Superbakterie równie groźne co koronawirus. W czasie pandemii nawet bardziej

Wywołana przez koronawirusa pandemia nabiera nowego tempa, tymczasem eksperci ostrzegają przed następnym zagrożeniem płynącym ze strony chorób zakaźnych, których nie da się leczyć. Jednak lekooporne bakterie nie roznoszą się po świecie tak szybko jak SARS-CoV-2 i nie brzmią na tyle groźnie, by media straszyły nimi z nagłówków gazet i żółtych pasków na ekranach.
Superbakterie równie groźne co koronawirus. W czasie pandemii nawet bardziej

Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) szacuje, że do 2050 roku liczba osób zmarłych po niedającym się wyleczyć zakażeniu bakteryjnym będzie wynosiła 10 mln. Już teraz co roku na całym świecie umiera z tego powodu 700 tys. osób. Bakterie, powoli, ale są w stanie osiągnąć poziom zagrożenia płynącego ze strony COVID-19.

Szkodzimy sami sobie godząc się na nadmierne przepisywanie antybiotyków, zbyt często stosujemy je w hodowli bydła. Te i inne czynniki sprawiają, że gruźlica, salmonella czy rzeżączka nie dają się łatwo wyleczyć. Czasami wcale. Gdy po kuracji antybiotykiem garstka bakterii przeżyje, namnaża się często już z nabytą odpornością na lek, którym próbowano je zniszczyć. Tylko z powodu opornej na leki gruźlicy co roku umiera na świecie 230 tys. osób.

– W przeciwieństwie do COVID-19, który spadł na nas nagle, kryzys związany z superbakteriami narasta powoli od wielu lat. On już jest na poziomie pandemii. To już jest problem globalny. I COVID tylko go pogarsza – przekonuje w rozmowie z Business Insider prof. Sarah Fortune, immunolożka z uczelni Harwarda.

Podobnego zdania jest dr Helen Boucher, kierująca Wydziałem Medycyny Geograficznej i Chorób Zakaźnych w Centrum Medycznym Tufts w Bostonie. Jej zdaniem zagrożenie superbakteriami jest większe w czasie pandemii, bo zarażeni SARS-CoV-2 są wystawieni na większe ryzyko dodatkowej infekcji której nie da się wyleczyć. Więc ofiar śmiertelnych przybywa.

Gdy w maju przyjrzano się kwestii stosowania antybiotyków w terapii covidowej, wśród losowo wybranych 2000 pacjentów z całego świata aż 72 proc. podawano leki przeciwbakteryjne. Sęk w tym, że tylko w 8 proc. tych przypadków istniały dowody na dodatkową infekcję bakteryjną czy grzybiczą. Niestety, badania pokazują, że to równoległe zagrożenie jest prawdziwe.

Szpitale leczące pacjentów z COVID-19 są często zbyt ”proaktywne” w stosowaniu leków przeciwbakteryjnych, bo lekarze znają badania z Chin, czy Francji, gdzie u 15 do 33 proc. zarażonych SARS-CoV-2 rozwijają się dodatkowe, często zabójcze dla osłabionego organizmu, infekcje bakteryjne czy grzybicze. Medycy sięgają więc automatycznie po antybiotyki dla wszystkich, wzmacniając jednak problem lekooporności.

Wyjściem z sytuacji byłaby produkcja nowej klasy antybiotyków. Tym bardziej, że wiele z dziś używanych powstało dekady temu. Niestety, gdzieś po drodze firmy farmaceutyczne zainteresowane tymi lekami albo potknęły się na kosztownych badaniach i zbankrutowały, albo kompletnie zarzuciły wysiłki skupiając się na innych środkach.

– Po prostu na antybiotykach nie zarabia się tak dobrze, jak na innych lekach. Tym bardziej, że bierze się je tylko raz, gdy pojawia się infekcja. Nie można ustawiać ceny zbyt wysoko a czas przydatności do użycia jest ograniczony. Zarabia się na czymś, co ludzie muszą brać regularnie – zwraca uwagę prof. Fortune.