Tajemnicza smuga na niebie podczas burzy geomagnetycznej. Jej źródło nie było na Ziemi

Miłośnicy obserwacji nocnego nieba zawsze korzystają, gdy w otoczeniu Ziemi dochodzi do interakcji obłoków plazmy wyrzuconych ze Słońca z polem magnetycznym naszej planety. Jak by nie patrzeć, burze geomagnetyczne powodują powstawanie niezwykle urodziwej zorzy polarnej. Kiedy jednak na niebie pojawiają się dwa spektakularne zjawiska jednocześnie, to mamy do czynienia z prawdziwą ucztą. Do właśnie takiej koincydencji czasowej doszło nocą 17 maja nad Stanami Zjednoczonymi.
Źródło:  Mike Lewinski (Flickr)

Źródło: Mike Lewinski (Flickr)

Akurat zorze polarne w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy nie są niczym wyjątkowym. Słońce, które właśnie przechodzi przez maksimum swojej aktywności w 25. cyklu słonecznym co kilka tygodni raczy nas mniejszymi i większymi pokazami barwnymi na nocnym niebie. Można zatem powiedzieć, że miłośnicy nocnego nieba nie mają na co narzekać. Wystarczy sobie tutaj przypomnieć burzę geomagnetyczną i spektakularne zorze polarne, które mogliśmy obserwować 10/11 maja ubiegłego roku. Wtedy to mieliśmy do czynienia z uderzeniem w Ziemię siedmiu obłoków plazmy wyrzuconych ze Słońca, które spowodowały najsilniejsze zorze polarne od ponad dwudziestu lat.

Niemal dokładnie rok później, 17 maja br. zorze polarne były znacznie słabsze, a mimo to noc ta była obszernie komentowana głównie w amerykańskich mediach. Dlaczego?

Okazuje się bowiem, że obserwatorzy nieba przyglądający się zorzy polarnej mieli unikalną możliwość zaobserwowania czegoś całkowicie niespodziewanego. Oto w pewnym momencie, zupełnie bez ostrzeżenia, na niebie pojawiła się niezwykle jasna smuga przecinająca cały nieboskłon. W jednym momencie było zatem widać zarówno tajemniczą jasną smugę niczym wyemitowaną z jakiegoś silnego reflektora, jak i poświatę zorzy polarnej.

Źródło: Mike Lewinski (Flickr)/CC BY 2.0

Z czym zatem mieliśmy tutaj do czynienia?

Same zorze polarne były spowodowane przez obłok plazmy wyemitowany 12 maja w koronalnym wyrzucie masy (CME) po erupcji masywnego włókna, które pojawiło się przy krawędzi północnej półkuli Słońca. Pierwotnie astronomowie zakładali, że obłok ten minie Ziemię w bezpiecznej odległości. Ku ich zdumieniu jednak wyemitowany obłok plazmy był znacznie szerszy, niż się spodziewano, i jedną ze swoich krawędzi dotknął cztery dni później magnetosfery naszej planety, powodując burzę geomagnetyczną klasy G2.

Dużo bardziej zagadkowa była jednak tutaj jasna smuga, która pojawiła się na niebie obserwowanym z terytorium stanu Kolorado, Nowego Meksyku, Kansas i kilku innych stanów. Początkowo obserwatorzy założyli, że mają do czynienia z rzadko występującym zjawiskiem astronomicznym STEVE. Szybko jednak okazało się, że to nie to. Mało tego, okazało się, że nie mieliśmy w tym przypadku do czynienia ze zjawiskiem naturalnym.

Jak się wkrótce okazało, godzinę wcześniej z chińskiego kosmodromu Jiuquan, firma Landscape wystrzeliła na orbitę okołoziemską rakietę Zhuque-2E. Na pokładzie rakiety znajdowało się sześć różnych satelitów, które po dotarciu na orbitę okołoziemską zostały uwolnione z górnego członu rakiety.

Czytaj także: Ekspert od silników lotniczych: “smugi kondensacyjne nie zanieczyszczają, ale lepiej, gdyby nie powstawały”

Obserwatorzy stosunkowo szybko ustalili, że zaskakująca jasna smuga, która pojawiła się na żarzącym się delikatną zorzą polarną niebie, była efektem zrzucenia nadmiaru paliwa z górnego członu rakiety Zhuque-2E na wysokości około 250 kilometrów lub też efektem manewru ukołowienia orbity rakiety przed wypuszczeniem satelitów.

Kilkadziesiąt minut później, astronom Jonathan McDowell monitorujący od lat sytuację na orbicie okołoziemskiej potwierdził związek między białą smugą a rakietą Zhuque-2E, która przelatywała wówczas nad tym regionem Stanów Zjednoczonych. Warto tutaj pamiętać, że nie jest to zdarzenie przypadkowe. Miłośnicy nocnego nieba wielokrotnie obserwowali podobne zrzuty paliwa z rakiet wystrzeliwanych na orbitę chociażby przez SpaceX.

Zaledwie kilka miesięcy temu nawet mnie samemu zdarzyło się zobaczyć gigantyczną spiralę na nocnym niebie. Fakt, że zupełnie nie spodziewałem się takiego widowiska, ani nie byłem świadomy żadnego startu — po prostu wyszedłem z psami na spacer — sprawił, że też przez dłuższą chwilę miałem trudność w ustaleniu, na co tak naprawdę patrzę.

Zdjęcie: Radosław Kosarzycki

Takie zdarzenia pokazują, jak dynamiczne i zaskakujące potrafi być współczesne niebo. To, co z początku wydaje się niepojętym zjawiskiem atmosferycznym czy kosmicznym, często okazuje się efektem działalności człowieka w przestrzeni kosmicznej. Zważając na to, jak intensywnie rozwija się przemysł orbitalny, takich zdarzeń z każdym rokiem będzie coraz więcej.