących aktywnych transmisji jest kluczowe dla zdrowia publicznego. Dlatego tak nietypowe i długie przechodzenie choroby COVID-19 musi być dokładnie zbadane. Tym bardziej, że owa 71-letnia pacjentka była kompletnie asymptomatyczna.

– Gdy startowaliśmy z tym badaniem nie mieliśmy zbyt wielu danych o czasie aktywnego rozsiewu wirusa. Im więcej mamy infekcji na świecie, tym więcej zarażonych też będzie osób cierpiących na różnego rodzaju zaburzenia immunologiczne. Musimy zrozumieć jak SARS-CoV-2 będzie zachowywał się w przypadku tych ludzi – zaznacza w informacji prasowej główny autor badania, Vincent Munster, wirusolog z amerykańskiego Narodowego Instytutu Alergii i Chorób Zakaźnych w Maryland (NIAID).

Munster na temat nietypowego przypadku chorej na COVID-19 ze szpitala w Kirkland w stanie Waszyngton dowiedział się od innego specjalisty od chorób zakaźnych. Francis Riedo, współautor badania, napisał do Munstera w kwietniu na temat swojej pacjentki, która zarażona została koronawirusem trzy miesiące wcześniej. Robione jej kolejne testy PCR cały czas wykazywały obecność materiału genetycznego wirusa. Riedo liczył na pomoc Munstera w ustaleniu, czy 71-latka cały czas może zarażać innych.

Na skutek przewlekłej białaczki limfocytowej kobieta miała upośledzoną odporność organizmu. Dodatkowo stwierdzono u niej hipogammaglobulinemię. To stan niedoboru odporności wiążący się ze spadkiem stężenia lub brakiem immonoglobulin (przeciwciał, które są niezbędne dla właściwej pracy bariery ochronnej organizmu).

Jako, że nigdy nie miała jednak objawów typowych dla COVID-19, wykryto u niej wirusa przez przypadek. Gdy zgłosiła się do szpitala z ciężką anemią lekarze zorientowali się, że mieszkała na terenie na którym był duży wysyp przypadków infekcji koronawirusem.

W laboratorium ośrodka NIAID w Hamilton, w stanie Montana zaczęto regularne badanie próbek pobieranych z górnych dróg oddechowych 71-latki. Odkryto, że rozsiewała wirusa przynajmniej przez 70 dni po pierwszym pozytywnym teście na obecność SARS-CoV-2, a patogenu pozbyła się z organizmu dopiero po 105 dniach.

– To było coś, co miało prawo się wydarzyć, ale czego nigdy wcześniej nie mieliśmy okazji zaobserwować – skomentował Munster. Śledczy medycy doszli do wniosku, że pacjentka onkologiczna z asymptomatycznym COVID-19 rozsiewała długo wirusa, bo jej układ odpornościowy nigdy się przeciwko niemu nie bronił. Jej organizm nie tworzył przeciwciał.

Według Munstera przypadek 71-latki ze stanu Waszyngton jest najbardziej skrajnym znanym obecnie nauce przykładem przedłużonego rozsiewu SARS-CoV-2 w połączeniu z brakiem objawów. – Widzieliśmy podobne przypadki u zarażonych grypą i MERS, chorobą wywoływaną przez innego koronawirus. Spodziewamy się usłyszeć w przyszłości o kolejnych przypadkach, jak opisywanej tu kobiety – dodaje Vincent Munster.